Otóż przed każdym piątkiem składamy w jednym z siedmiu sklepów w naszej wsi zamówienie na owoce i warzywa. Ostatnio zapytano mnie, czy – oprócz sałaty, papryki i tym podobnych – chcę także kupić korzeń imbiru i limonki, bo są w ofercie i wiele osób zamawia.

Czosnek niedźwiedzi – proszę bardzo. Oto dowód dla pesymistów, że nasza wieś zmienia się, też cywilizacyjnie, i że jest na niej zaskakująco dobrze. Wędliny kupujemy u lokalnego tajnego rzeźnika, którego na szczęście nie ściga urząd podatkowy, a który sprzedaje polędwicę wędzoną w zimnym dymie, schab naziołowany i naczosnkowany oraz specjalne rodzaje kiełbasy. A musi tak robić, bo nikt już byle czego nie chce jeść. Narobiono wiele hałasu i uznano za skandal reformę śmieciową. A ku coraz powszechniejszemu zaskoczeniu po pierwszych drobnych kłopotach reforma ta działa i to w skali kraju zapewne – sądząc po dalszych podróżach, a w skali naszej gminy znakomicie.

Jest to doskonały przykład na to, jak powierzchownie i bez moralnych konsekwencji jest uprawiane dziennikarstwo. Ileż to skandali wyśledzono, zanim reformę zrealizowano i kiedy zaczęła działać, ale teraz nikt się nie zająknie, że w większości przypadków okazała się skuteczna. Zwłaszcza na wsi, gdzie oznacza to cywilizacyjny skok i pobudzenie ekologicznej świadomości. W tym roku wszystko znakomicie obrodziło, zbóż jest nawet dużo za dużo. I znowu warto wskazać na – przepraszam, że tyle o dziennikarzach – niekompetencje komentatorów, którzy dowodzili, że susza na przełomie lipca i sierpnia oraz upały skończą się klęską nieurodzaju. Otóż susza i upały w tym okresie specjalnie nie szkodzą, o ile pada w czerwcu i pierwszej połowie lipca, a tak było. Mamy urodzaj jabłek nieznany od dziesięcioleci i wszystkich innych owoców. A ponadto w młodszym pokoleniu pojawiło się nowe zjawisko. Otóż rolnicy, nie tylko rolniczki, zaczęli się interesować sadzeniem własnych warzyw i własnych owoców.

Oczywiście najchętniej ci, którzy mają małe dzieci, ale generalnie jest to różnica pokoleniowa. Młodsi wiedzą, jakie świństwo sprzedawane jest nam w supermarketach, starsi niekoniecznie. Nastąpiła też, o czym warto wspomnieć przed rozpoczęciem roku szkolnego i akademickiego, zmiana preferencji edukacyjnych. Już nie jest obowiązkowe uzyskanie magisterium z polonistyki na trzeciorzędnym uniwersytecie, lecz zdobycie dyplomu takiej szkoły, która zapewnia sensowną pracę (wielkie zainteresowanie fizykoterapią i rehabilitacją), i to niekoniecznie dyplomu szkoły wyższej. Wreszcie mija ten nonsensowny pęd do wyższego wykształcenia, który w Polsce został napędzony przez państwo. I przy tej okazji wychodzi na jaw, które wyższe szkoły prywatne mają dobrą ofertę, a które nie – a plajty tych nastawionych tylko na zarobienie pieniędzy stają się powszechne, i całe szczęście.

Z ziemi, zwłaszcza z podlaskomazowieckich piasków, nie da się wyżyć, toteż wielu moich sąsiadów jeździ na zarobek do Niemiec czy Holandii, ale wracają nie tylko z przyzwoitymi pieniędzmi, ale także z nowymi formami kultury i stosunku do pracy. Wprawdzie wyzysk w prywatnych małych firmach, gdzie w Polsce oczywiście pracuje się na czarno, jest okrutny (6 zł za godzinę), ale coraz mniej jest chętnych do bycia wyzyskiwanym, więc i to się zmieni. Wśród młodzieży panuje przekonanie, że trzeba mieć zawód, a wobec tego wyzyskiwać dają się przede wszystkim kobiety i to głównie starsze. Nie można takiej sytuacji pochwalać, ale tendencja ogólna jest prawidłowa.

A zatem coraz więcej cywilizacji, wiele udanych projektów rządowych i samorządowych i sporo nieudanych. To jednak jest w zasadzie normalne, najważniejsze, że w trakcie kilku ostatnich lat nastąpił skok w zakresie świadomości wiejskiej. Rzekomo ciemna polska wieś staje się oświecona, a najciemniejsze pozostają małe miasteczka z dala od wielkich dróg, pozbawione dobrego gospodarza i stanowiące siedlisko ludzkiej nędzy i nieszczęścia, ale o tym przy innej okazji.