Jak zwyliczył, pożyczając obecnie na mieszkanie 300 tys. zł trzeba się przygotować na ratę na poziomie niższym niż 1400 zł miesięcznie – o ile wybierano zadłużenie na 25 lat z ratą równą, co jest rozwiązaniem szczególnie popularnym. "Jeszcze na początku 2020 roku rata takiego kredytu opiewała na 1640 złotych miesięcznie. Aby pokazać jak mocno na przestrzeni lat staniały mieszkaniowe długi warto przytoczyć jeszcze starsze przykłady. W 2010 roku nasz modelowy kredyt kosztował 2110 złotych miesięcznie, a w 2005 roku ponad 2360 złotych – to o ponad 2/3 więcej niż dziś" - wyliczył.

Ale - jak zaznaczył Turek - nie tylko to się zmieniło. "Jeszcze niedawno (...) na początku spłaty kredytu płaciliśmy przede wszystkim odsetki, a tylko niewielka część raty odpowiadała za oddawanie bankowi pożyczonego kapitału. Chodzi o to, że na początku przede wszystkim płaciliśmy bankowi za pożyczone pieniądze, a nie oddawaliśmy swojego zobowiązania budując przy tym nasz majątek" - tłumaczył.

Jego zdaniem obecnie nawet na samym początku spłaty prawie połowa oddawanej do banku kwoty obniża zadłużenie kredytobiorcy. Analityk wyjaśnił to na przykładzie: "W 2005 roku rata wynosiła aż 2360 zł miesięcznie. Tylko 300 zł z pierwszej raty szło na spłatę kapitału, a ponad 2000 zł to były odsetki, czyli zarobek banku. Dla porównania dziś – gdy miesięcznie do banku musimy wpłacać jedynie 1400 zł - to nawet w pierwszej racie prawie połowa, bo aż 690 zł idzie na spłatę kapitału".

Ekspert zauważył, że niskie stopy procentowe to nie tylko najtańsze w historii kredyty mieszkaniowe. Dodał, że w ratach spłacanych do banku większą część stanowi spłata kapitału, a nie zarobek banków.

Reklama

W ocenie Turka dopiero za około 2 lata można spodziewać się podwyżek stóp procentowych i rosnących w konsekwencji rat. Przy czym nie będą to ruchy zbyt gwałtowne - dodał. (PAP)

autor: Ewa Wesołowska