Bez zbóż nie byłoby państw. Wszystkie największe państwa agrarne starożytności – Mezopotamia, Egipt, Dolina Indus, Żółtej Rzeki (Huang He) – są zadziwiająco podobne do siebie. Wszystkie bowiem są państwami, w których podstawą wyżywienia obywateli było zboże: pszenica, jęczmień i w przypadku Żółtej Rzeki – proso. Kolejne cywilizacje dodały do tej listy ryż i kukurydzę.

Powstaje pytanie: co jest takiego w tych roślinach, że duże cywilizacje pojawiły się tylko tam, gdzie je uprawiano? W końcu soczewicę, ciecierzycę czy groch także udomowiono na Bliskim Wschodzie, a w Chinach kolokazję (gatunek rośliny jadalnej) i soję. Dlaczego nie było państw, w których byłyby one najważniejszymi roślinami uprawnymi? W końcu wiele z nich jest bardziej kaloryczne niż pszenica czy jęczmień.

Otóż jak pisze autor w publikacji – kluczem do zrozumienia, dlaczego pierwsze cywilizacje opierały się akurat na zbożach, jest ich przydatność z punktu widzenia poboru podatków. I tylko zboża mają wszystkie cechy, które czynią je idealnymi do poboru danin dla państwa.

Tylko zboża mają wszystkie cechy, które czynią je idealnymi do poboru danin dla państwa.
Reklama

Otóż zboża rosną nad ziemią i dojrzewają w mniej więcej tym samym czasie. Jeżeli poborcy podatkowi pojawią się we właściwym czasie, mogą przeprowadzić żniwa, wymłócić zboża i je skonfiskować za jednym razem. Nawet lepiej – poborcy podatkowi mogą po prostu poczekać, aż żniwa przeprowadzą farmerzy i dopiero wówczas je zabrać.

Przykładowo, średniowieczną dziesięcinę pobierano w ten sposób, że rolnik ścinał zboże, wiązał je w snopki i co dziesiąty z tych snopków był zabierany. Aby zrozumieć, jak doskonałą rośliną z punktu widzenia fiskusa są zboża, warto porównać je do ziemniaków. Jadalna część ziemniaków rośnie pod ziemią i można ją wykopać po roku, ale można też poczekać kolejny rok albo dwa. Można je wykopywać w miarę, jak są potrzebne.

Jeżeli poborca chce takie ziemniaki zabrać, to musi je sam wydobyć z ziemi. Będzie miał wówczas wóz ziemniaków, które są znacznie mniej warte na rynku i mają mniejszą wartość kaloryczną niż zboża. I jeszcze łatwiej się psują.

Dojrzewanie zbóż w tym samym czasie oraz fakt, że ich jadalna część znajduje się nad ziemią i jest łatwo widoczna sprawia, że poborcy podatkowi znając klasę ziemi, są w stanie oszacować plony i przede wszystkim należny podatek. Ten szacunek może być jeszcze dokładniejszy, jeżeli przed żniwami pobierze się próbkę z danego roku.

Bycie przedmiotem opodatkowania sprawiało, że zboża stawały się rośliną polityczną, tzn. państwa ściśle kontrolowały, jak były uprawiane i nakazywały konkretne techniki uprawy by zwiększyć plony i – co za nimi idzie – pobieraną przez władzę ich część.

Podczas gdy państwo może łatwo opodatkować farmerów, zadanie takie jest trudne w przypadku, powiedzmy, kupców. Zysk z transakcji kupieckich można schować wszędzie. Zysk z pola może każdy zobaczyć. Tu autor stawia, dla wielu być może zdumiewającą, tezę.

Otóż po przejściu z trybu życia myśliwych-zbieraczy na tryb osiadły oparty na uprawie zbóż, standard życia przeciętnych ludzi dramatycznie spadł. Łatwym sposobem na sprawdzenie czy kobieta, która zmarła 9 tys. lat temu żyła w społeczności myśliwych-zbieraczy, czy też powadziła osiadły tryb życia oparty na uprawie zboża, jest obejrzenie jej kości. Kobiety w wioskach, w których żywiono się ziarnem, miały zakrzywione kości palców u stóp i zdeformowane kolana od długich godzin spędzonych na klęczeniu, kiwaniu się i mieleniu zbóż.

Po przejściu z trybu życia myśliwych-zbieraczy na tryb osiadły oparty na uprawie zbóż, standard życia przeciętnych ludzi dramatycznie spadł.

Tymczasem życie myśliwych-zbieraczy polegało na odpoczynku przerywanym krótkim okresami bardzo intensywnej i zróżnicowanej aktywności. Osoby z takich społeczności polowały, zbierały jagody, łowiły ryby, przygotowywały pułapki itp. Szkielety osób żyjących w taki sposób były o kilkanaście centymetrów wyższe, niż szkielety osób utrzymujących się z roli.

A różnica wynikała nie tylko z bardziej ruchliwego trybu życia, ale i z bardziej urozmaiconej diety. Przykładowo na stanowisku archeologicznym z Abu Hurejra, terenach zamieszkiwanych przez myśliwych-zbieraczy, zebrano 192 gatunki różnych roślin, z których 118 jest spożywanych przez obecnie żyjące plemiona na ziemi.

Dziesięć tysięcy lat przed naszą erą na całym świecie było zaledwie 4 mln ludzi, a więc tyle, co w dwóch takich miastach jak Warszawa. Pięć tysięcy lat później ich liczba wzrosła do 5 mln. Tak więc przez pierwsze tysiąclecia uprawy ziemi liczba ludności wzrosła tylko o 20 proc. Autor twierdzi, że powodem były przede wszystkim choroby, które zaczęły mieć idealne warunki do rozprzestrzeniania się w dużych skupiskach ludzkich. Wiele patogenów miało możliwość przejścia ze zwierząt na ludzi, w związku z rozpoczęciem hodowli.

Against the Grain to publikacja, która otrzymała doskonałe recenzje za oceanem i w Europie. „The Economist” uznał ją za najlepszą książkę historyczno-ekonomiczną roku. Bardzo pozytywnie wypowiedzieli się o niej publicyści m.in. „Financial Times” i „Guardian”.

James C. Scott jest profesorem politologii na Yale University. Recenzowana książka wychodzi jednak poza zakres jego codziennych zainteresowań akademickich. Obejmują one bowiem także archeologię, starożytną historię, oprócz właśnie politologii i antropologii. Ale właśnie to jest największym atutem tej publikacji, ponieważ akademik patrzy na opisywane zjawiska świeżym okiem.

Bezpośrednim powodem zainteresowania się przez autora tą tematyką było zaproszenie w 2011 r. do wygłoszenia dwóch gościnnych wykładów o społeczeństwach agrarnych na Uniwersytecie Harvarda. Ilość materiału, z którym zapoznał się przed wykładami natchnęła go do przemyśleń, które okazały się zaskakująco odkrywcze. Stąd pomysł na książkę.

Warto także wiedzieć, że James C. Scott interesuje się anarchizmem i z jego publikacji – by wymienić tylko The Art of Not Being Governed: An Anarchist History of Upland Southeast Asia (Sztuka niebycia rządzonym: anarchiczna historia wyżynnej południowo-wschodniej Azji) – można odnieść wrażenie, że nie jest on miłośnikiem instytucji współczesnego państwa. Tak więc omawiana publikacja jest bez wątpienia książką z tezą, choć solidnie uzasadnioną.

Scott nie jest też pierwszym akademikiem, który przypuścił atak na fundamenty współczesnej cywilizacji. Tu przychodzi na myśl przede wszystkim artykuł Jareda Diamonda (znanego z nagrodzonej Pulitzerem książki z 1997 r. Guns, germs and steel, czyli Strzelby, zarazki, maszyny) z 1987 r., w którym określił rolnictwo mianem „najgorszego błędu w historii ludzkości”. Scott jest bez wątpienia duchowym spadkobiercą Diamonda i rozwija jego myśli i poglądy.

Warto także zauważyć, że Against the Grain jest najpopularniejszą i najbardziej uznaną publikacją akademika i ukazała się po angielsku, gdy profesor miał 81 lat (urodził się w 1936 r.). Co istotne, jest ona dostępna w języku polskim. Ukazała się w 2020 r. nakładem PWN, choć pod trochę innym tytułem niż oryginał (Jak udomowiono człowieka), który w mojej ocenie słabiej oddaje główne przesłanie autora.

Nawiasem mówiąc, oryginalny tytuł jest wieloznaczny, ponieważ „to go against the grain” to także idiom oznaczający „pójście pod prąd”, co może być nawiązaniem do bardzo oryginalnych przemyśleń autora.

Podsumowując: bez względu na to, czy komuś bliskie są anarchiczne ideały czy nie, warto zapoznać się z Against the Grain, bo dostajemy w niej solidną porcję interesującej wiedzy o samych początkach naszej cywilizacji. Do tego napisaną z werwą i w atrakcyjny sposób. Gwarantuję, że po jej przeczytaniu już nigdy nie spojrzymy na pole pszenicy czy żyta tak jak do tej pory.

Aleksander Piński