Producenci drobiu nie zgadzają się ze stwierdzeniem, które pojawia się ostatnio w przestrzeni publicznej, że to oni sami ponoszą winę za obecną nadprodukcję - informuje w liście do szefa rządu prezes Polskiego Związku Zrzeszeń Hodowców i Producentów Drobiu Andrzej Danielak.

Zdaniem hodowców, epidemia koronawirusa uwypukliła jak "fatalnie" jest zorganizowany rynek drobiarski w Polsce. "Rozwój drobiarstwa w Polsce postępował przez wiele lat stopniowo, w wyniku silnego popytu na polskie mięso drobiowe zarówno w UE jak i na rynkach krajów trzecich. Popyt ten wynika z przewag konkurencyjnych względem europejskich producentów oraz z korzystnej proporcji jakości produktów w stosunku do ceny" - zaznaczył Danielak.

Wyjaśnił, że "opłacalność ekonomiczna ubojni i obiecujące prognozy rozwoju spowodowały strategiczne decyzje o modernizacjach lub budowie całkowicie nowych zakładów drobiarskich o bardzo dużych mocach przerobowych, które otrzymały poważne środki wsparcia inwestycyjnego ze środków publicznych. Zakłady te zachęcały hodowców i innych inwestorów do budowy nowych ferm do odchowu brojlerów kurzych i brojlerów indyczych gwarantując opłacalność produkcji w długiej perspektywie czasowej".

Niestety - jak pisze prezes PZZHiPD - za rozwojem drobiarstwa nie poszły żadne instrumenty zabezpieczające branżę. "Nie bez znaczenia jest zbyt duża przewaga handlu, wykorzystującego bezwzględnie każdą sytuację kryzysową, nawet obecną tragedię pandemii. Brak systemowych, branżowych rozwiązań w rolnictwie i brak twardego prawa umożliwiają mówiąc wprost, ciągłe okradanie rolników" - dodaje Danielak.

Reklama

Polska produkcja drobiarska przez lata przynosiła znaczące wpływy z eksportu do budżetu, które szacuje się na ok. 4 mld euro rocznie, a także wpływy w postaci podatków. Teraz branża, która znalazła się w kryzysie oczekuje pomocy od państwa. "Najważniejszym celem tej pomocy powinno być niedopuszczenie do zniszczenia rolniczego potencjału wytwórczego produkcji pierwotnej — ochrona ferm reprodukcyjnych, wylęgarni i ferm produkujących żywiec" – zaznacza Danielak.

Zdaniem Związku, najszybszym kanałem pomocy finansowej dla rolników poszkodowanych przed epidemię koronawirusa powinny być niewykorzystane środki z II filara WPR (PROW), których wysokość szacuje się na ok. 3 mld euro. Cześć z tej kwoty (nawet do 50 proc.) można by skierować na te działy produkcji rolnej, które przynosiły dotąd dochody dewizowe.

Szef Polskiego Związku Zrzeszeń Hodowców i Producentów Drobiu zwraca uwagę, że straty ponoszą także ubojnie, które nie mogą sprzedać zmagazynowanego mrożonego mięsa. Ich kłopoty oznaczają, że hodowcy nie otrzymają zapłaty za odstawiony towar. Stąd postulat przeprowadzenia interwencji krajowej.

Jak pisze do premiera Danielak, "miałaby ona polegać na zaproponowaniu np. krajom afrykańskim państwowego kredytu celowego na zakup zalegającego mięsa. Towar powinien być sprzedany po cenie, która pokryje minimalne koszty produkcji drobiarzy. Zwolnienie w ten sposób nadwyżek mięsa powinno ustabilizować rynek i dać branży czas na powrót do normalności i zdolności generowania dochodów dla Skarbu Państwa".

Kolejnym problemem, który zgłaszają premierowi hodowcy drobiu są rosnące ceny pasz.

Drobiarze proszą również o wyjaśnienie, kto zyskał finansowo na kryzysie wywołanym przed Covid-19. "Żywy drób był i jest skupowany po znacznie zaniżonych cenach, nie pokrywających kosztów produkcji, podczas gdy w handlu detalicznym ceny, poza nielicznymi wyjątkami pozostały na niezmienionym poziomie, poziomie przed pandemią" - informuje prezes Polskiego Związku Zrzeszeń Hodowców i Producentów Drobiu. (PAP)

autor: Anna Wysoczańska