Boom wywołały małe amerykańskie przedsiębiorstwa – przy których naftowe giganty wyglądają jak skamieliny – i sieć supermarketów WalMart. Amerykanie znów są z siebie dumni.

Amerykę dźwigają z kryzysu gaz i ropa z łupków oraz tzw. internet rzeczy.

Koszty produkcji w USA nie różnią się obecnie od kosztów w Europie Wschodniej. Badanie Boston Consulting Group z kwietnia 2014 r. potwierdziło, że Stany Zjednoczone produkują najtaniej zarówno pośród krajów wysoko uprzemysłowionych, jak i wśród 10 największych światowych eksporterów. Nawet chińscy producenci nie są już w stanie zauroczyć Amerykanów, bo oferują produkcję zaledwie o 5 proc. tańszą niż w USA. Wszyscy inwestują w USA.

Japońscy i koreańscy producenci samochodów rozbudowują swoje fabryki w Stanach z zamysłem produkcji na rynek europejski. Niemiecki Siemens zaczął w Wirginii produkcję turbin gazowych dla Arabii Saudyjskiej. Według jednego z liderów rynku chemicznego Dow Chemical w 2013 roku w USA ponad 80 firm z branży prowadziło ponad 100 nowych energochłonnych projektów o łącznej wartości dużo ponad 100 mld dol.; ponad 1/3 jest już w budowie, blisko 60 proc. ma wystartować w tym i przyszłym roku. Giganty (Shell, Chevron czy Bayer) budują nowe lub rozbudowują istniejące fabryki. To jednak nie tylko chemia. Nucor, najbardziej zyskowna firma stali na świecie (zaczynali kilka lat temu od minitechnologii przetopu starych urządzeń) otwiera największą fabrykę stali w Luizjanie i zaczyna budować następną. Obie będą pracować na gazie ziemnym.

Amerykańska Rada Przemysłu Chemicznego oszacowała, używając modelu renomowanego eksperta energii Daniela Yergina, że inwestycje w energochłonnych przemysłach (stal, chemia, papier, rafinerie itp.) do roku 2017 utworzą ponad 1 mln stałych miejsc pracy, a wzrost ten przyniesie ponad 342 mld dol. (2 proc.) do rocznego PKB.

Reklama

Według Daniela Yergina wartość inwestycji w wydobycie gazu i ropy naftowej techniką hydroszczelinowania wyniosła w 2013 roku 348 mld dol., czyli więcej niż 2 proc. PKB. To łącznie daje już ponad 4-proc. wzrost.

>>> Czytaj też: Chiński sen o potędze coraz bardziej realny? Pekin chce dorównać USA na Pacyfiku

Bonanza jak przed 100 laty

Boom na gaz i ropę wygenerował jak dotąd 1,7 mln nowych miejsc pracy bezpośrednio i pośrednio (w przemyśle naftowym i w innych sektorach). Liczba ta ma się podwoić przed rokiem 2020. Średnia zarobków w bezpośredniej pracy przy wierceniu i wydobyciu to ponad 100 tys. dol. rocznie.

Centrum boomu jest Północna Dakota, dawne terytorium Siuksów. W Stanach mówi się, że ci, którzy złapali pracę w Dakocie, kują własne szczęście i to liczone w setkach tysięcy dolarów. Fenomen wygląda tak jak to opisywał Jack London ponad 100 lat temu.

>>> Czytaj cały artykuł na www.obserwatorfinansowy.pl