Opierają się one na podsłuchach, między innymi syryjskich lekarzy. Informacje nie wyjaśniają jednak, czy użycie gazu było podyktowane odgórnym rozkazem władz Damaszku, czy samowolnym działaniem niższego oficera, który przekroczył swoje kompetencje. Amerykańskie służby wywiadowcze nie mają też danych, które są uznawane za koronny dowód w tego typu sprawach. Chodzi między innymi o próbki ziemi i krwi, których analiza wykazałaby, czy zaszła reakcja typowa dla działania gazu paraliżującego. Nagrania video, na których widać ofiary ataku, pozwalają natomiast zaobserwować u nich objawy, charakterystyczne dla sarinu - między innymi trudności w oddychaniu, skurcze i drgawki.

>>> Czytaj też: W wojnie domowej ginie 117 osób dziennie

Także obraz pocisków, których użyto w ataku wskazują raczej, że nie przenosiły one głowic konwencjonalnych - w takim bowiem wypadku byłyby one całkowicie zniszczone. Większość pocisków wystrzelonych pod Damaszkiem była natomiast nienaruszona, co przemawiałoby za użyciem broni chemicznej.



Państwa zachodnie rozważają możliwość interwencji wojskowej w Syrii. Projekt rezolucji w tej sprawie jeszcze dziś trafi do Rady Bezpieczeństwa ONZ. Wniesie go Wielka Brytania - zapowiedział premier David Cameron. Będzie zawierał "potępienie użycia broni chemicznej przez Assada".



Reklama

W zeszłotygodniowym ataku gazowym pod Damaszkiem zginęło przeszło 300 osób. Bojownicy oskarżają o użycie trującego gazu wojska rządowe, jednak reżim Baszara al-Asada temu zaprzecza.

>>> Czytaj też: Tusk: Polska nie będzie uczestniczyć w interwencji w Syrii