Obserwator Finansowy: Co takiego zawierała niemiecka polityka klimatyczna, że Federalny Trybunał Konstytucyjny (FTK) uznał ją za naruszającą prawa obywateli?

Michał Kędzierski: Zakwestionowana przez FTK ustawa dotyczyła średnio- i długookresowych założeń polityki klimatycznej RFN. Ustanawiała ona cele redukcji emisji na 2030 r. w wysokości 55 proc. w stosunku do bazowego roku 1990, ścieżki redukcji emisji w poszczególnych sektorach do końca dekady oraz długofalowy cel neutralności klimatycznej do 2050 r.

Przecież są to cele zgodnie z przyjętymi założeniami na poziomie Unii Europejskiej…

Trybunał w swoim kwietniowym orzeczeniu stwierdził, że ten kształt ustawy – to że zapisano w niej ścieżkę redukcji emisji do 2030 r. oraz długofalowy cel do 2050 r. – skutkuje odroczeniem znacznych części obciążeń związanych z polityką klimatyczną na okres po 2030 r. A to zaś grozi obarczeniem następnych pokoleń niewspółmiernymi konsekwencjami zmian klimatu i „drastycznymi” ograniczeniami wolności osobistych, będącymi skutkiem działań koniecznych do przeciwdziałania tym zmianom w przyszłości.

Reklama
FTK sformułował żądania pod kierunkiem władz państwa o prowadzenie takiej ścieżki redukcji emisji po 2030 r., która zapewni sprawiedliwszy podział obciążeń polityki klimatycznej.

Trybunał stwierdził także, że Ustawa Zasadnicza zobowiązuje państwo do prowadzenia polityki klimatycznej, rozumianej jako dążenie do neutralności emisyjnej i jako realizacja Porozumienia paryskiego z 2015 r. W tym orzeczeniu FTK sformułował żądania pod kierunkiem władz państwa o prowadzenie takiej ścieżki redukcji emisji po 2030 r., która zapewni sprawiedliwszy podział obciążeń polityki klimatycznej.

Dlaczego jest to takie ważne?

Trybunał po raz pierwszy przychylił się do skargi dotyczącej polityki klimatycznej, a po drugie jednoznacznie zobowiązał państwo do realizacji tejże polityki rozumianej jako redukcja emisji. Stwierdził np. że niewystarczające byłyby działania zmierzające tylko do dostosowywania się do zmian klimatu czy zaniechanie redukcji emisji ze wskazywaniem na to, że to wyzwanie globalne, a inne kraje nie prowadzą wystarczających działań.

Interesujące jest rozumowanie w sprawie sprawiedliwego podziału obciążeń między pokoleniami. Czy chodzi o koszty czysto finansowe, czy w grę wchodzą jakieś inne wartości?

Koszty finansowe też są oczywiście istotne, natomiast w orzeczeniu bardziej wybrzmiała kwestia praw i wolności przyszłych pokoleń. Przy założeniu, że w tej dekadzie uczyni się zbyt mało w celu powstrzymania zmian klimatu, że się odsuwa działania w ramach polityki klimatycznej na później, to skutkiem będzie konieczność jeszcze drastyczniejszych ingerencji w prawa wolności i obywateli w przyszłości. Sprawiedliwsze rozłożenie w czasie – to znaczy zaplanowanie i rozpoczęcie niezbędnych działań już teraz.

A jak na ten wyrok zareagowali rządzący?

Orzeczenie wywołało ogromne poruszenie na scenie politycznej. Sam FTK wysunął jedno, dosyć wąskie żądanie – o uzupełnienie ustawy o szczegółowe cele na okres po 2030 r. Tylko tyle i aż tyle. Nie zakwestionowano krajowego celu na 2030 r. Jednak apel o sprawiedliwsze rozłożenie obciążeń został zrozumiany jako ponaglenie do przyspieszenia redukcji emisji w niemieckiej gospodarce już w tej dekadzie.

Stąd też właśnie szybka inicjatywa rządzącej koalicji CDU/CSU-SPD, która obawiając się politycznych konsekwencji tego orzeczenia w trwającej już kampanii wyborczej, przedstawiła dużo ambitniejsze plany niż się spodziewano. Obie rządzące formacje konkurują w wyborach o głosy z partią Zielonych, która w sposób oczywisty stała się beneficjentem orzeczenia.

Na czym polegają te zmiany?

Nowością w przedstawionym przez rząd projekcie ustawy, który ma być przyjęty w Bundestagu i Bundesracie do końca czerwca, jest nie tylko podwyższenie celu redukcyjnego na 2030 r. z 55 proc. do 65 proc. (co było i tak spodziewane wskutek nowych celów polityki klimatycznej UE), ale także przyspieszenie o 5 lat celu osiągnięcia neutralności klimatycznej, a więc już w 2045 r.

Czy ustawa przewiduje metody i narzędzia do realizacji tych celów?

Obecna architektura polityki klimatycznej była nastawiona na cel redukcji emisji o 55 proc. do 2030 r. Nowelizacja zawiera tylko wyznaczenie nowych długofalowych celów, a same instrumenty mają zostać uzgodnione i przyjęte w przyszłej kadencji Bundestagu. Wybory odbędą się we wrześniu, a o tym, w jaki sposób osiągnąć nowe, wyższe cele, jak szybciej dekarbonizować gospodarkę, będzie decydował przyszły rząd. Jak przekonują środowiska polityczne i przemysłowe następna kadencja będzie decydująca dla powodzenia zielonej transformacji. Perspektywa 2030 r. i 2045 r. wydaje się odległa, ale z perspektywy planowania biznesowego – wcale taka nie jest.

Przedstawiono jakieś konkretne propozycje rozwiązań?

Rządowy projekt ich nie zawiera. W debacie publicznej mówi się na przykład o tym, że Niemcy powinny zrezygnować z energetyki węglowej już w 2030 r., jeśli chcą osiągnąć redukcję emisji o 65 proc. do końca dekady.

Ale Niemcy równocześnie rezygnują z energetyki jądrowej?

Tak, Niemcy wyłączają ostatnie elektrownie atomowe z końcem 2022 r. i jednocześnie mają dosyć duże moce w elektrowniach węglowych, które chcą wygasić – według obecnego planu – do 2038 r., z możliwością przyspieszenia o 3 lata. Nowe założenia polityki klimatycznej na pewno wzmocnią presję na przyspieszenie tego procesu.

Jakie źródła energii mają je zastąpić?

W założeniu przede wszystkim odnawialne, wspomagane przejściowo przez gaz ziemny. Dotychczasowy plan zakładał, że w 2030 roku udział OZE w zużyciu energii elektrycznej w Niemczech wyniesie 65 proc. Teraz mówi się, że ten cel powinien wynieść od 70 do nawet 80 proc.

Warto jednak dodać, że dekarbonizacja to nie tylko sektor elektroenergetyczny, choć od niego będzie się najwięcej wymagać – bo tu najłatwiej i najwięcej da się osiągnąć w krótkiej perspektywie. Ale to także ciepłownictwo; to transport – szybsze przechodzenie na elektromobilność; to rozwój kolei – tworzenie bodźców, by pasażerowie przesiadali się z samolotów do pociągów, z samochodów do komunikacji miejskiej; wreszcie to daleko idące zmiany technologiczne w przemyśle – przechodzenie na elektryfikację czy na wykorzystywanie wodoru w miejsce paliw kopalnych. To zmiany wymagające szerokiego podejścia, działań ułatwiających transformację, ale także stymulujących, regulujących wprowadzanie nowych, zielonych technologii.

Widzę tu jednak sprzeczność. Z jednej strony wygaszanie dotychczasowych źródeł energii – z węgla i atomu, ale z drugiej strony planowanie wzrostu zużycia energii elektrycznej – przez rozwój elektromobilności, czy transportu kolejowego.

Odchodzenie od paliw kopalnych na rzecz energii odnawialnej jest podstawowym założeniem transformacji. Największa dyskusja w Niemczech będzie dotyczyła daty odejścia od węgla, ale warunkiem absolutnie podstawowym powodzenia Energiewende będzie tempo rozbudowy mocy w odnawialnych źródłach energii w miejsce wygaszanych elektrowni węglowych i jądrowych. Z tym Niemcy mają ostatnio duży problem. Zwłaszcza rozbudowa farm wiatrowych mocno zwolniła w ostatnich latach. Obecne tempo rozwoju OZE nie pozwoli na wypełnienie założeń transformacji. To też kwestia rozbudowy sieci przesyłowych – tu też są opóźnienia w inwestycjach. A to także warunek kluczowy, żeby zapewnić transport energii z farm wiatrowych na północy do przemysłowych ośrodków na południu kraju.

Unijne programy odbudowy kładą duży nacisk właśnie na transformację energetyczną. Ale same Niemcy pewnie nie mogą liczyć na fundusze, bo są przecież płatnikiem netto.

W Niemczech przywiązuje się dużą wagę do tego, by pocovidowa odbudowa była połączona z zieloną transformacją, opartą o nowe, czyste technologie. Niemcy chcą być liderem, jeśli chodzi np. o technologie wodorowe, chcą je eksportować na świat – licząc, że globalna dekarbonizacja będzie służyć stworzeniu gigantycznego rynku nowych zielonych technologii. A Niemcy mają know-how, mają firmy, które się tym zajmują, mają potencjał do tego, żeby zająć czołowe miejsca na tych nowych rynkach. W tym kontekście zielone technologie, w tym wodorowe, są traktowane jako instrument polityki klimatycznej z jednej strony i przemysłowo-gospodarczej z drugiej strony.

W Polsce te najbardziej emisyjne sektory – energetyka, górnictwo, paliwa – są w rękach państwa. Rządowi jest więc teoretycznie łatwiej wpływać na ich działania. Gdyby rząd chciał zamknąć kopalnie czy elektrownie – wystarczyłaby decyzja w ministerstwie. Jednak w Niemczech te sektory są prywatne. Jak zatem wygląda wdrażanie polityki klimatycznej? Na linii państwo – sektor prywatny jest jakaś współpraca, koordynacja? A może rząd uznaje, że odpowiednimi regulacjami wymusi pewne działania lub zachętami skłoni firmy do zmian? Czy też opiera się to na wierze, że siły rynkowe doprowadzą do właściwych rozwiązań?

W Niemczech te relacje są bardzo bliskie. Duży przemysł miał zawsze otwarte drzwi do świata polityki, a kształtowanie polityki klimatycznej odbywa się w znacznej mierze w bliskim dialogu między środowiskami politycznymi a biznesowymi. Niekiedy polityka wymusza przyspieszenie pewnych zmian, jak w przypadku odchodzenia od węgla. W innych to biznes naciska na przyspieszenie. Przykładowo sam przemysł ma ambicję i plany stawiania na wodór, widząc w nim perspektywiczne, atrakcyjne pole rozwoju. Te plany nie ziszczą się bez wsparcia państwa w początkowej fazie. Dlatego niemieckie firmy czekają w blokach aż państwo stworzy im odpowiednie, sprzyjające regulacje, wesprze projekty pilotażowe, wesprze tworzenie rynku, wyskalowanie produkcji.

Właściwie w każdym sektorze gospodarki takie regulacje i narzędzia są w mniejszym lub większym stopniu uzgadniane z przedstawicielami biznesu.

To nie jest kwestia tych czy innych polityków albo konkretnych partii?

Nie, to jest ugruntowany system. Niemcy są krajem wysoko uprzemysłowionym, nastawionym na eksport – nie może być więc niczym dziwnym, że politycy wsłuchują się w głos tego środowiska, bo ono stanowi podstawę sukcesu tamtejszej gospodarki.

Czy to co się będzie zmieniało w Niemczech może emanować na politykę europejską? Z krótkoterminowego punktu widzenia – skoro Niemcy chcą koszty z przyszłości przenieść na współczesność, to niemieckie firmy mogą stracić przewagę konkurencyjną. Czy są pomysły, żeby te ambitniejsze cele przekładać na inne kraje?

To jest dokładnie ten kierunek myślenia, który środowiska przemysłowe i polityczne w Niemczech reprezentują. Niemiecki przemysł obawia się o konkurencyjność i naciska w tej sprawie na rząd. Berlin będzie teraz działać na rzecz tego, żeby instrumenty polityki klimatycznej nie miały charakteru jednostronnego, krajowego, tylko żeby obowiązywały co najmniej w całej UE. Ale optymalnie byłoby dla niemieckiej gospodarki, żeby obowiązywały globalnie. Dopiero wówczas dekarbonizacja stanie bardziej szansą niż wyzwaniem.

Niemcy będą chciały przełożyć swoje ambitniejsze rozwiązania na Unię Europejską i adresować te postulaty na forach międzynarodowych, jak G-7 czy G-20. W UE na przykład – żeby szybciej stawiać na technologie wodorowe, żeby szybciej rozwijać morską energetykę wiatrową, żeby bardziej łączyć rynki energetyczne, ułatwiać przepływ energii między krajami.

Czy Polska może coś na zmianach w niemieckiej polityce wygrać, czy też trzeba raczej myśleć, jak się przed tym bronić?

Biorąc pod uwagę, jak mocno polska gospodarka jest powiązana z niemiecką, jak wiele polskich firm, polskich podwykonawców jest uzależnionych od swoich niemieckich partnerów, to przyspieszenie dekarbonizacji i przechodzenia przez Niemcy na nowe technologie będzie prędzej czy później wymagało dostosowywania się po polskiej stronie.

Na przykład w przemyśle motoryzacyjnym bardzo blisko współpracujemy, a w Niemczech jest on w głębokiej przebudowie i wszystkie największe koncerny stawiają na elektromobilność. To stanowi wyzwanie zarówno dla niemieckich poddostawców, jak i dla zagranicznych – w tym polskich. Inny przykład: dla wielu niemieckich firm coraz istotniejszą kwestią staje się ślad węglowy w całym łańcuchu produkcyjnym.

Jak wspomniałem, Niemcy będą działać z pewnością na rzecz przyspieszenia transformacji w całej UE – szczególnie po przyjęciu jeszcze bardziej ambitnych celów w krajowej polityce klimatycznej. To zaś będzie stanowić w niektórych sektorach poważne wyzwanie także dla Polski. Po naszej stronie trzeba będzie podjąć to wyzwanie i zdecydować, jak na nie odpowiemy.

Akurat jeśli chodzi o baterie samochodowe, to są one w ostatnim czasie największym sukcesem polskiego eksportu.

To jest jeden z przykładów, że na zielonej transformacji można też wygrać. Tylko zawczasu trzeba zrozumieć trendy i stawiać na innowacyjne technologie przyszłości. W przypadku technologii uznawanych w coraz większym stopniu jako przestarzałe – nie tylko w Niemczech czy Unii Europejskiej, ale właściwie na całym świecie – trzeba natomiast dobrze zaplanować proces transformacji.

Michał Kędzierski jest starszym specjalistą w Zespole Niemiec i Europy Północnej Ośrodka Studiów Wschodnich. Do jego tematów badawczych należy polityka energetyczna i klimatyczna RFN, transformacja sektora transportowego i proces dekarbonizacji w Niemczech.

Rozmawiał Maciej Jaszczuk