Polacy zaczęli się pakować. Za dwa miesiące żołnierze przeniosą się do położonego na północ od Kabulu Bagram. Rosomaki ładowane są na lawety. Rebelianci nie utrudniają wycofania. Ich ruchy paraliżuje zima.
Ghazni i Bagram dzieli ledwie nieco ponad 200 km. Transport na taką odległość może jednak trwać nawet dwa tygodnie. – Wszystko zależy od zagrożenia atakami, ilości sprzętu, który ma być zabrany po drodze z innych baz, i od pogody – mówi porucznik Aldona Grabowska, która nadzoruje pakowanie rosomaków. – Z powodu opadów śniegu można w którejś z baz po drodze utknąć – dodaje.
Konwoje nie poruszają się główną arterią – tzw. autostradą nr 1 łączącą Kabul z Kandaharem. Jadą bocznymi trasami, często przez wysokie przełęcze. Taki system jednak wiele ułatwia. Po pierwsze: jest mniejsze ryzyko najechania na improwizowany ładunek wybuchowy. Po drugie: Afgańczycy z miejscowości położonych przy autostradzie nr 1 nie tkwią w wielogodzinnych korkach spowodowanych przez wojskowe kolumny.
>>> Ministerstwo Obrony Narodowej buduje z piasku dowództwo sił specjalnych. Działało tylko trzy dni robocze. A na same pieczątki kosztowały kilka tysięcy złotych. Czytaj więcej na ten temat.
Reklama
Rosomak, zanim trafi na lawetę, jest rozbrajany. Demontowane są urządzenia do łączności i specjalna siatka chroniąca przed ostrzałem. Następnie zabezpieczany jest – już na lawecie – łańcuchami i plombowany. Najbardziej wartościowy sprzęt jest eskortowany przez Amerykanów. Kontenery mieszkalne, instalacje medyczne czy części zamienne do starów transportują firmy afgańskie pod nadzorem wojska.
W Bagram wszystko odbierają polscy logistycy. Ekwipunek jest dezynfekowany i ładowany do samolotów. Broń i amunicja wracają samolotami do Wrocławia. Reszta leci do Omanu, gdzie ładowana jest na statek. Bagram to największa baza lotnicza i logistyczna w Afganistanie. Na pasie startowym może lądować niemal każdy typ maszyny, w tym transportowce C-17. Szacunkowe koszty wycofywania nie są jeszcze znane. Większość pokryją Amerykanie (godzina lotu C-17 Globemaster to ok. 150 tys. zł, a z Afganistanu do Polski leci się ok. 8 godzin).
Jak na razie operacja „Rosomak” przebiega spokojnie. Ostatni duży atak na siły koalicji miał miejsce w sierpniu. Wówczas do bazy Ghazni wdarła się grupa rebeliantów. Zginęli dwaj żołnierze (Polak i Amerykanin).
Zajmująca bazę od listopada XIV zmiana polskiego kontyngentu dotychczas nie była ostrzeliwana. Talibom nie sprzyja zima. Nocą temperatury spadają nawet do minus piętnastu stopni. Duża ilość śniegu utrudnia marsz przez przełęcze. – Sierpniowy atak był potrzebny ze względów propagandowych. Talibowie chcieli pokazać, że wciąż są tu obecni – mówi dowodzący polskim kontyngentem wojskowym generał Cezary Podlasiński. – Afgańskie wojsko i policja są coraz sprawniejsze – dodaje.
Dziennik „Wall Street Journal” donosił, że sytuację bezpieczeństwa w najbliższym czasie może pogorszyć wypuszczanie z afgańskich więzień pojmanych – m.in. przez siły koalicji – rebeliantów. Jak wynika z informacji gazety, jednym z objętych amnestią jest mułła Szarif. Rebelianci pod jego komendą działali w powiecie Andar w prowincji Ghazni. Sam Szarif zasłynął z brutalności. Do niewoli trafił w 2009 r. Przetrzymywano go w podkabulskim więzieniu Pul-e Charkhi. Na wolność wyszedł pod koniec stycznia 2014 r. W sumie amnestią do tej pory zostało objętych ponad 560 osób. Rząd w Kabulu twierdzi, że nie ma powodu, by ich przetrzymywać w więzieniu w Bagram czy Pul-e Charkhi. Siły koalicji są przekonane, że wielu z nich wróci na pole walki.
Polacy opuszczą Ghazni do końca kwietnia. Wówczas bazę przejmą Afgańczycy. Ostatnia, XV zmiana, w sile ok. 500 żołnierzy będzie już stacjonować w Bagram.
Polski kontyngent wojskowy przebywa w Afganistanie od 2002 r. Do 2007 r. były to głównie wojska inżynieryjne (ok. 120 osób). Po tej dacie kontyngent znacznie zwiększono. Momentami liczył prawie 3 tys. ludzi.
ikona lupy />
Polski kontyngent wojskowy przebywa w Afganistanie od 2002 r. Nasza misja kończy się 31 grudnia 2014 r. PKW AFGANISTAN / Dziennik Gazeta Prawna