Jest pan socjologiem.

I historykiem z pierwszego wykształcenia.

Oraz doradcą prezydenta Andrzeja Dudy, na którego głosowało 10 mln Polaków. Na Rafała Trzaskowskiego też 10 mln.
W wielu krajach kandydaci w wyborach prezydenckich idą łeb w łeb. Taka jest uroda demokracji, że w II turze obie strony mobilizują wszystkie zasoby emocjonalne, intelektualne i finansowe. W dziejach demokracji to nic nadzwyczajnego.
Reklama
W dziejach Polski to nadzwyczajna sytuacja.
A wybory, w których konkurentami byli Lech Wałęsa i Aleksander Kwaśniewski?
Zdecydowanie mniejsza frekwencja.
A po jednej stronie był TW Bolek, a po drugiej TW Alek – a większość wyborców nie miała o tym pojęcia. Tak naprawdę wybór był pozorny. A teraz był rzeczywisty. To nie znaczy, że bagatelizuję sytuację, jestem tylko przeciw histeryzowaniu i tragizowaniu.
Ani nie tragizuję, ani nie histeryzuję.
To się okaże, jak pani będzie wybierała coś z tej rozmowy do leadu, do tytułu, czy będzie pani podkręcać, czy nie.
Widzę, że jest pan też specjalistą od mediów.
Obserwuję je.
„Rozważamy, jak zrobić, żeby w Polsce było dwa razy więcej miłości niż jest”. To pan po spotkaniu w Sejmie z Jackiem Kurskim i Jackiem Sasinem.
Miłość to podstawa.
Chodzi o to, żeby te 10 mln od Trzaskowskiego zmusić do pokochania Dudy. Pan nawet powiedział, jak to zrobić: trzeba przestać mówić bzdury. Rozumiem, że chodzi o bzdury w mediach, o repolonizację mediów.
Jeśli chodzi o media, nie mam żadnej mocy sprawczej w zakresie działań legislacyjnych czy regulacyjnych. Dlaczego mnie pani o to pyta? Nie jestem dobrym adresatem.
Cały wywiad z Andrzejem Zybertowiczem przeczytasz w Magazynie Dziennika Gazety Prawnej i na e-DGP