Program ruszył w znanym z produkcji elektroniki Shenzen na południowym wschodzie kraju, a docelowo podobne rozwiązania mają obowiązywać jeszcze w sześciu miastach: Pekinie, Szanghaju, Guangdong, Tianjin, Chongqing i Hubei. Chiny planują do 2015 r. zmniejszenie emisji dwutlenku węgla o 17 proc.
Chińczycy zdecydowali się na wprowadzenie systemu „cap and trade”, podobnego do tego, jaki obowiązuje w Unii Europejskiej. Polega on na tym, że przedsiębiorstwom najpierw wyznacza się limity emisji. Następnie te, które je przekroczą, muszą dokupić zezwolenia na emisję. Firmy, którym uda się zejść poniżej limitu, mogą swoje niewykorzystane zezwolenia sprzedawać. W Shenzen programem zostanie objętych 635 przedsiębiorstw odpowiadających za 37 proc. wszystkich emisji w mieście.
Do zmniejszenia emisji dwutlenku węgla mają się przyczynić jeszcze dwie inne sprawy. Do końca 2015 r. gospodarka ma być o 11,7 proc. mniej energochłonna, a udział odnawialnych źródeł energii zwiększyć się o 11,4 proc. To nie wszystko. Na koniec dekady Chiny wyznaczają sobie jeszcze bardziej ambitny cel – zmniejszenie emisji prawie o połowę. Nawet gdyby to się udało w tej chwili, Chiny wciąż byłyby krajem produkującym gigantyczne ilości CO2. Według danych ONZ Państwo Środka w 2011 r. wyemitowało do atmosfery 9,7 mld ton dwutlenku węgla, co stanowi wzrost o 287 proc. w stosunku do 1990 r. Dla porównania cała Unia Europejska w 2011 r. wyprodukowała 3,79 mld ton.
Reklama
Chińskie cele środowiskowe mogą być niemożliwe do osiągnięcia, zważywszy, że kraj wciąż przechodzi industrializację, a energetyka jest oparta głównie na węglu. Smog trapiący tamtejsze metropolie o tym przypomina. Według Banku Światowego w Chinach znajduje się 16 z 20 najbardziej zanieczyszczonych miast świata.