Wyraźnie widać, dlaczego pomysł unii bankowej podoba się politykom i ekonomistom, ale w gruncie rzeczy przypomina to próbę budowy domu bez fundamentów – i rozpoczynanie całego procesu od dachu tak, aby w pierwszej kolejności uchronić się przed deszczem!
Oto nasze wnioski:
Pozytywy
- Politycy, bezpodstawnie, sądzą, że uda im się stworzyć „europejski system gwarancji depozytów” i następnie pójść w kierunku głębszej integracji.
- Teoretycznie uspokoiłoby to depozytariuszy w Hiszpanii, Grecji, Portugalii i we Włoszech, trzymających swoje środki w bankach lokalnych – powtarzam, teoretycznie.
- Byłby to kolejny krok w kierunku prawdziwej unii fiskalnej.
Negatywy
- Francja, Holandia, Finlandia, Dania i Wielka Brytania nie będą chciały wyzbyć się suwerenności swoich banków. Jest to jeden z warunków, zanim jeszcze rozpoczną się negocjacje. Ponadto europejski system gwarancji depozytów byłby jednostką centralną z krajowymi uprawnieniami. Kłóciłby się zatem z obecnym systemem „narodowych czempionów bankowych” i wymagałby zasadniczej reorganizacji tych instytucji.
- Traktat unijny – każda zmiana, jak ta proponowana, musi zostać ratyfikowana przez parlamenty krajów członkowskich. Pomysł ma małe szanse na znalezienie szerokiego poparcia.
- Jest to kiepska próba wprowadzenia unii fiskalnej tylnymi drzwiami.
- Nie rozwiązuje problemu dokapitalizowania banków – potrzebne jest rozwiązanie na wzór szwedzkiego modelu ratunkowego dla banków, w ramach którego utworzono „zły bank” Securum, mający za zadanie zarządzanie złym długiem częściowo państwowych banków. Na tym rozwiązaniu szwedzki rząd i podatnicy nawet zarobili! Raz jeszcze, gdybyśmy rozważali tego rodzaju rozwiązanie na skalę europejską, powyższe punkty 1-3 również stanowiłyby problem. Ale przynajmniej byłby to krok w kierunku rozwiązania problemu wypłacalności, a nie tylko kolejna runda zwiększania płynności.
- Unia bankowa nie powstrzyma ludzi przed wyprowadzaniem kapitału z Europy. Musi ona być wiarygodna – w innym przypadku odpływ kapitału utrzyma się. Jeżeli unia bankowa obejmie wyłącznie strefę euro, osobiście zdeponowałbym swoje pieniądze w Szwecji, Danii i Norwegii. Jeżeli zaś miałaby objąć całą Europę – co jest mało prawdopodobne – należałoby wyprowadzić swój kapitał poza kontynent, gdyż nie ma gwarancji, że zwiększanie płynności banków poprawi sytuację – wystarczy popatrzeć na działania polityków w ciągu ostatnich trzech lat!
Wiele osób nie zwróciło uwagi na jeden szczegół ogłoszonego w zeszły weekend programu pomocowego dla banków hiszpańskich. Opisany jest on w punkcie 4 – a konkretnie chodzi o implikowane podporządkowanie wszystkich obligacji hiszpańskich, a z punktu widzenia ryzyka również obligacji włoskich BTP, mechanizmom EFSF/ESM.
Unia bankowa to kolejna odsłona gry na czas – i to najgorszego rodzaju. Stanowi ona jedynie pasywną odpowiedź na odpływ kapitału z południa Europy i w żaden sposób nie rozwiązuje europejskich potrzeb strukturalnych.
Rozwiązanie
Ja jestem tylko człowiekiem/traderem. Wierzę w uczciwość i proste plany. Europa musi odnaleźć swoje korzenie oraz historię wskazującą na przyczyny utworzenia Unii Europejskiej. Przemowa Churchilla z roku 1946 pt. Stany Zjednoczone Europy była antidotum na siły, które doprowadziły do dwóch wojen światowych. W roku 2012 Unia Europejska przejadła się nawet tym z nas, którzy są jej zwolennikami, chociaż nie w tak dużym stopniu.
Moje rady dla decydentów unijnych przed zaplanowanym na 27-28 czerwca szczytem:
- Przestańcie udawać.
- Zapomnijcie o pomyśle unii bankowej w jakiejkolwiek postaci – zmierzcie się z rzeczywistością i przestańcie grać na czas.
- Skupcie się na rozwiązaniu problemu wypłacalności, nie płynności – poczytajcie o Securum!
- Redefiniujcie Unię Europejską. Odejdźcie od wszystkich programów do czasu wypracowania powszechnej zgody na temat przyszłego kształtu UE.
- Wprowadźcie europejskie prawo, według którego po roku 2017 żaden kraj nie może utrzymywać deficytu przekraczającego 1 proc. PKB – bez wyjątków.
- Przyjmijcie do wiadomości, że Niemcy mają rację, a zwolennicy „rozwoju” nie wiedzą, o czym mówią. Wzrost gospodarczy nie jest polityką, a rezultatem. Tworzenie nowych miejsc pracy bierze się z uwolnienia mikroekonomii, nie zaś z brukselskiej makropolityki.
- Rozwiążcie Radę Europejską na znak poparcia dla realizmu oraz zredukujcie o 70 proc. budżet Brukseli. Dla wyborców europejskich mniej znaczy więcej.
- Ustalcie, czy chcemy unii fiskalnej, czy nie. Kiedy poszczególne kraje przyjmowały euro, zgodziły się przyjąć kryteria z Maastricht. Teraz nadszedł czas, aby je wyegzekwować.
- Stwórzcie maksymalnie pięciopunktowy plan dalszego rozwoju Europy. Bez standardowej retoryki, tylko proste kroki – nie więcej niż jedna strona.
Tak, wiem, powyższe oczekiwania są zupełnie nierealne. Ale to nie znaczy, że nie należy mówić o tym, iż brak zmiany obranego pięć lat temu kierunku rozwoju UE oznaczać będzie niepoczytalność decydentów. Według definicji Einsteina, wariat to ktoś, kto „w kółko powtarza ten sam eksperyment i za każdym razem oczekuje innego wyniku”.
Na zakończenie
„Unia bankowa” stanie się popularnym terminem. Jeżeli zostanie stworzona, nie powstrzyma odpływu kapitału, gdyż nawet 10-proc. szansa na utratę pieniędzy w przypadku rozpadu UE to o 9,99 proc. za dużo. Pytanie, które zawsze zadają mi klienci to „w co włożyć pieniądze?” To wyraźnie pokazuje, że nie potrzebujemy systemu unii bankowej, a wiarygodnego, długofalowego rozwiązania problemu wypłacalności.