Atmosfera w gminach staje się nerwowa. Wzmożenie działań specsłużb w regionach i seryjne stawianie zarzutów mogą zagwarantować mu łatwe zwycięstwo w kolejnych wyborach. Niezależnie od finalnych efektów prowadzonych śledztw

W regionach przybywa włodarzy, którym stawiane są zarzuty w związku z pełnionymi przez nich funkcjami. Od miesięcy Centralne Biuro Antykorupcyjne (CBA) prowadzi czynności we wszystkich urzędach marszałkowskich w kraju m.in. pod kątem zarządzania funduszami unijnymi. Z naszych informacji wynika, że kontrola ta – już raz przedłużana – potrwa do połowy grudnia, choć niewykluczone, że zostanie przedłużona ponownie. Efekt? Wczoraj CBA wystąpiło z zawiadomieniem do prokuratury przeciw wicemarszałkowi województwa wielkopolskiego Krzysztofowi Grabowskiemu. Sprawa dotyczy nieprawidłowości przy zakładaniu rolniczych grup producenckich, a potencjalne straty Skarbu Państwa wyceniono na 16 mln zł.

Podobne problemy spotkały prezydent Łodzi Hannę Zdanowską (zarzut wyłudzenia kredytu i poświadczenia nieprawdy we wniosku o kredyt bankowy swojego partnera) czy prezydenta Lublina Krzysztofa Żuka (zarzut łączenia funkcji samorządowca i członka rady nadzorczej państwowej spółki PZU Życie). Od dłuższego czasu PiS bezlitośnie „rozgrywa” władze Warszawy z PO w związku z aferą reprywatyzacyjną. Okazją do politycznego grillowania Hanny Gronkiewicz-Waltz i jej ekipy będzie komisja weryfikacyjna ds. warszawskiej reprywatyzacji. Ministerstwo Sprawiedliwości właśnie przygotowało projekt ustawy powołujący komisję, która prawdopodobnie zacznie prace w I kwartale 2017 r. Co oznacza, że PiS – dyktujący przecież warunki funkcjonowania całej komisji – do czasu najbliższych wyborów samorządowych (koniec 2018 r.) będzie miał niemal dwa lata na wywlekanie kolejnych afer.

Zdaniem opozycji stawianie zarzutów kolejnym samorządowcom to tylko kwestia czasu, bo wszystko jest ukierunkowane politycznie. – To nieformalny start kampanii wyborczej do samorządu w wykonaniu PiS, gdzie pierwszym aktorem jest CBA – stwierdza wprost poseł Jan Grabiec z PO. Przyznaje, że CBA od zawsze sprawdzało samorządy. Ale jego zdaniem zmieniła się otoczka tych działań. ¬– Kiedyś najpierw weryfikowano pewne informacje i donosy, a dopiero potem stawiano zarzuty i informowano media. Dziś pierwsza informacja jest taka, że agenci wkraczają na kontrolę, a o zarzutach sami zainteresowani dowiadują się z mediów. Mamy sygnały z samorządów, że wznawiane są postępowania zamknięte kilka lat temu, co obwieszcza się w prasie regionalnej. Złotą regułą jest to, że dotyczy to głównie naszych działaczy lub niezależnych – dodaje poseł Grabiec.

Podobnego zdania jest Olgierd Geblewicz, marszałek woj. zachodniopomorskiego. – Jeśli przyjmiemy, że przypadek Krzysztofa Żuka nie ma podtekstu politycznego, to rodzi się pytanie, dlaczego odpowiednie służby nie podejmują podobnych działań w przypadku dużej liczby samorządowców z PiS, którzy także zasiadają w radach nadzorczych spółek Skarbu Państwa? – dopytuje samorządowiec.

Reklama

Wiceprzewodniczący sejmowej komisji samorządowej Grzegorz Adam Woźniak (PiS) odbija piłeczkę. – Widać, że organy kontrolne dotychczas nie do końca wywiązywały się ze swoich obowiązków. Tak jakby istniała jakaś zmowa milczenia i przyzwolenie na pewne nieetyczne zachowania. Nie wiem, jakie będą skutki poszczególnych działań CBA, ale trudno nie odnieść wrażenia, że w samorządach patologii nie brakuje – przekonuje poseł. – Kontrowersyjne sytuacje, które wypływają, nie są przez nas wymyślone czy przez nas spowodowane. One mają wcześniejszą genezę. Ale to nie znaczy, że nie powinniśmy ich teraz ujawniać – dodaje.

Zdaniem ekspertów niezależnie od tego, czym wszystkie sprawy się zakończą, partia Jarosława Kaczyńskiego już zbija na tym polityczny kapitał. – Nawet jeżeli ktoś nie zostanie prawomocnie skazany, to sam fakt postawienia zarzutów generuje pewną podejrzliwość w rodzaju „widocznie coś jest na rzeczy”. Z politycznego punktu widzenia to rzeczywiście osłabia oponentów, bo są w ciągłej defensywie – komentuje dr Sergiusz Trzeciak, specjalista ds. marketingu politycznego i autor „Drzewa kampanii wyborczej, czyli jak wygrać wybory”. Nasz rozmówca unika jednak prostego stwierdzenia, że PiS wykorzystuje aparat władzy, by wygrać kolejne wybory, tym razem w regionach. – W warunkach konfliktu politycznego, jeśli ma się argumenty, to się ich używa. Problemem jest wyznaczenia granic między wykorzystywaniem faktów a kreowaniem sztucznej rzeczywistości. Spodziewam się jednak, że im bliżej wyborów samorządowych w 2018 r., tym bardziej obecna sytuacja będzie eskalować – uważa dr Trzeciak.

>>> Czytaj też: Polskie miasta się wyludniają. Najwięcej mieszkańców ucieka z Katowic i Łodzi