Kontrowersje w Belgii w związku z unijnymi przepisami o przechowywaniu danych telekomunikacyjnych. Chodzi o połączenia telefoniczne, e-maile i smsy. Belgia, która kończy proces wdrażania unijnej dyrektywy, poszła dalej niż określone w przepisach minimalne standardy.

Zdecydowała, że operatorzy telekomunikacyjni będą mieli obowiązek gromadzenia danych przez rok, przy czym minimalny unijny wymóg to pół roku. Ponadto, rząd w Brukseli zezwolił na szeroki dostęp do przechowywanych informacji - prawo wglądu mają służby specjalne, policja, prokuratury i sądy.

Burzą się obrońcy prywatności i swobód obywatelskich i przestrzegają przed nadużyciami. Podobna debata przetoczyła się w wielu unijnych krajach, także w Polsce. Generalny Inspektor Ochrony Danych Osobowych Wojciech Wiewiórowski tłumaczył w rozmowie z Polskim Radiem, że dyrektywa została uchwalona by zwalczać poważne przestępstwa, a tymczasem na podstawie tych samych przepisów sądy wykorzystywały dane bilingowe w rozprawach cywilnych, na przykład w rozprawach rozwodowych. Dodał, że wciąż w Polsce brakuje zasad określających kontrole nad wykorzystywaniem danych.

Unijne przepisy dotyczące przechowywania informacji telekomunikacyjnych zostały uzgodnione w 2006 roku. W założeniu miały służyć walce z terroryzmem. Jednak w związku z licznymi kontrowersjami nie wszystkie kraje je wdrożyły.

Reklama

>>> Czytaj też: "Jeden kontynent, jedno prawo": jak będzie wyglądać ochrona danych osobowych w UE