W 2011 roku, podczas pierwszej wizyty Baracka Obamy w Polsce, premier Donald Tusk wręczył amerykańskiemu prezydentowi dość zaskakujący prezent. Był to egzemplarz gry „Wiedźmin 2” – opartej na kultowej serii powieści fantasy autorstwa Andrzeja Sapkowskiego. Choć Obama ostatecznie w kontynuację przygód Geralta z Rivii nie zagrał (do czego sam się zresztą przyznał), to jednak nie szczędził słów uznania dla dzieła studia CD Projekt RED.

- Kiedy byłem tutaj ostatnim razem, Donald wręczył mi prezent - grę wideo wyprodukowaną w Polsce, która zdobyła fanów na całym świecie – mówił Obama w czasie kolejnej wizyty w naszym kraju w czerwcu 2014 r. - Przyznaję, że nie jestem zbyt dobry w grach, ale wiem, że to doskonały przykład polskiego wkładu w nową gospodarkę światową – zaznaczył amerykański prezydent.

W tej opinii Barack Obama nie jest odosobniony. Polscy deweloperzy już od wielu lat w wydatnym stopniu przyczyniają się do budowania pozytywnego wizerunku naszego kraju na świecie, a polskie gry coraz częściej wymieniane są jednym tchem obok kasowych „blockbusterów” wyprodukowanych przez takich branżowych gigantów, jak Electronic Arts czy Ubisoft.

>>> Czytaj też: Polski Techland zdobywa zagraniczne rynki. Oto historia producenta gry "Dead Island"

Reklama

Docenieni za Oceanem

Z najnowszego raportu firmy analitycznej newzoo wynika, że w tym roku polski rynek gier wideo osiągnął wartość 280 mln dolarów. O ile do największych – Stanów Zjednoczonych, Chin i Japonii – sporo nam jeszcze brakuje, o tyle w najbliższym nam regionie Europy Środkowo-Wschodniej polscy deweloperzy ustępują jedynie Rosji, w której wartość branży gier szacowana jest na 1,14 mld dolarów.

- O znaczeniu polskiego rynku stanowią dynamiczne przedsiębiorstwa, utalentowani projektanci oraz interesujący rynek zbytu o szczególnym potencjale w przypadku tzw. ‚Casual Games‘, czyli gier rekreacyjnych, rozgrywanych przede wszystkim na smartfonach, tabletach lub w przeglądarce komputera. – piszą Michael Liebe i Tim Tielebier w raporcie „Analiza branży gier w Polsce i w Berlinie.

Polscy deweloperzy coraz częściej są również doceniani w stolicy światowego gamingu - Stanach Zjednoczonych. Kilka miesięcy temu Polygon.com, jeden z najbardziej prestiżowych amerykańskich serwisów poświęconych tematyce gier wideo, opublikował cykl reportaży poświęconych najważniejszym polskim studiom deweloperskim oraz najciekawszym produkcjom, które w ostatnich latach narodziły się nad Wisłą. Wśród nich znalazł się oczywiście "Wiedźmin".

Ambicje Geralta

Choć kultowa seria studia CD Projekt RED nie jest jedyną polską produkcją, która w ostatnich latach odniosła sukces na Zachodzie, to jednak bez wątpienia jest dziś najbardziej wyrazistym symbolem globalnego sukcesu polskiej branży gier. Podobnie zresztą, jak i sam CD Projekt. Firma założona w 1994 roku przez Marcina Iwińskiego i Michała Kicińskiego przeszła długą 20-letnią drogę od dystrybutora zagranicznych gier, który w latach 90-tych musiał „konkurować” z handlarzami ze Stadionu Dziesięciolecia aż do światowej klasy producenta gier Triple-A, czyli najbardziej wyczekiwanych i kasowych tytułów na rynku. Wystarczy wspomnieć, że koszty produkcji „Wiedźmina 2” wyniosły ponad 30 mln zł, a obydwie części kultowej serii rozeszły się w ponad 6 mln egzemplarzy.

Dziś, CD Projekt RED szykuje się do premiery trzeciej - ostatniej części przygód Geralta, która ma wszelkie predyspozycje, aby pod każdym względem przebić rekordy wyśrubowane przez jej poprzedniczki. Budżet produkcyjny „Wiedźmina 3” przekroczył już 100 mln złotych, a na samą promocję gry na Zachodzie firma chce przeznaczyć 25 mln dolarów. CD Projekt RED nawiązał również ścisłą współpracę ze słynnym Microsoftem, co zaowocowało kilkuminutową prezentacją „Wiedźmina 3” w czasie konferencji giganta z Redmond na targach E3 2014 w Los Angeles. Na tych samych targach gra CD Projektu została wyróżniona nagrodą publiczności, a branżowy serwis IGN określił ją mianem jednego z najbardziej oczekiwanych tytułów 2015 roku.

„Wiedźmin 3” to nie jedyny tytuł Triple-A, nad którym pracuje obecnie studio CD Projekt RED. Coraz głośniej słychać bowiem o innym projekcie, który może powtórzyć - lub nawet przebić - sukces przygód Geralta z Rivii. Mowa o grze „Cyberpunk 2077”, opartej na kultowym systemie RPG. O ile saga Sapkowskiego przed premierą „Wiedźmina” była dla większości zachodnich graczy całkowicie anonimowa, o tyle uniwersum „Cyberpunk” już teraz ma ogromną rzeszę fanów na całym świecie, a CD Projekt RED ma wszelkie predyspozycje, aby przekuć tę popularność w kolejny komercyjny sukces.

„Sky is the limit”

O swoje miejsce w panteonie polskiej branży gier (oraz w sercach graczy za Oceanem) z powodzeniem walczą również inni producenci. W tym miejscu nie sposób nie wspomnieć o wrocławskim studiu Techland, które – podobnie jak CD Projekt – w ciągu 20 lat przekształciło się z niewielkiego dystrybutora w czołowego producenta tytułów, które zdobywają uznanie recenzentów i graczy na całym świecie.

Pierwszy projektem Techlandu zauważony na Zachodzie, to oparty na autorskim silniku graficznym „Chrome”. Jednak dopiero wydany w 2006 roku western „Call of Juarez” wprowadził wrocławskie studio do deweloperskiej ekstraklasy. Wielu amerykańskich recenzentów podkreślało wówczas, że polska gra oddała specyficzny klimat Dzikiego Zachodu lepiej niż dziesiątki podobnych tytułów stworzonych za Oceanem. Do dnia dzisiejszego wszystkie gry z serii „Call of Juarez” sprzedały się w ponad 3,5 mln egzemplarzy.

Kolejnym wielkim sukcesem kasowym dla Techlandu okazał się horror „Dead Island”, który wywołał nie lada sensację jeszcze przed swoją premierą. Mowa o fenomenalnym zwiastunie gry, który w ciągu kilku tygodni od premiery obejrzało ponad 12 mln użytkowników serwisu YouTube. Ostatecznie Techland sprzedał 6 mln egzemplarzy gier z serii „Dead Island”.

Obecnie wrocławskie studio pracuje nad grą „Dying Light” – największą i najdroższą produkcją w swojej 20-letniej historii. Podobnie jak „Dead Island”, nowa gra przeniesie nas do postapokaliptycznego świata opanowanego przez hordy zombie. Innym tytułem przygotowywanym obecnie przez Techland jest „Hellraid” – pierwszoosobowa zręcznościowa gra fantasty, która – podobnie jak „Dying Light” – ujrzy światło dzienne w pierwszym kwartale 2015 roku.

Pisząc o ambasadorach polskich gier na świecie nie można zapominać o Adrianie Chmielarzu – jednej z najbardziej rozpoznawalnych postaci tej branży. To właśnie Chmielarz i jego studio People Can Fly odpowiada za produkcję bodaj pierwszego polskiego tytułu, który odbił się szerokim echem na Zachodzie. Mowa o wydanym w 2004 roku „Painkillerze”. Opowieścią o przygodach Daniela Garnera zachwycał się wówczas sam Gabe Newell (twórca legendarnego Valve), który wysłał nawet do Chmielarza list z gratulacjami. „Painkiller” otrzymał również tytuł gry roku przyznawany przez prestiżowy magazyn „Computer Gaming World”.

Po odejściu z People Can Fly (z którym w 2011 roku stworzył znakomitego „Bulletstorma”), Adrian Chmielarz założył niezależne studio The Astronauts i rozpoczął pracę nad grą „The Vanishing of Ethan Carter”. Ta przygodowo-detektywistyczna produkcja, która swoją premierę miała zaledwie kilkanaście dni temu, również spotkała się z bardzo ciepłym przyjęciem ze strony zachodnich recenzentów. Zwrócili oni uwagę na nietuzinkową fabułę oraz fenomenalną oprawę wizualną. Obecnie – ze średnią 81/100 w branżowym serwisie Metacritic – „The Vanishing of Ethan Carter” jest jedną z najlepiej ocenianych produkcji ostatnich miesięcy.

Polska branża gier to jednak nie tylko wielkie studia i ich „blockbustery”, ale również setki niezależnych deweloperów, którzy – tworząc gry na komputery osobiste, konsole oraz urządzenia mobilne – od wielu lat przyczyniają się do budowy pozytywnego wizerunku naszego kraju na całym świecie – nie tylko wśród „rasowych” graczy.