Satelitarny dostęp do internetu nie jest pomysłem nowym. Ten, który zamierzają na masową skalę dostarczać takie projekty, jak Starlink, Kuiper czy OneWeb, ma być pozbawiony wad swych poprzedników: ma być tani, szybki i z niewielkimi opóźnieniami.

Według analityków internet z kosmosu to obiecujący biznes. Bank Morgan Stanley przewiduje, że w 2040 r. wartość kosmicznego biznesu (usługi świadczone za pomocą satelitów, wynoszenie ich i załogowych statków w kosmos, produkcja sprzętu) wzrośnie do 1 bln dolarów i będzie niemal trzykrotnie większa niż obecnie. Rynek usług konsumenckiego satelitarnego szerokopasmowego dostępu do internetu ma być wówczas wart niemal 95 mld dolarów (prawie 25-krotnie więcej niż w 2019 r.), a cały rynek wszystkich satelitarnych usług internetowych – 410 mld dolarów.

Potrzebny powszechny internet

Skąd ten optymizm? Pandemia pokazała znaczenie internetu dla światowej gospodarki, edukacji, rozrywki czy utrzymania więzi rodzinnych i społecznych. Jednocześnie obnażyła słabość dzisiejszych sieci – zasięg. Nawet w najbardziej rozwiniętych krajach świata internet nie jest ogólnodostępny, a często na dużych obszarach łącza są zbyt wolne lub mają zbyt małą stabilność, by umożliwiać korzystanie z tak dziś podstawowych usług, jak wideokonferencje, streaming czy szybki dostęp do dużych plików. A bez nich nie da się efektywnie pracować na odległość czy uczestniczyć w zdalnym nauczaniu.

Reklama

Wyjściem jest dostęp do sieci z wykorzystaniem satelitów. Tyle że te umieszczone na orbicie geostacjonarnej oferują stosunkowo niską przepływność do klienta i naprawdę niewielką od użytkownika. Za to opóźnienia są olbrzymie i sięgają nawet kilkuset milisekund, co oznacza, że są kilkudziesięciokrotnie większe niż w szybkich sieciach stacjonarnych i nowoczesnych sieciach komórkowych. Usługi satelitarnego dostępu co prawda w ostatnich latach mocno potaniały, ale nadal – biorąc pod uwagę zwłaszcza to, że reklamowaną przepływność ma się zapewnioną tylko dla ograniczonego pakietu danych – są stosunkowo drogie. Na całym świecie korzysta z nich ok. 3 mln klientów.

Lekarstwem na te bolączki „klasycznego” internetu satelitarnego mają być konstelacje satelitów telekomunikacyjnych umieszczone na niskich orbitach (LEO), czyli na wysokości od 200 km do 2000 km nad ziemią. Dzięki niskiej orbicie opóźnienia mają szansę spaść do kilkudziesięciu milisekund, zaś przepływność łączy – zwłaszcza ta od użytkownik – wyraźnie wzrosnąć.

Lekarstwem na bolączki „klasycznego” internetu satelitarnego mają być konstelacje satelitów telekomunikacyjnych umieszczone na niskich orbitach (LEO), od 200 km do 2000 km nad ziemią.

Czy lekarstwo zadziała? Nie wiadomo. Warto przypomnieć, że remedium miał być też realizowany przez Alphabet – spółka jest właścicielem Google – projekt Loon. Loon zakładał stworzenie sieci umieszczonych w stratosferze balonów wypełnionych helem, które wykorzystywano by do oferowania mobilnych usług telekomunikacyjnych. Alphabet zdecydował się w tym roku na likwidację uruchomionego blisko dekadę temu projektu, bo ocenił, że nie jest w stanie obniżyć kosztów tak, by Loon zaczął na siebie zarabiać. Projekt ma zostać zamknięty w ciągu kilku miesięcy.

LEO po raz pierwszy

Pierwsze plany konstelacji umieszczonych na niskich orbitach w latach 90. XX w. prezentowały takie firmy, jak Globalstar, Iridium, Odyssey i Teledesic. I jak przypomina firma doradcza McKinsey & Co., wszystkie te projekty – za wyjątkiem Iridium – ze względu na koszty i niewielki popyt zostały albo zaniechane, albo mocno ograniczone.

Iridium z kolei na przełomie XX i XXI w. przeszło proces restrukturyzacji długu, a potem zmieniało właścicieli, by zostać spółką giełdową. W 2020 r. miało 583 mln dolarów przychodów, w tym 463 mln dolarów z usług telekomunikacyjnych (z czego 97 mln dolarów z transmisji danych na potrzeby Internetu Rzeczy [IoT] i 36 mln dolarów z szerokopasmowego dostępu do internetu) świadczonych firmom z takich branż, jak żegluga morska, transport lotniczy i przemysł naftowy, a także służbom ratowniczym oraz rządowi USA.

„Po tych doświadczeniach wielu analityków i inwestorów wydaje się być sceptycznych wobec wielkich konstelacji LEO” – oceniał w maju 2020 r. McKinsey & Co., zaznaczając, że w ciągu ostatnich 20 lat w przemyśle kosmicznym wiele się zmieniło.

„Technologia satelitarna poszła do przodu, popyt na przepustowość wzrósł i nie widać spowolnienia, a firmy opracowały kreatywne modele biznesowe, aby generować zyski z łączności. Co więcej, zarówno firmy technologiczne, jak i inwestorzy dysponują obecnie znacznie większymi zasobami kapitału, dzięki czemu możliwe jest finansowanie dużych konstelacji” – twierdził McKinsey i chłodząc optymizm, zaznacza, że kapitał nie ma nieograniczonej cierpliwości, by czekać na uruchomienie komercyjnych konstelacji.

Starlink Elona Muska

Korzenie dziś realizowanych koncepcji sięgają drugiej połowy poprzedniej dekady. Z kilkudziesięciu ogłoszonych wówczas projektów część została zaniechana (m.in. mający siedzibę w Luksemburgu LeoSat, a także idące w tysiące satelitów projekty Boeinga i Samsunga), a status wielu jest określany jako „nieznany”, co może zapowiadać, że i one nie zostaną zrealizowane.

Najgłośniej jest o Starlinku, konstelacji budowanej przez kosmiczną spółkę amerykańskiego miliardera Elona Muska. Starlink na orbicie umieścił już ponad tysiąc satelitów i zaczął świadczyć usługi na zasadzie testów konsumenckich. Zgodnie z koncesją, jaką dostał od amerykańskiej Federalnej Komisji Łączności (FCC), konstelacja może się składać z 11943 satelitów. Firma zapowiada, że do 2024 r. na orbicie będzie 4425 z nich.

Elon Musk, mówiąc o Starlink, jest dziś bardzo powściągliwy. Twierdzi m.in., że „pod względem technicznym i ekonomicznym jest to wyjątkowo trudne przedsięwzięcie”. W lutym, wykorzystując Twittera, miliarder poinformował, że w tym roku w zasięgu usług Starlinka będzie „większość” Ziemi, a „całość” w przyszłym roku. Miliarder podkreślił, że na terenach gęstej miejskiej zabudowy „telefonia komórkowa będzie zawsze miała przewagę” nad internetem z satelity. „Satelity są najlepsze dla obszarów o niskiej i średniej gęstości zaludnienia” – napisał.

SpaceX szacuje, że budowa sieci Starlink wymagać będzie inwestycji nie mniejszych niż 10 mld dolarów. Jednocześnie oczekuje, że sieć będzie dawała 30 mld dolarów przychodów rocznie, czyli kilka razy więcej niż biznes związany z rakietami. Źródłem przychodów mają być gospodarstwa domowe podłączone do satelitarnego internetu, a także – co firma ujawniła w marcu – usługi dostępu do internetu świadczone użytkownikom czy też pasażerom pojazdów, samolotów i statków.

Pieniądze na inwestycje SpaceX – poza Starlinkiem (obejmują też program rakiet wynoszących satelity i inne obiekty kosmiczne – Starship) – pochodzą od akcjonariuszy spółki (tylko od sierpnia ubiegłego roku do lutego bieżącego roku kupili oni akcje nowych emisji warte 2,85 mld dolarów), a także ze środków publicznych (rozdzielanych przez FCC w ramach Rural Digital Opportunities Fund) przeznaczonych na budowę sieci tam, gdzie jej nie ma, na terenach trudnodostępnych. W ubiegłym roku 180 operatorom przyznano łącznie 9,2 mld dolarów z wartego 20,4 mld dolarów funduszu. Starlink, który zobowiązał się do zapewnienia dostępu w 35 stanach w niemal 643 tys. lokalizacjach, dostał blisko 886 mln dolarów, które będą wypłacane w ratach przez 10 lat.

Płatne, trzyletnie testy konstelacji Starlink prowadzi armia USA, która chce sprawdzić możliwości i bezpieczeństwo satelitarnego internetu LEO w zastosowaniach militarnych m.in. w zaawansowanych systemach zarządzania walką (ASMB). Jeśli oczekiwania zostaną spełnione, armia USA nie wyklucza wielomiliardowych kontraktów.

Pieniądze zaczęły też płynąć z komercyjnej działalności operacyjnej. Pierwszych 10 tys. klientów pochodzi z USA, Kanady i Wielkiej Brytanii (po zapłaceniu 499 dolarów za sprzęt czeka regularny wydatek w wysokości 99 dolarów – cena miesięcznego abonamentu). Kolejni – m.in. z Europy, w tym z Polski – mają dołączyć w tym roku. W Polsce klient musi się liczyć z 449 zł abonamentu i 2269 zł jednorazowej opłaty za sprzęt oraz pokryć 276 zł kosztów przesyłki.

Elon Musk zapowiada, że wraz z rozwojem sieci i wzrostem liczby klientów cena abonamentu, która nawet na amerykańskie warunki nie jest niska, będzie spadać. Zapowiada też, że przed końcem roku prędkość łączy wzrośnie do 300 Mb/s do użytkownika, zaś opóźnienie spadnie do 20 ms. Dziś jest to odpowiednio od kilkudziesięciu do 150 Mb/s i 30-40 ms.

OneWeb uratowany przez rząd brytyjski

Drugi głośny projekt to OneWeb. W ubiegłym roku otarł się on o bankructwo, ale został uratowany dzięki wspólnej inwestycji rządu Wielkiej Brytanii i Sunila Bharti Mittala, miliardera z Indii, współwłaściciela działającej w Indiach i 17 krajach Azji i Afryki grupy telekomunikacyjnej Bharti Airtel. Na przejęcie firmy i jej uratowanie ci dwaj inwestorzy wyłożyli łącznie ponad 1 mld dolarów.

Nim OneWeb popadł w finansowe tarapaty, zainwestował ok. 3 mld dolarów (pieniądze pochodziły m.in. od japońskiego konglomeratu Softbank) i na orbicie LEO umieścił 74 z 648 planowanych w pierwszym etapie satelitów, które mają być wykorzystywane do oferowania szerokopasmowego internetu, jak i usług GPS.

W tym roku trzej „starzy” akcjonariusze OneWeb – Softbank, Hughes Network System (firma miliardera Charliego Ergena) oraz ExchoStar (spółka zależna Hughes Network Systems) – ponownie wyłożyli pieniądze i zainwestowali w spółkę 400 mln dolarów. 350 mln dolarów z tej kwoty przypada na japoński konglomerat, którego głównym właścicielem jest miliarder Masayoshi Son.

OneWeb już pod rządami nowych akcjonariuszy wysłał na orbitę – wykorzystując rosyjską rakietę Sojuz – kolejne satelity i obecnie jego konstelacja liczy ponad 100 obiektów. Firma planuje, że na półkuli północnej, powyżej 50 równoleżnika (a więc m.in. na Wyspach Brytyjskich i prawie całym terytorium Polski) usługi będą dostępne w końcu 2021 r., a globalnie w 2022 r. Szacuje się, że uzupełnienie konstelacji do planowanych 648 satelitów oraz dokończenie budowy sieci naziemnej kosztować będzie ok. 2,5 mld dolarów.

Rząd brytyjski, który w OneWeb zainwestował, bo uznał, że będzie to tańsze niż budowa własnego, konkurencyjnego dla europejskiego Galileo systemu GPS (szacowano go na ok. 5 mld funtów), szuka sposobu na dodatkowe uzasadnienie tego wydatku z budżetu. Pojawiają się bowiem głosy, że brytyjski podatnik może nigdy nie doczekać się zwrotu z tej inwestycji.

Rząd brytyjski zainwestował w OneWeb, bo uznał, że będzie to tańsze niż budowa własnego, konkurencyjnego dla Galileo systemu GPS.

Jednym z pomysłów jest wykorzystywanie OneWeb przez brytyjskiego operatora telekomunikacyjnego BT do oferowania internetu tam, gdzie nie opłaca się budować sieci światłowodowych. W grę wchodzą m.in. górzyste tereny w Szkocji. Według Ofcom, brytyjskiego regulatora zajmującego się także rynkiem telekomunikacyjnym, ok. 190 tys. gospodarstw domowych w kraju jest poza zasięgiem sieci dostępowych. Użycie satelitów powinno pozwolić BT na wywiązanie się ze zobowiązań wynikających z usługi powszechnej, które nakazują mu zapewnienie dostępu z przepływnością nie mniejszą niż 10 Mb/s. OneWeb deklaruje bowiem przepływność do 400 Mb/s i opóźnienia na poziomie 40 ms.

Plany dotyczące OneWeb sygnalizuje także Sunil Bharti Mittal. I on mówi o współpracy konstelacji z operatorami telekomunikacyjnymi np. przez oferowanie łączy dosyłowych do oddalonych stacji bazowych, a także dostarczania internetu na morzu i w samolotach.

Amazon i inni

Kolejnym miliarderem interesującym się kosmicznym biznesem jest Jeff Bezos, największy z akcjonariuszy Amazona i do niedawna jego szef. Bezos ma własną firmę kosmiczną – Blue Origin – a za jego prezesury Amazon zaczął kosmiczny Project Kuiper. Kuiper ma w planach umieszczenie na niskiej orbicie konstelacji składającej się z 3236 satelitów. Inwestycja ma kosztować 10 mld dolarów.

Amazon nie ogłosił, kiedy zacznie budować konstelację. FCC, przyznając projektowi rezerwacje częstotliwości radiowych, zapowiedziała, że połowa z planowanych satelitów musi zostać wyniesiona do 30 lipca 2026 r., a pozostałe do 30 lipca 2029 r. Amazon planuje, że konstelacja będzie budowana w pięciu etapach. Po zakończeniu pierwszego – obejmuje wyniesienie 578 obiektów – Kuiper ma zacząć świadczyć komercyjne usługi.

W tym roku przyspieszenia nabrał realizowany przez kanadyjską spółkę satelitarną Telesat projekt Lightspeed. Biznesplan mającej składać się z 298 satelitów konstelacji zakłada, że będzie ona nastawiona na obsługę kanadyjskiego rządu i władz lokalnych, a także m.in. operatorów telekomunikacyjnych. I tych stacjonarnych i tych komórkowych. Pojedyncze urządzenie końcowe ma mieć do dyspozycji łącze o przepływności do 7,5 Gb/s do użytkownika.

Lightspeed, podobnie jak OneWeb i Starlink, powstał z wykorzystaniem środków publicznych. Rząd Kanady w listopadzie ubiegłego roku wsparł projekt kwotą 476 mln dolarów. Jest to przedpłata za usługi. Już w tym roku władze Québecu ogłosiły, że wyasygnują 317 mln dolarów, z czego 158 mln dolarów przeznaczone jest na zakup akcji, a reszta to pożyczki. Koszt całego projektu szacowany jest na 5 mld dolarów.

Na początku lutego Telesat ogłosił, że dostawcą satelitów będzie Thales Alenia Space, francusko-włoski producent sprzętu kosmicznego. Pierwsze satelity mają zostać wyniesione na orbitę w ciągu dwóch lat, a komercyjne usługi mają ruszyć w drugiej połowie 2023 r. W globalnej skali dostęp do usług planowany jest na koniec 2024 r. Z warunków rezerwacji, jaką Telesat otrzymał od Międzynarodowego Związku Telekomunikacyjnego (ITU) wynika, że w końcu 2023 r. na LEO spółka musi mieć co najmniej 30 satelitów.

Telesat, który w 2020 r. odnotował 10-proc. spadek przychodów do 648 mln dolarów, szacuje, że w 2023 r. całkowita wartość rynku (total addressable market [TAM]), na jakim będzie działał Lightspeed wyniesie 358 mld dolarów, a do końca dekady TAM może się nawet potroić. Spółka jest zdania, że przyszły wzrost TAM będzie napędzany czynnikami, takimi jak łącza dosyłowe dla stacji bazowych sieci komórkowych (w tym 5G), wzrost transmisji danych w pasażerskim transporcie lotniczym, a także rosnące zapotrzebowanie na transmisję danych ze strony urządzeń działających w Internecie Rzeczy (IoT).

Tomasz Świderek