Stefani Milovanska-Farrington z University of Tampa na Florydzie w USA opracowała analizę „The Effect of Child Benefits on Financial Difficulties and Spending Habits: Evidence from Poland’s Family 500+ Program” („Wpływ dodatków na dzieci na problemy finansowe i przyzwyczajenia dotyczące wydatków: Dowody z polskiego programu Rodzina 500+”).

Badaczka rozpatrywała skutki wprowadzenia programu 500+. Analizę przeprowadzono na podstawie danych sprzed 2019 r., a więc jeszcze wówczas, gdy obowiązywał 500-złotowy dodatek na drugie dziecko dla wszystkich i na pierwsze jedynie w sytuacji, gdy dochody w rodzinie nie przekraczały 800 zł na osobę (albo 1200 zł, jeśli w rodzinie było dziecko niepełnosprawne).

Badanie przeprowadzono na próbie gospodarstw domowych. Okazuje się, że wśród rodzin z całkowitym miesięcznym dochodem poniżej 5000 zł wprowadzenie 500+ spowodowało wzrost wydatków na jedzenie o 19 proc., a na aktywność kulturalną o 38 proc. w porównaniu z rodzinami, które nie kwalifikowały się do programu.

O 11,3 proc. spadło prawdopodobieństwo, że rodzina będzie mieć problemy z zapłaceniem rachunków za media, a o 16,5 proc. – że trudno jej będzie znaleźć pieniądze na wydatki medyczne. Autorka konkluduje, że transfery gotówkowe wydają się skutecznie zwalczać problemy finansowe uboższych rodzin.

Reklama
Transfery gotówkowe wydają się skutecznie zwalczać problemy finansowe uboższych rodzin.

Lojalność palaczy

Philip DeCicca, Donald S. Kenkel, Feng Liu i Jason Somerville przygotowali pracę „Quantifying Brand Loyalty: Evidence from the Cigarette Market” („Kwantyfikacja lojalności w stosunku do marki: Dowody z rynku papierosów”). Badacze opisują w niej quasi-eksperyment, który przeprowadzono w stanie Nowy Jork w USA. Otóż w 2011 r. zaczęto nakładać podatki na papierosy sprzedawane w indiańskich rezerwatach. Z tym, że podatek nie dotyczył lokalnych indiańskich marek.

W efekcie cena paczki papierosów prawie się podwoiła, ale dotyczyło to tylko znanych globalnych marek. Tym samym prawdopodobieństwo zakupu papierosów znanego producenta obniżyło się o 12–18 proc. To zadziwiająco mały spadek, biorąc pod uwagę, że „markowe” papierosy są przynajmniej o 4,35 dolara droższe od „indiańskich”. Jest to o tyle ciekawe, że jak podają autorzy serii eksperymentów, palacze w ślepych testach nie są w stanie po smaku odróżnić marek papierosów.

Naukowcy wnioskują, że lojalność palaczy w stosunku do marek jest bardzo wysoka i koncerny mogą najprawdopodobniej podwyższać ceny i zwiększać w ten sposób zyski bez obawy o masową rezygnację z zakupów droższych papierosów.

Lojalność palaczy w stosunku do marek jest bardzo wysoka i koncerny mogą podwyższać ceny.

Polacy wolą córki

Michał Myck, Monika Oczkowska i Izabela Wowczko opracowali analizę „Gender Preferences in Central and Eastern Europe as Reflected in Partnership and Fertility Outcomes” („Preferencje odnośnie do płci dzieci w Europie Środkowo-Wschodniej”). Wynika z niej, że w Polsce, gdy pierwsze dziecko to chłopiec, jest większe prawdopodobieństwo, że rodzice zdecydują się na kolejnego potomka.

To oznacza, że w naszym kraju rodzice preferują dziewczynki. Naukowcy interpretują to jako obawę polskich rodziców przed tym, że będą potrzebowali opieki na starość. Kobiety są bowiem postrzegane jako bardziej empatyczne i opiekuńcze od mężczyzn i istnieje większa szansa, że zajmą się rodzicami. Jednak preferowanie dziewczynek to nie tylko polski fenomen. Podobna skłonność występuje także na Białorusi, na Ukrainie i w Rosji. Wśród badanych krajów regionu tylko w Rumunii rodzice wyraźnie wolą chłopców.

W Polsce rodzice preferują dziewczynki. Naukowcy interpretują to jako obawę rodziców przed tym, że będą potrzebowali opieki na starość.

To o tyle ciekawe zjawisko, że w wielu państwach, w szczególności w Azji (m.in. w Chinach, Korei Południowej, Tajwanie), występuje odwrotne zjawisko. Rodzice zdecydowanie bardziej wolą mieć synów, do tego stopnia, że ciąże bywają przerywane tylko dlatego, że miałaby urodzić się córka. Preferowanie córek w Polsce to dość niedawny fenomen. Naukowcy zauważyli go dopiero w danych z pierwszego i drugiego dziesięciolecia XXI w. W latach 80. i 90. ubiegłego stulecia go nie było.

Leworęczność to kreatywność

Fabio Mariani, Marion Mercier i Luca Pensieroso przygotowali pracę „Left-Handedness and Economic Development” („Leworęczność i rozwój gospodarczy”). Autorzy wykazują w niej, że rozwój kapitalizmu niemal doprowadził do wyginięcia osób leworęcznych. Z badań wynika bowiem, że osoby leworęczne są mniej sprawne w zajęciach manualnych i mają więcej wypadków, gdy pracują fizycznie.

W pierwszej fazie rozwoju kapitalizmu, gdy masowo zatrudniano ludzi w fabrykach, a ich praca wymagała zdolności manualnych, osoby leworęczne były poszkodowane. W latach 80. XIX w. odsetek ludzi leworęcznych w Europie Zachodniej spadł do ok. 2 proc. Później jednak zaczął rosnąć i obecnie przekracza 10 proc. Najwięcej takich osób jest w najbardziej rozwiniętych krajach, takich jak USA i Kanada (prawie 14 proc. leworęcznych – dane z 1992 r.). Dlaczego?

Otóż z badań wynika również, że osoby leworęczne po studiach mają wyższe dochody niż praworęczne. Leworęczni lepiej sobie także radzą w aktywnościach wymagających kreatywności. A ta cecha jest coraz bardziej poszukiwana we współczesnych gospodarkach.

Leworęczni lepiej sobie radzą w aktywnościach wymagających kreatywności. A to cecha coraz bardziej poszukiwana.

Na stronie ósmej pracy można zobaczyć ciekawy wykres pokazujący zależność między PKB na obywatela kraju a odsetkiem leworęcznych. Otóż ma on kształt zbliżony do litery U, tzn. leworęcznych jest coraz mniej, gdy PKB na obywatela kraju wynosi do 10 tys. dolarów (wówczas rozwój następuje głównie przez rozkwit przemysłu), a po przekroczeniu tego progu odsetek leworęcznych zaczyna rosnąć. Autorzy konkludują, że rozpowszechnienie leworęczności jest korzystne dla wzrostu gospodarczego.

Aleksander Piński