Wschodzące mogą być nie tylko rynki. Wschodzą dziś także nie tyle nowe, ile niewykorzystywane przedtem szerzej źródła danych. Zasługują na baczną uwagę, bo informacja właściwa i na czas często przesądza o wiktorii lub klęsce w interesach.

Nie licząc tradycyjnych mediów i przeczesywania internetu, klasyczne miejsca poszukiwań informacji gospodarczych, finansowych i biznesowych to najrozmaitsze publikacje notowań oraz informacji przekazywanych przez spółki giełdowe, oficjalne rejestry w rodzaju rodzimego KRS czy Monitora Sądowego i Gospodarczego, serwisy agencji informacji ekonomicznych, wywiadownie. Wraz z rozwojem informatyczno-technologicznym oraz ułożeniem się warunków i przestrzeni sprzyjającej kulturze innowacyjnej pojawiają się przedsięwzięcia nadgryzające dotychczasowe monopole w tej dziedzinie. Nowe wykluwa się głównie w USA, bo to mekka ryzykantów z pomysłem.

Pełny parking

Przed rokiem spore poruszenie wywołał w Stanach przypadek sieci ponad tysiąca domów towarowych JCPenney. Jest to spółka giełdowa z portfela NYSE i to tak wielka, że wchodzi w skład indeksu S&P 500. W połowie sierpnia ubiegłego roku kurs firmy wzrósł nagle o ponad 10 proc. Stało się tak po opublikowaniu raportu przedsięwzięcia nazwanego RS Metrics (RS = Remote Sensing), założonego siedem lat temu przez speców z Wall Street od przetwarzania informacji gospodarczych oraz ekspertów znających możliwości techniki satelitarnej, fotometrycznej i temu podobnej.

RS Metrics analizował z wykorzystaniem satelitów ruch na parkingach przed domami JCPenney. Okazało się, że w kwietniu i maju tamtego roku parkingi były pełniejsze niż punkt odniesienia, czyli opublikowane przewidywania firmy dotyczące sprzedaży w tym okresie. Klienci RS Metrics (którzy uwierzyli danym firmy), mieli szansę zarobić na sierpniowej zwyżce kursu wielkie pieniądze. I tak się zapewne stało, bo głównymi klientami RS Metrics są fundusze hedgingowe, które stać na wydatki zbyt duże dla innych i które starają się zarobić na najmniejszych nawet drganiach notowań.

Reklama

Szefowie firmy (CEO – Richard Chmiel i dyrektor generalny – Mike Gantcher) podkreślają zgodnie z prawdą, że w świetle prawa działalność RS Metrics jest absolutnie legalna i nie ma nic wspólnego ze szpiegowaniem. Mają rację, bo liczyć pojazdy na parkingu może każdy, kto jest na miejscu, tyle że koszty były nieproporcjonalnie wyższe niż w przypadku zautomatyzowanej analizy pakietów zdjęć z satelity. Swój towar nazywają danymi alternatywnymi. Pytani o warunki działalności mówią, że czują się nieskrępowani jak pionierzy na Dzikimi Zachodzie, bo ich biznes nie jest ani zbiurokratyzowany, ani usystematyzowany, ani przeregulowany. Tylko pozazdrościć.

Dane alternatywne są coraz wiarygodniejsze. Na początku tego roku Elon Musk snujący plany rychłego lotu ludzi na Marsa zapowiadał, że jego kalifornijska fabryka we Fremont wyprodukuje w II kwartale 19 tys. samochodów elektrycznych marki tesla. Na podstawie zdjęć satelitarnych obrazujących pojazdy opuszczające hale montażowe oraz dostawy docierające do wytwórni, spece z RS Metrics uznali jednak, że zmontowanych będzie łącznie nie więcej niż 17 300 aut. Informacja ta została przekazana klientom 22 kwietnia, kiedy kurs akcji Tesli wynosił 253,75 dolarów.

4 maja Tesla wydała komunikat, w którym obniżyła kwartalne przewidywania produkcyjne do 17 000 pojazdów, a po dwóch kolejnych dniach jej kurs spadł o prawie 9 proc. Nawiasem, na koniec września notowania Tesli broniły się przed spadkiem poniżej 200 dolarów, a krótkookresowe rekomendacje analityków były takie sobie.

Zdarzają się jednak kiksy. Zdjęcia nie kłamały, ale ich interpretatorom zabrakło wiedzy z wewnątrz obserwowanego przedsiębiorstwa. Firma Tractor Supply sprzedająca różności rolnikom zdawała się mieć mniejszy ruch. Późniejsze sprawozdania potwierdziły słuszność spostrzeżenia rodem z orbity, ale wbrew zapowiedziom RS Metrics zyski firmy na satelitarnym celowniku były niespodziewanie duże. Aparat fotograficzny nie wejrzy przez dach biura w księgi rachunkowe, więc pozostało wysnuć przypuszczenie, że Tractor Supply miał wprawdzie mniejszą sprzedaż, ale z powodzeniem ściął koszty.

Start-up zen

Za start-upem, czyli w bardzo dowolnym przełożeniu „dobiegaczem” pod nazwą Kensho, stoi goliat bankowy Goldman Sachs. Nie myli się, kto sądzi, że nazwa brzmi z japońska. Wywodzi się z tradycji medytacyjnej Zen i oznacza (m.in.) „przyglądanie się naturze rzeczy”. W tym przypadku przepastne zasoby informacji (big data) poddawane są obróbce z użyciem maszyn samouczących się (ich bardziej znanym odpowiednikiem są komputery umiejące coraz lepiej grać w szachy). Chodzi o błyskawiczne odpowiedzi na jak najbardziej naturalne pytania inwestorów: jakie będą konsekwencje wyborów we Francji, co stanie się w reakcji na zbrojną aneksję Krymu przez Rosję, jak zareagują ceny ropy na kolejny atak terrorystyczny.

Doktor Daniel Nadler, 32-letni założyciel przedsięwzięcia, twierdzi, że Kensho może znaleźć związki przyczynowo-skutkowe w odpowiedzi na ok. 65 tys. różnych pytań, analizując dane dotyczące 90 tys. najróżniejszych wydarzeń politycznych, gospodarczych, ale też takich jak decyzje rządów i ich agend czy katastrofy żywiołowe.

Jak przystało na speca od liczb Nadler uświadamia, że podobne wyniki można osiągać metodami „ręcznymi”, ale wymaga to średnio ok. 40 roboczogodzin. Kensho ma natomiast gotowe odpowiedzi po kilku sekundach, a składają się na nie także wykresy, diagramy itp.

Poza Goldman Sachs wśród klientów Kensho są JP Morgan Chase, Bank of America, Merrill Lynch, CIA i telewizja CNBC. Ten ostatni przysparza najwięcej splendoru i satysfakcji, bo za jego pośrednictwem wyniki analiz trafiają do milionów małych i całkiem drobnych inwestorów, którzy w innym przypadku smakowaliby je jak musztardę po obiedzie.
Wszystko można zbadać

Firmy eksplorujące zdigitalizowane oceany danych nie ograniczają się do satelitów. Przerabiane na towar informacyjny dla uczestników rynków finansowych, towarowych i wszelkich innych są logowania telefonów komórkowych, transakcje kartami płatniczymi, to co dzieje się w mediach społecznościowych, sposób posługiwania się smartfonami, ruch w internecie i w ogóle wszystko to, co jest „obrabialne” w sposób efektywny kosztowo i nadaje się do sprzedania.

Przykładem firmy wykorzystującej dane na temat płatności kartami jest Second Measure z San Francisco. Wgląd w te informacje pozwala jej np. ustalić bieżące liczby abonentów Netflixa lub porównać dokonania Ubera z wynikami jego rywala, jakim jest Lyft.

Foursquare oferuje aplikację mobilną do wyboru restauracji z wysokimi ocenami klientów. Przypuszczenie, że dany lokal musi mieć to coś, bierze się z analizy powtarzalności wizyt poszczególnych osób śledzonych nieustannie przez urządzenia GPS. Firma twierdzi, że jest w stanie zidentyfikować stałych klientów tych czy innych sklepów. W tym przypadku wskaźnikiem jest zatrzymywanie się ludzi w danej lokalizacji na dłużej niż 5 minut.

Kalifornijska firma Orbital Insights dokonuje regularnych prognoz zbiorów i radzi sobie z tym lepiej niż amerykańskie ministerstwo rolnictwa. Jesienią obie prognozy są obarczone takim samym ( bardzo małym, marginesem błędu, a oficjalne źródła są pod tym względem nawet nieco lepsze, ale mniejsza to sztuka szacować, gdy płody jadą już do silosów i magazynów. Jednak wiosną i latem, gdy rośliny ciągle rosną, margines błędu dla Orbital Insights jest istotnie mniejszy.

Techniki zdjęć satelitarnych albo z bardzo wysoko latających dronów można wykorzystywać do lukratywnego przewidywania ruchów i tendencji na rynkach paliw płynnych. Umożliwia to sposób budowy zbiorników na ropę i paliwa. Po to, by nie tworzyć zbyt dużej przestrzeni dla wybuchowych gazów, dachy tanków opuszczają się i podnoszą wraz z poziomem ich napełnienia, a tym samym dają krótszy lub dłuższy cień. Obliczenia na tak precyzyjnej podstawie to już pestka. Metoda dobrze działa na słonecznym amerykańskim południu, ale staje się mniej przydatna w pochmurnych rejonach świata.

Źródłem danych alternatywnych mogą też być „odpady” informacyjne na podobieństwo kiszonki z liści buraków cukrowych. Krążą np. pogłoski, że Twitter takie „odpadowe” dane, rejestrowane przy okazji każdego ćwierknięcia, sprzedaje bankom i funduszom hedgingowym.

Uprawnione jest domniemanie, że wraz z postępem technologicznym i naukowym „wschodzić” będą kolejne i kolejne źródła informacji, które z „niekonwencjonalnych” stawać się będą naturalne. Tymczasem, żeby z nich korzystać na co dzień, trzeba mieć głębokie kieszenie, ale nie brak gotówki będzie największą przeszkodą w ich upowszechnianiu. Zdaje się, że Dziki Zachód z ocen szefów RS Metrics będzie stopniowo cywilizowany, a narzędziem procesu będą prawa do prywatności i ochrony danych.