Trwająca od trzech lat duńska debata o Facebooku dotychczas koncentrowała się wokół tego, co serwis może zrobić z treściami zamieszczonymi przez użytkowników. Zmianę perspektywy wywołały dwa wydarzenia. Najpierw portal zablokował na dobę konto założycielce Duńskiej Partii Ludowej Pii Kjaersgaard po tym, jak nazwała na swoim profilu urzędującą premier Helle Thorning-Schmidt „głupią i naiwną”. Następnie moderatorzy serwisu usunęli zamieszczone przez jednego z polityków zdjęcie okładki książki o hipisach, na której widnieją nadzy ludzie.

Duńscy politycy zareagowali alergicznie. Kjaersgaard porównała zbanowanie swojego konta do praktyk Korei Płn., zaś socjaldemokratyczny poseł Mogens Jensen w rozmowie z DGP oskarża Facebooka o cenzurę. – Oczywiście serwis musi mieć jakieś zasady, uważam jednak, że te, którymi się kieruje, są nieeuropejskie. Nie trzymają standardów wolności wypowiedzi, przynajmniej takich, jakie mamy w Danii – mówi Jensen, główny inicjator zwołania specjalnego posiedzenia komisji kultury.
Sprawa jest tym bardziej znacząca, że Facebook stanowi bardzo ważne medium dla duńskiej debaty publicznej i tamtejsi politycy są na nim bardzo aktywni. Logowanie na strony większości gazet dokonuje się właśnie za pomocą konta na amerykańskim serwisie. Posiada je zresztą ponad połowa duńskiej populacji i jest to jeden z najwyższych wskaźników w UE. Z tego względu w opinii niektórych portal jest w Danii czymś więcej niż tylko kolejnym serwisem społecznościowym. – Właśnie dlatego jako parlamentarzyści mamy obowiązek przyjrzeć się temu, jak działa – mówi Jensen.
Reklama
Wspomniana książka o hipisach ukazała kulturowe różnice nie tylko między Danią a Facebookiem. „Hippie. Trzy lata i 74 dni, które zmieniły Danię” znanego pisarza Petera Oeviga Knudsena ilustruje bogaty materiał zdjęciowy dokumentujący czasy dzieci kwiatów w Danii. Na wielu zdjęciach widnieją nadzy ludzie. Z tego powodu sprzedaży książki w swoim sklepie zabroniła w ubiegłym roku firma Apple. Nie ugięła się nawet po tym, jak wydawca zdecydował się załatwić sprawę polubownie i zasłonił niektóre części ciała hipisów jabłkami.
Duńczycy nie mogli zrozumieć, jak materiał dokumentalny można uznać za pornografię. – Jeśli wyblakłe, czarno-białe zdjęcia kilkorga kopulujących hipisów to pornografia i materiał deprawujący dzieci, to rzeczywiście możemy mieć problem – komentował zgryźliwie wiceszef europarlamentarnej komisji kultury Morten Loekkegaard. Duński eurodeputowany pod koniec maja nawet zaprosił do siebie przedstawicieli Apple’a, by wyjaśnili mu politykę firmy. Jedyne, co udało się osiągnąć, to deklarację chęci kontynuowania dialogu.
Duńscy politycy mają jednak świadomość, że problemu może nie dać się rozwiązać bez interwencji Brukseli. Liczą na to, że kwestię zamieszczanych treści uda się doprecyzować w opracowywanej właśnie dyrektywie o ochronie danych osobowych. Do przesłuchań przed komisją kultury Folketingu (duńskiego parlamentu) najpewniej dojdzie, bowiem socjaldemokraci mają w tej kwestii poparcie największej partii opozycyjnej. Wiele wskazuje jednak na to, że cała awantura skończy się najwyżej wydaniem oficjalnego oświadczenia.