Błąd miejscowego operatora sieci przesyłowej – taka, według rządu Argentyny była przyczyna blackoutu, który 16 czerwca ogarnął cały kraj oraz Urugwaj i część Paragwaju. Na pewno wiadomo, jak wszystko się zaczęło i że dość szybko – po 12 godzinach – się skończyło.

Apagón, bo tym dźwięcznym słowem określa się po hiszpański blackout, zaczął się 16 czerwca nad ranem od zwarcia na jednej z linii przesyłowych, łączących gigantyczne elektrownie wodne na północy ze stołecznym regionem Buenos Aires.

Główne linie wiodące do Buenos Aires z północy są dwie. Wychodzą z elektrowni Yacyreta (3100 MW) na granicy z Paragwajem, ta zachodnia „zahacza” jeszcze o elektrownię Salto Grande (1900 MW) na granicy z Urugwajem.

Z Yacyreta korzysta także Paragwaj, z kolei w Salto Grande znajduje się też jeden z dwóch interkonektorów najwyższych napięć (w Ameryce Południowej to 500 kV) między Argentyną a Urugwajem.

Nad ranem 16 czerwca zachodnia linia była wyłączona z powodu planowanego remontu. Tymczasem na linii równoległej – obciążonej mocą 1650 MW – doszło do zwarcia. Z niewiadomych jeszcze przyczyn, być może z powodu wilgoci. Natychmiast zadziałały zabezpieczenia w Yacyreta i Salto Grande, odłączając te hydroelektrownie. W momencie awarii Yacyreta dostarczała 1,7 GW, Salto Grande – 1,2 GW, kolejny gigawat płynął z Brazylii przez linię HVDC.

Reklama

Momentalne zniknięcie tych źródeł – to w sumie to prawie 4 GW – doprowadziło do takich zaburzeń parametrów sieci, że ruszył klasyczny blackout. System błyskawicznie posypał się jak kostki domina, kiedy kolejne zabezpieczenia wyłączały następne fragmenty sieci w Argentynie i Urugwaju. Paragwaj z kolei zdołał w miarę szybko przerzucić się na zasilanie z Itaipu – największej na świecie hydroelektrowni na granicy z Brazylią. Itaipu miało bowiem „wolny” gigawat, który w chwili początku apagón płynął do Argentyny (cena!) i można było przerzucić go do Paragwaju.

Po 12 godzinach w zasadzie było po już po wszystkim, mimo rozległości wyłączeń. Wiadomo, że obsługujący większą część regionu Buenos Aires dystrybutor Edesur już po 2 godzinach wykrył w sieci prawidłowe parametry i rozpoczął przywracanie dostaw odbiorcom, co potrwało około 10 godzin.

Może to wskazywać, że nie doszło do żadnej poważniejszej awarii elementów sieci przesyłowej, wszystkie po kilku godzinach podjęły normalną pracę.

Szef urugwajskiego operatora stwierdził, że kraj jest połączony z Argentyną od 40 lat i coś takiego zdarzyło się po raz pierwszy.

Z kolei argentyński operator Transener zapewniał, że zdolność przesyłowa linii, na której doszło do zwarcia była wystarczająca, mimo dużego obciążenia nie była przeciążona.

>>> Co spowodowało blackout w Argentynie według specjalistów? Czy odnawialne Źródła energii mogły być przyczyną? O tym w dalszej części artykułu na portalu WysokieNapiecie.pl