Oto poranny brief - wszystko, co musisz wiedzieć o tym, co teraz dzieje się w gospodarce.

Nowy sygnały ożywienia z Chin i Stanów Zjednoczonych

Mamy bardzo ciekawe sygnały świadczące o ożywieniu w przemyśle w dwóch największych gospodarkach świata. Wskaźniki aktywności: PMI w Chinach oraz ISM w Stanach Zjednoczonych wspięły się na poziomy najwyższe od wielu miesięcy. Przekroczyły przy tym barierę 50 punktów, która oddziela ekspansję od recesji.

Reklama

W przypadku Chin publikowane są aż dwa wskaźniki PMI, jeden, „państwowy” dotyczy przeciętnie tych większych firm, drugi, publikowany przez prywatne firmy, uwzględnia więcej tych mniejszych. Ten pierwszy urósł z 49,1 do 50,8 pkt. i jest najwyższy od marca 2023 r. Ten drugi urósł z 50,9 do 51,1 pkt i jest najwyższy od lutego 2023 r.

W Stanach indeks ISM urósł z 47,8 do 50,3 pkt i jest najwyższy od września 2022 r.

Dane te sugerują, że przedsiębiorcy i menedżerowie w firmach przemysłowych notują wyższe zamówienia, a wyższa produkcja powinna sprzyjać szybszemu wzrostowi PKB.

Może to jednak sprzyjać także odbiciu w górę inflacji. Wyższa produkcja w Chinach to większy popyt na surowce, które mogą przez to drożeć. W Stanach z kolei, w ramach badania ISM, wskaźnik dotyczący cen płaconych za dostawy do firm urósł do poziomu najwyższego od lipca 2022 r. Wraz z ożywieniem przychodzi więc wzrost kosztów produkcji. Pozostaje kwestia możliwości jego przerzucenia na końcowych odbiorców.

Dane zrobiły spore wrażenie na rynkach finansowych. W Stanach przez chwilę nawet inwestorzy odeszli od swojego dotychczasowego scenariusza bazowego i wyceniali brak obniżki stóp procentowych w czerwcu. Teraz ponownie to obstawiają, ale już z mniejszym prawdopodobieństwem niż chociażby tydzień temu (63 proc. vs 70 proc.) Prawdopodobieństwo tego, że w tym roku Fed obniży stopy, spadło z 73 proc. tydzień temu do 58 proc. teraz.

W efekcie umocnił się dolar, który względem euro jest najsilniejszy od półtora miesiąca. Na polskim rynku walutowym wrócił minimalnie ponad poziom 4 zł. Dla porównania jeszcze trzy tygodnie temu był w okolicach 3,90 zł.

Zareagowały też surowce. Ryzyko ponownego wzrostu inflacji wywindowało do poziomów rekordowych cenę złota, które w poniedziałek kosztowało już ponad 2280 dolarów za uncję.

Wyraźny wzrost widać było też na rynku ropy naftowej.

Paliwa mają drożeć, ropa najdroższa od października

Ropa Brent jest w tej chwili najdroższa od października, kosztuje już prawie 88 dolarów za baryłkę. Wzrost ceny to efekt zarówno oczekiwań dotyczących wyższego popytu na świecie, jak i mniejszej podaży. Do ograniczających wydobycie krajów OPEC dołączył właśnie Meksyk, który ograniczył eksport ropy, bo zamierza zwiększyć jej przerób w krajowych rafineriach (jedna z nich właśnie została oddana do użytku). Dzięki temu zabiegowi Meksyk chce wyeliminować importu gotowych paliw, co oznacza realizację jednej z kluczowych obietnic politycznych obecnego rządu.

Od początku roku Brent podrożał już o ponad 14 proc. W tym samym czasie giełdowa cena oleju napędowego poszła w górę tylko o 9,8 proc., za to cena benzyny urosła aż o 29 proc. Większy wzrost cen tego paliwa to efekt skutecznych ukraińskich ataków na rosyjskie rafinerie. W wyniku ataków podaż ropy się nie zmienia, ale spada podaż benzyn, więc drożeją one bardziej niż sama ropa.

Na naszym rynku hurtowym benzyna 95 jest najdroższa od września. Tylko w ostatnim tygodniu jej cena poszła w górę o 11 groszy na litrze. W marcu podrożała ona o 23 grosze na litrze, czyli o 4,5 proc. Olej napędowy zachowuje się zdecydowanie spokojniej, w ciągu ostatniego tygodnia podrożał tylko o 3 grosze na litrze.

Na stacjach benzynowych wg wyliczeń Biura Maklerskiego Reflex średnia cena benzyny 95 w kraju urosła w ostatnim tygodniu o 8 groszy na litrze do najwyższego od września poziomu 6,58 zł. Diesel z kolei kosztuje na stacjach średnio 6,73 zł, czyli tyle samo, co w poprzednim tygodniu.

ikona lupy />
Średnie ceny paliw w Polsce w zł (dane BM Reflex) / Media / Rafał Hirsch/ BM Reflex

Według ekspertów z Reflexu benzyna w najbliższych dniach może dalej drożeć.

Inflacja spadła do 1,9 proc.

Jeśli paliwa będą dalej drożeć, wtedy inflacja w Polsce szybciej wróci na ścieżkę wzrostową. Na razie jednak pierwszy raz od pięciu lat, spadła ona poniżej 2 proc.

Według najnowszych, wstępnych danych za marzec, wyniosła ona tylko 1,9 proc. Wyhamować inflację pomogła między innymi wojna cenowa między dyskontami, która wpłynęła na obniżkę cen żywności.

Po drugie spadek inflacji to także efekt bazy: ceny z marca 2023 roku w relacji do ubiegłorocznego lutego rosły aż o 1,1 proc. W tym roku w marcu poziom cen podniósł się w stosunku do lutego tylko o 0,2 proc. – stąd więc roczny wskaźnik spadł z 2,8 proc. do 1,9 proc.

W kwietniu może być podobnie – z wyliczeń wypadnie ubiegłoroczny kwiecień ze wzrostem cen o 0,7 proc., ale od maja efekt bazy zniknie. Od maja do września w ubiegłym roku wskaźnik zmiany cen w ogóle nie rósł, w dużym stopniu dzięki taniejącym wtedy paliwom. Teraz już tak dobrze zapewne nie będzie. Poza kwestią paliw, które wtedy taniały, a dziś drożeją, istotne będzie też to, co stanie się z cenami prądu dla gospodarstw domowych, po planowanym na lipiec odmrożeniu.

Ekonomiści są zgodni, że inflacja na koniec roku będzie wyższa, niż dzisiaj. Różnią się natomiast między sobą w prognozach dotyczących tego, jak wysoko się ona odbije

Prąd na TGE podrożał w marcu pierwszy raz od kwietnia 2023

W kwestii cen energii wiadomo, że prezes Urzędu Regulacji Energetyki chce, aby w momencie ich odmrożenia obniżyć też taryfy dla gospodarstw domowych. Odmrożenie będzie polegać na przejściu ceny właśnie na poziom z taryfy. Gdyby jej nie zmieniać, oznaczałoby to wzrost o kilkadziesiąt procent. Można ją jednak obniżyć, bo pozwalają na to notowania rynkowe energii elektrycznej na Towarowej Giełdzie Energii. I w tym kontekście mamy właśnie mały zgrzyt, ponieważ są one wprawdzie nadal wyraźnie poniżej ceny z obowiązującej taryfy, ale niestety właśnie przestały schodzić jeszcze niżej.

Średnia cena za megawatogodzinę prądu w kontrakcie terminowym z dostawą w 2025 roku urosła w marcu do 443 zł z 436 zł w lutym. Jest to wzrost minimalny, bo tylko o 1,6 proc. ale zdarza się to pierwszy raz od kwietnia ubiegłego roku i dopiero trzeci raz od sierpnia 2022 r. kiedy to rynkowe ceny prądu były na szczycie i sięgały blisko 1800 zł za megawatogodzinę.

ikona lupy />
Ceny kontraktu na megawatogodzinę energii elektrycznej w kolejnym roku, zł za MWh / Media / Hirsch/ media

Oczywiście URE, negocjując nowe taryfy ze sprzedawcami prądu, bierze pod uwagę nie tylko ostatnie notowania, ale średnie za szereg ostatnich miesięcy. Te średnie na szczęście dalej spadają, tyle że nieco wolniej, niż dotychczas. Na przykład średnia cena kontraktu z dostawą w 2025 roku za ostatnie dwanaście miesięcy spadła właśnie do 525 zł za MWh, z 542 zł w lutym. Dla porównania ceny w obecnie obowiązujących taryfach to około 740 zł, a poziom, na którym mamy od dwóch lat zamrożone ceny to 412 zł za MWh. Tak więc ewentualny wzrost z 412 do 525, czy też nawet 600 zł da w efekcie wyraźnie mniejszą podwyżkę cen dla gospodarstw domowych, niż wzrost z 412 zł do 795 zł.

56 proc. potrzeb pożyczkowych pokrytych na koniec marca

Tegoroczne potrzeby pożyczkowe państwa są na koniec marca pokryte już w 56 proc. – informuje Ministerstwo Finansów. Te potrzeby początkowo wynosiły około 450 mld złotych, więc z prostego wyliczenia wynika, że do pokrycia pozostało jeszcze około 198 mld zł. Tyle więc jeszcze trzeba pożyczyć albo na rynkach, albo od instytucji międzynarodowych, albo od nas, w ramach sprzedaży obligacji detalicznych. W praktyce rząd zapewne skorzysta z każdego z tych źródeł.

Jeśli chodzi o emisje obligacji dla banków i dużych inwestorów na rynku krajowym, to w drugim kwartale resort chce sprzedać je za 40-55 mld zł na sześciu przetargach, a do tego zorganizuje trzy przetargi zamiany, na których inwestorzy nie płacą gotówką, ale wymieniają stare obligacje na nowe, co z punktu widzenia państwa daje ten sam efekt, bo tych odkupionych w ten sposób starych obligacji nie trzeba potem spłacać.

Do tego możliwe są też cały czas ewentualne emisje długu za granicą, w walutach obcych.

Na razie w danych widać wyraźnie, że rząd nie wydaje wszystkich pożyczonych pieniędzy w sposób natychmiastowy, w marcu bowiem wyraźnie zwiększył się stan posiadanych środków na kontach ministerstwa finansów. Pod koniec lutego leżało na nich 137 mld zł, na koniec marca było tam już 170 mld zł. Kwoty te rząd będzie wydawać sukcesywnie w kolejnych miesiącach, finansując kolejne wydatki budżetowe.

Przy okazji, resort finansów podał też, że dług publiczny Polski, liczony według metodologii unijnej, czyli uwzględniający też wszystkie fundusze poza budżetem centralnym, a także np. samorządy, sięgnął na koniec 2023 roku 49,8 proc. PKB. Na koniec 2022 roku był on na poziomie 49,4 proc.