Jest kilka powodów tej sytuacji, ale skupię się tylko na jednym, a mianowicie na liczbie i publicznej aktywności członków poszczególnych rad gminy lub miasta. Projektodawcy samorządów w Polsce dokonali znakomitej pracy, ale po pewnym czasie trzeba niektóre elementy tej struktury zmienić, bo okazały się chybione.
Rada gminy, tej najmniejszej, czyli wiejskiej i stosunkowo niewielkiej, liczy 18 członków. We wszystkich radach w Warszawie zasiada w sumie kilkuset radnych. Nie ma żadnego żywego sposobu, żeby wiedzieć, kto jest naszym radnym, jak postępuje i jak głosuje, jak go ocenić przy następnych wyborach. Nawet na poziomie wiejskiej gminy jest to nieosiągalne, a w dużym mieście – to po prostu fikcja. Z tego powodu radni nie są ważnymi członkami małej czy dużej wspólnoty lokalnej, a taka sytuacja sprawia, że samorząd przestaje pełnić konstytucyjne funkcje reprezentacji obywateli.
Przypomnijmy sobie stosunki, jakie obowiązują nie tylko w Stanach Zjednoczonych, ale także – na przykład – w Niemczech, gdzie radni odgrywają zasadniczą rolę w zarządzaniu miastem czy jakąkolwiek administracyjną wspólnotą lokalną. Funkcja radnego jest tam bardzo ważna, a postać radnego powszechnie znana i szanowana lub przeciwnie. Radny może bardzo wiele, a zwłaszcza odgrywa rolę w decyzjach – zawsze spornych i korupcjogennych – dotyczących przydzielania terenów pod budowę osiedli czy fabryk. Proszę sobie przypomnieć „Chinatown” Polańskiego.
Innymi słowy, pierwszym krokiem do uzdrowienia stosunków samorządowych w Polsce byłoby radykalne zmniejszenie liczby radnych, tak mniej więcej do jednej trzeciej. Drugim sposobem byłoby zwiększenie zarówno ich odpowiedzialności, jak i finansowania (zawsze jedno idzie z drugim). Trzecim wreszcie, konkretne i szczegółowe przedstawianie decyzji podjętych przez danego radnego w lokalnych mediach.
W obecnej sytuacji radny nie czuje się szczególnie odpowiedzialny, chyba że partia, która go wystawiła, każe mu głosować w określony sposób. Nawet partie jednak nie są w stanie skontrolować wielu z pozoru mniej ważnych decyzji, więc radny pozostaje sam – bez wpływu i bez znaczenia. Nic dziwnego, że stopniowo jego zajęcie, w istocie wykonywane społecznie, bo tylko na wsi i tylko dla niektórych znaczenie mają diety, zaczyna mu się nudzić i nie ma zamiaru dawać z siebie wszystkiego dla dobra wspólnoty, skoro nie spotka go nawet najmniejsza nagroda, na przykład w formie uznania i docenienia jego działalności.
Pojawiają się co pewien czas – całkiem rozsądne – głosy w Polsce, że posłów mamy za dużo. Zapewne tak, skoro nawet nazwisk olbrzymiej większości spośród nich nie znamy. Natomiast radnych w Polsce jest około 47 tysięcy. To zakrawa na nonsens. I chociaż teoretycznie wszyscy mają dostęp do decyzji podejmowanych przez rady samorządowe wszelkich szczebli, to komu się chce śledzić postępowanie jednego z tych dziesiątków tysięcy radnych?
Inaczej mówiąc, radny to bardzo ważny człowiek i powinien być odpowiednio traktowany przez społeczeństwa, a zwłaszcza przez daną lokalną wspólnotę. Jeżeli nie zmienimy struktury samorządów w kierunku promowania radnych i świadomego rozliczania ich z konkretnych decyzji i działań, to wybory do samorządu pozostaną w znacznej mierze fikcją czy też będą upartyjnione. Nawet bowiem wtedy, kiedy cieszymy się, że radnych wybrał lokalny komitet niezwiązany z żadną partią polityczną, szybko okazuje się, że wymykają się oni spod naszej kontroli i zarazem zanikają w tłumie. Radny to brzmi dumnie, ale nie w Polsce.