Wczoraj opublikował zasady, na jakich w ciągu najbliższego roku przeprowadzi stress testy największych europejskich grup. A także listę ponad 120 banków, które weźmie pod lupę. W przeszłości w europejskich stress testach brał udział nasz PKO BP. Tym razem go nie ma, uwzględnione są wyłącznie instytucje ze strefy euro, gdzie za rok ma zacząć funkcjonować wspólny nadzór sprawowany właśnie przez EBC. Za to wszyscy liczący się zagraniczni inwestorzy polskich banków (poza amerykańską Citigroup) zostaną zbadani.
„Spodziewamy się, że ta ocena umocni wiarę sektora prywatnego w zdrowie banków ze strefy euro i w jakość ich bilansów” – tak reklamował inicjatywę Mario Draghi, prezes EBC. Skąd w takim razie spadki cen akcji europejskich instytucji finansowych? We Włoszech notowania poszły w dół o 5 - 7 proc., bo Draghi dopuścił możliwość ogłaszania bankructwa banków. W takich krajach, jak Niemcy, Francja czy Hiszpania były 2-proc. spadki. Inwestorzy nie mają złudzeń: nowe badanie, podobnie jak poprzednie, wykaże wielomiliardowe braki kapitałów, na które znów trzeba będzie się zrzucać, kupując np. akcje nowych emisji.
Nie do końca jasne jest źródło optymizmu Draghiego co do tej „wiary sektora prywatnego”. Dwa poprzednie stress testy przeprowadzone przez Europejski Urząd Nadzoru Bankowego (European Banking Authority – EBA) jakoś tej wiary nie dodały – bo i nie było za bardzo w co wierzyć. W niektórych komentarzach można się spotkać z opinią, że EBC naprawdę solidnie przetrzepie bilanse instytucji, żeby pokazać ich rzeczywisty stan, bo w chwilę później jako nadzorca sam będzie za nie odpowiadał. Jeśli tak, to nie należy się spodziewać jakichś szczególnie dobrych wyników – lepiej zrzucić winę za wszelkie problemy na poprzedników z nadzorów narodowych. No, chyba że ktoś liczy (jak cytowany przez Bloomberga główny ekonomista ds. strefy euro w UniCredit, włoskim banku, który od kilku lat nie cierpi na nadmiar kapitału) ze strony EBC na elastyczność, której zabrakło przy poprzednim badaniu EBA w 2011 r.
Reklama
W ramach zwiększania zaufania do sektora EBC podkreślił, że z góry powinny być znane publiczne źródła zabezpieczenia kapitału na wypadek, gdyby pieniędzy z sektora prywatnego nie wystarczyło. Tymczasem, jak zwraca uwagę „Financial Times”, „bank centralny i inne organy Unii Europejskiej od miesięcy w bólach pracują nad tym, czy rządy poszczególnych krajów i Europejski Mechanizm Stabilizacyjny (ESM) powinny dawać możliwość bezpośredniej rekapitalizacji banków, jeśli nie będą one w stanie same pokryć deficytu w kapitałach”.
Rządy wielu europejskich krajów wyłożyły już setki miliardów euro na zwiększenie kapitałów banków (stąd właśnie wielkie deficyty w ostatnich kryzysowych latach). Ostatnio dziennikarze jakby mieli mniej powodów, żeby pisać o szukaniu pieniędzy na dokapitalizowanie. Ale w ciągu najbliższego roku temat z pewnością znów stanie się gorący.
ikona lupy />
Łukasz Wilkowicz, zastępca kierownika działu branże i firmy / DGP