Nic bardziej mylnego.

Tak przynajmniej uważa komentator berlińskiego dziennika „Die Welt” Torsten Krauel. Przypomina on, że dobre małżeństwo może przetrwać najcięższą nawet próbę, jeżeli spełnione są dwa warunki. Kobieta trzyma wszystko w ręku i wie, jaki jest jej długofalowy cel. A mężczyzna może w kontaktach ze światem zewnętrznym prezentować się jako faktyczna głowa rodziny. Na pierwszy rzut oka tak właśnie jest: oto 68-letnia CDU pojęła za męża dwa razy starszego socjaldemokratycznego partnera. I chadecja jest tu silniejszą stroną, ale pozwala „czerwonym” opowiadać wszem i wobec, jak silna jest ich pozycja wewnątrz rządu.

Zgodnie z tą logiką Angela Merkel oddała SPD kilka kluczowych ministerstw, takich jak gospodarka, energetyka, polityka społeczna. Oraz parę mniej ważnych, ale takich, na których koalicjant może się nieźle wypromować. Na przykład ochronę konsumenta czy politykę integracji migrantów. Sama zaś wzięła niewdzięczne (choć wpływowe) finanse, zdrowie czy obronę.

Do podobnych wniosków prowadzi też sama analiza ministerialnego materiału ludzkiego. Mamy więc w rządzie przynajmniej kilku socjaldemokratycznych gwiazdorów, na czele z szefem partii Sigmarem Gabrielem. A kogo ze swoich może im przeciwstawić Merkel prócz swoich wiernych, ale mało wyrazistych pretorian? Właściwie tylko Ursulę von der Leyen. Ta jednak będzie odpowiadać za resort obrony, niemiecki wyborca jest do spraw wojskowych nastawiony raczej sceptycznie. Jeśli nie zgoła pacyfistycznie.

Reklama

Dlaczego Merkel zgodziła się na tak daleko idące ustępstwa? Zapewne dlatego, że wierzy, że to ona trzyma w ręku wszystkie klucze. Ale publicysta „Welta” uważa, że kanclerz może się na tej pewności mocno przejechać, bo brak jej długofalowej wizji politycznego celu. Ona nie ukrywa, że sednem rządzenia jest dla niej rozwiązywanie problemów, które się pojawiają, a takie rzeczy jak planowanie strategiczne czy forsowanie długofalowej agendy to niepotrzebne zawracanie głowy. Jest jej obojętne, z kim współrządzi.

Tymczasem jeśli ktoś uważa, że polityka zaczyna się i kończy na skutecznym rozwiązywaniu problemów, to prawdopodobnie jest... ślepy na jedno oko. Bo prócz pragmatyzmu pozostają jeszcze idee. I jeśli SPD to dostrzeże, będzie mogła przez całą najbliższą kadencję szachować Merkel możliwością stworzenia koalicji z pozostałymi lewicowymi partiami w Bundestagu (taki alians miałby matematyczną większość w parlamencie). A kanclerz będzie zmuszona do ustępstw. Aż wreszcie zorientuje się, że nie ma ani długofalowego planu, ani realnej władzy w ręku. A czy Merkel bez władzy będzie jeszcze komukolwiek potrzebna?