PwC szacuje ją od dłuższego czasu na ok. 36–58 mld zł. I z roku na rok rośnie.

Tyle pieniędzy znika w czarnej dziurze, która obejmuje zarówno nieoficjalny lub nieopodatkowany biznes, jak i typową aktywność przestępczą. Problem jest ogromny i dolegliwy tak dla państwa, jak i dla podatników, czyli dla nas wszystkich.

Oczywiście administracja skarbowa nie siedzi z założonymi rękami i próbuje coś robić. Liczniejsze i bardziej szczegółowe są kontrole. Poprawia się skuteczność typowania do nich. Powoli zmienia się też prawo. W szerszym zakresie stosuje się np. mechanizm odwrotnego obciążenia, w którym VAT rozlicza nabywca, a nie sprzedawca, wprowadzono też solidarną (wspólną) odpowiedzialność kontrahentów za rozliczenia VAT w przypadku handlu wyrobami wrażliwymi.

Powszechne są jednak głosy, że działania urzędników są spóźnione, słabo skoordynowane, nie dość kompetentne i w sumie mało efektywne. Co gorsza, a opisywana przez nas dziś historia zdaje się być tego przykładem, w wojnie z przestępcami obrywają głównie firmy, które nie znikają po dwóch – trzech miesiącach od rejestracji, prowadzą stabilny biznes i to niekoniecznie w branżach wrażliwych, a nadto od lat rozliczają się z fikusem w sposób niebudzący (jak dotąd) wątpliwości. Coś w tym jest, że gdy urzędnik nie może „dogonić” przestępcy, a najczęściej nie może, łapie tego, kto jest w zasięgu ręki. Stąd m.in. spory, w których fiskus wykazywał się szaloną wręcz czasami wyobraźnią, o definicje złej i dobrej wiary przedsiębiorcy czy działania z należytą starannością. Stąd też masowe, a przy tym długotrwałe, czasem wręcz ślamazarne i przesiąknięte przekonaniem, że „coś trzeba znaleźć”, kontrole w przypadku, gdy ktoś obliczył, że należy mu się zwrot VAT.

Reklama

Pytanie jednak, czy nie można nic zrobić, aby urzędnik był równie profesjonalny i nie mniej szybki niż podatkowy oszust. Ekspertom nie brak pomysłów i propozycji, ale uprzedzają, że to będzie kosztować. Niechby. Byłaby to przecież inwestycja, która wszystkim by się opłaciła.