Projekt nazywa się „ MOOC” - to angielski skrót od „Masowy otwarty kurs internetowy”. Takie kursy oferują najbardziej prestiżowe uniwersytety świata - MIT, Uniwersytet Harvarda czy Stanforda. Można studiować właściwie wszystko: od neurobiologii przez statystykę do historii muzyki rockowej. Na kursy zapisują się dziesiątki tysięcy ludzi.

„Ale nie są to tylko wykłady, to także egzaminy, quizy czy dyskusje na forach” - mówi autor analizy w „Nature” Ewen Callaway. Choć kursy typu MOOC cieszą się popularnością, sceptyków nie brakuje. Jednym z nich jest metodyk, Jonathan Osborne z Uniwersytetu Stanforda. Według niego w nauczaniu potrzebne są spotkania ludzi, którzy wymienialiby się uwagami. "Internetowy kurs to nie to samo" - mówi.

Zdaniem wielu ekspertów internet daje ogromne możliwości kształcenia ludziom, którzy nie mają szans na tradycyjną dobrą edukację. Nie wszyscy są jednak przekonani, że efekty kursów on-line są tak samo dobre, jak wykłady i ćwiczenia na tradycyjnym uniwersyteckim kampusie.