W lutym rząd podjął decyzję - wbrew wieloletnim zasadom międzynarodowego opodatkowania - o nałożeniu nowych podatków na reklamę cyfrową. Po ogłoszeniu planów nałożenia nowego podatku prawie wszystkie prywatne media podjęły strajk, zawieszając publikację jakichkolwiek treści. Choć strajk trwał tylko jeden dzień, to po raz pierwszy od 1989 r. media w Polsce, często o różnych orientacjach ideologicznych, zjednoczyły się w ten sposób i na tak dużą skalę. To nie dziwi. Podniesienie wpływów podatkowych od prywatnych mediów cyfrowych umożliwi rządowi zwiększenie wydatków na media państwowe. Na przykład spółki telewizyjne, radiowe i kinowe, których roczne przychody z reklam wynoszą od 1 mln zł do 50 mln zł zapłacą podatek w wysokości 7,5 proc. Firmy o wyższych przychodach z reklam zapłacą już 10 proc. Gazety o przychodach z reklam od 15 mln zł do 30 mln zł zapłacą podatek w wysokości 2 proc., a gazety o wyższych przychodach – 6 proc. Podatek w wysokości 5 proc. od reklamy internetowej będzie natomiast nałożony na każdą firmę, która przekroczy 4,5 mln zł (5 mln euro) przychodów z reklam.

Amerykański zły przykład: Maryland i Austria

Polska w swoich podatkowych błędach nie jest osamotniona. W Stanach Zjednoczonych 14 marca 2021 r. Maryland jako pierwszy stan nałożył podatek od reklamy cyfrowej mimo, że republikański gubernator Larry Hogan zawetował tę ustawę w maju 2020 r. Ustawa narusza „Internet Tax Freedom Act”, ale senat Maryland, kierowany przez Demokratów, zignorował gubernatora, a także ostry sprzeciw wielu prawników i obalił veto. Ustawa ta nakłada podatek od reklamy cyfrowej o rozpiętości stawek od 2,5 proc. do 10 proc., którym obłożony jest globalny roczny dochód brutto firm z Maryland świadczących cyfrowe usługi reklamowe. Koszt podatku od usług reklamy cyfrowej będzie ostatecznie ponoszony przez pracodawców i konsumentów z siedzibą w Maryland w postaci wyższych cen usług reklamowych. To nie powinno być zresztą dla nikogo zaskakujące: firmy takie jak Amazon i Google w przeszłości dostosowywały już ceny w odpowiedzi na podobne rozwiązania podatkowe we Francji, Hiszpanii i innych krajach. Wpływ podatku nie kończy się na stanie Maryland. Jego nałożenie osłabi na forum międzynarodowym pozycję negocjacyjną rządu USA, który opowiada się przeciwko podatkom od usług cyfrowych. Ale podatek od reklamy cyfrowej zaczynają też wdrażać kraje europejskie – obok Polski np. Austria. W styczniu 2020 r. kraj ten wprowadził podatek od reklamy cyfrowej w wysokości 5 proc. od przychodów z reklamy cyfrowej pomimo, że wcześnie zobowiązał się wstrzymać z decyzją do momentu znalezienia wspólnego rozwiązania na forum OECD. Podatek cyfrowy dotyczy tam wszystkich firm, które osiągają lub przekraczają roczny globalny przychód w wysokości 750 mln euro oraz roczny przychód w wysokości 25 mln euro lub więcej z usług reklamy cyfrowej. W praktyce ze względu na konstrukcję austriackiego podatku, podlegają mu tylko amerykańskie firmy technologiczne takie jak Google, Amazon, Facebook i Apple.

Nowy podatek – nowy ład?

Reklama

W przypadku Polski w całej tej historii chodzi o coś więcej niż podatkowy cios w spółki medialne. Polski rząd od dawna odchodzi od wolnorynkowego modelu gospodarczego na rzecz etatystycznej hybrydy, w której wydatki socjalne, przedsiębiorstwa państwowe i media narodowe są postrzegane jako części jednej orkiestry finansowanej przez podatników. A wymagania tej orkiestry stale rosną. Podatek od reklamy byłby już 35. podatkiem podniesionym lub nałożonym przez obecny rząd. Warto przypomnieć, że jeśli chodzi o nowe "duże" podatki, to w 2016 r. wprowadzono m.in. tzw. podatek bankowy, przynoszący budżetowi dodatkowe 4 mld zł rocznie. Ci Polacy, których dochody przekraczają milion złotych, płacą daninę solidarnościową, wzbogacając rząd o kolejne 1,2 mld złotych. Z kolei wpływy z opłaty cukrowej nałożonej w tym roku na wszystkie napoje zawierające cukier, słodziki oraz kofeinę, taurynę i guaranę mają wynieść w 2021 roku około 3 mld zł. W tym roku wprowadzono również podatek handlowy (czyli podatek od sprzedaży detalicznej), który ma przełożyć się na dodatkowe 1,5 mld złotych w kasie państwa. Koszty nowych podatków są zawsze przenoszone na klienta końcowego, jednak dla producentów również nie są one obojętne. Niektóre bowiem nowe podatki nakładane są na towary, na które popyt jest bardzo elastyczny. Ich producenci podnoszą ceny, ale jednocześnie nie są w stanie utrzymać dotychczasowej rentowności. Przekłada się to na obniżenie stopy inwestycji w gospodarce, co w Polsce faktycznie ma miejsce - w 2020 r. stopa ta spadnie do 17,1 proc. wobec 18,5 proc. w 2019 r. sJest to wskaźnik o 5 proc. niższy od planu rządowego przedstawionego w 2016 r. (Strategia na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju).

Podatki nie są odpowiedzią

Spadek inwestycji prywatnych nie może być w nieskończoność kompensowany inwestycjami spółek państwowych i tworzeniem nowych tego typu podmiotów. Niestety, nowe podatki hamują inwestycje nie tylko z powodu zmniejszenia ich oczekiwanej rentowności, lecz także z powodu złożoności systemu fiskalnego i regulacyjnego, który powodują. W istocie wszystkie wprowadzane w Polsce podatki oparte są na skomplikowanych i nie do końca jasnych (nawet dla doradców podatkowych) mechanizmach naliczania i poboru. Co więcej, nawet rozwiązania mające na celu uproszczenie rozliczeń podatkowych w praktyce działają dokładnie w przeciwnym kierunku (slim Vat, Estoński Cit, JPK). W efekcie Polska zajmuje odległe miejsca w rankingach oceniających funkcjonowanie systemu podatkowego. Przykładowo w Międzynarodowym Indeksie Konkurencyjności Podatkowej Polska zajmuje przedostatnie miejsce wśród krajów OECD, a w kategorii "Płacenie podatków" w rankingu Banku Światowego "Doing Business" Polska zajmuje dopiero 77. miejsce - globalnie.

Skomplikowany system podatkowy sprawia, że firmy muszą wydawać coraz więcej pieniędzy na obsługę prawną i doradztwo, co odrywa zasoby od działalności produkcyjnej. Im mniejsza firma, tym mniej kapitału może przeznaczyć na radzenie sobie z zawiłościami regulacyjnymi. To z kolei przekłada się na mniejszą liczbę innowacyjnych pomysłów - są one po prostu tłumione w zarodku. Innym efektem rosnącej fiskalizacji i związanej z nią biurokratyzacji jest pole do optymalizacji podatkowej, czyli unikania płacenia podatków. Im więcej jest regulacji, tym więcej jest miejsca dla różnych organizacji lobbingowych na szukanie "zwolnień" z tych podatków, co przekłada się na nierówne warunki konkurencji rynkowej.

Polska ma za sobą lata prosperity. Żeby tego osiągnięcia nie zaprzepaścić, czas pandemii powinien być poświęcony na rewizję polityki gospodarczej państwa, zmierzającą do ograniczenia fiskalizmu i zmniejszenia obciążeń regulacyjnych.

Autorzy:

Tomasz Wróblewski, Warsaw Enterprise Institute

Lorenzo Montanari, Americans for Tax Reform