Dziennikarze gazety przejrzeli 16 tysięcy wiadomości mailowych i wiadomości z rożnych komunikatorów, 7900 dokumentów zaczerpniętych z 11 tysięcy kont elektronicznych.To efekt czteromiesięcznej pracy nad danymi przechwyconymi przez NSA i przekazanymi gazecie przez byłego pracownika amerykańskich służb specjalnych Edwarda Snowdena.

W 9 na 10 przypadków osobami inwigilowanymi, okazali się zwykli internauci - pisze "Washington Post". Połowa dotyczy amerykańskich obywateli. Kilkadziesiąt tysięcy razy dane maskowano, ze względu na ochronę prywatności, ale dziennikarze znaleźli 900 adresów mailowych, które nie były zamaskowane, a mogą należeć do obywateli amerykańskich.

NSA udało się również przechwycić pliki, które ujawniły informacje o dużej wartości wywiadowczej. Doprowadziły na przykład do pochwycenia w 2011 roku w Pakistanie Muhammada Tahira Shahzada, specjalisty od budowy bomb, a drugim pochwyconym był Umar Patek, podejrzany o udział w zamachach na Bali w 2002 roku.

Niezależnie od tego, w znacznej części przechwycone dane dotyczyły spraw bardzo osobistych - czytamy. Gazeta ocenia, że ok. 10 tysięcy właścicieli kont nie mających związku z operacjami wywiadowczymi, i tak została zarejestrowanych, a ich dane są przechowywane. To historie ludzkich tragedii, kryzysów osobowości, złamanych serc, detali natury seksualnej - pisze "Washington Post".

Reklama

Zdaniem gazety, przy okazji pozyskania istotnych wiadomości do operacji wywiadowczych, doszło również do szkody dla prywatności na skalę, której administracja Obamy nie zakładała.

>>> Czytaj też: Bershidsky: System PRISM nie jest wymierzony w terrorystów