W Niemczech działają obecnie trzy elektrownie atomowe. Jedna z nich ma zostać wyłączona pod koniec tego roku, a dwie będą pozostawione do kwietnia 2023 w „trybie rezerwowym”. Jak podkreśla „Bild”, energetyka jądrowa została uznana przez UE za „zieloną”. „Jedynie w Niemczech, spośród wszystkich krajów, nie zostało to zaakceptowane przez partię Zielonych” – zauważa „Bild” i dodaje: „UE kręci głową nad niemiecką polityką elektroenergetyczną”.

Gazeta zastanawia się, kto pomoże Niemcom w dostawach prądu, jeśli „dojdzie do najgorszego”. „Jak dotąd, tylko dwaj unijni sąsiedzi zgodzili się na umowy solidarnościowe: Dania i Austria. Natomiast produkujący gaz Belgia i Holandia reagują na taki pomysł niepokojąco chłodno, podobnie jak Polska. Negocjacje z Czechami i Włochami również słabną” – zaznacza „Bild”.

Szefowa KE Ursula Von der Leyen zaproponowała, aby firmy produkujące energię elektryczną po niskich kosztach, na przykład z niskoemisyjnych źródeł, co przynosi wysokie dochody, ale jednocześnie nie odzwierciedla ich kosztów produkcji, przekierowały te "nieoczekiwane zyski" do wsparcia „słabszych ludzi i firm". Podobny plan przedstawił także Robert Habeck.

Zdaniem „Bilda” „pomysł Habecka na ograniczenie nadmiernych zysków producentów energii elektrycznej i redystrybucję pieniędzy do konsumentów nie jest zły, niektóre kraje mają już własną wersję takiego +podatku od nadmiernych zysków+”. Chodzi wszystkim o producentów, którzy wytwarzają tanią energię elektryczną w elektrowniach wiatrowych, słonecznych czy atomowych. „Sprzedają oni energię elektryczną bardzo drogo, bez konieczności kupowania drogiego gazu” – podkreśla „Bild”.

Reklama

Wynika to z działania rynku energii elektrycznej: cenę określa najdroższa elektrownia, włączona do sieci produkcji energii elektrycznej. A obecnie do zaspokojenia popytu trzeba wykorzystywać coraz kosztowniejsze elektrownie gazowe – wyjaśnia „Bild”.