Zanim Moskwa przestanie dotować Mińsk, Białoruś stara się wyszarpnąć dla siebie jak najwięcej, m.in. reeksportując zachodnią żywność do Rosji czy handlując z Ukrainą sprzętem i paliwami.

Aleksandr Łukaszenka regularnie zapewnia, ze Białoruś jest najważniejszym sojusznikiem Rosji na terytorium proradzieckim. Kraje te od kilku lat pogłębiają integrację gospodarczą, budując m.in. Unię Celną, która od 2015 roku ma się przekształcić w Euroazjatycką Wspólnotę Gospodarczą. Twór w założeniu ma kopiować EWG, jednak proces integracji bardzo różni się od tego, czego doświadczyła Europa w latach 60. XX w. W rzeczywistości mamy do czynienia z Rosją jako hegemonem, który ma ogromne siły i środki, by narzucić swoją wolę satelitom.

Dotowana przez Rosję miliardami dolarów, tanimi surowcami energetycznymi, inwestycjami i kredytami Białoruś – chcąc nie chcąc – przystaje na tę integrację. Stosuje jednak bierny opór i najrozmaitsze sztuczki, by przy zawieraniu kolejnych umów wyrwać jak więcej dla siebie. Białoruski prezydent chyba nie ma złudzeń, że proponowana przez Rosjan integracja w dłuższej perspektywie nie przyniesie jego krajowi wielkich korzyści gospodarczych. Łukaszenka ryzykuje popsucie swoich relacji z Kremlem i wykorzystuje każdy kruczek prawny, by postawić na swoim i do tego zarobić. Treść całego artykułu można znaleźć na stronie obserwatorfinansowy.pl.

>>> Polecamy: Walutowy Majdan dla Putina. W rosyjskich sklepach wybuchła panika

Reklama