Nie zamierzam prowadzić kampanii z Brukseli, ponieważ jestem potrzebny tutaj i tutaj będę ją prowadził, dlatego podjąłem decyzję o ograniczeniu swojego zaangażowania w Brukseli - mówi PAP europoseł Robert Biedroń, który ma być wspólnym kandydatem Lewicy w wyborach prezydenckich.

Biedroń, który ma zostać 19 stycznia oficjalnym kandydatem wszystkich ugrupowań tworzących klub Lewicy w Sejmie, w rozmowie z PAP przyznaje, że w związku z kampanią zamierza ograniczyć swoją aktywność jako europoseł. Podkreśla też, że ma wsparcie w kampanii byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, a wspierać go będą też m.in. szef SLD Włodzimierz Czarzasty i Adrian Zandberg (Lewica Razem). Liczy też, że w II turze wyborów będzie kandydatem całej opozycji.

PAP: Kto ostatecznie namówił pana do startu w wyborach prezydenckich? W kuluarach mówi się, że był to były prezydent Aleksander Kwaśniewski.

Robert Biedroń: Na pewno prezydent Aleksander Kwaśniewski odegrał w tym swoją rolę. Jest osobą, z której zdaniem się liczę, ponieważ jest jednym z liderów lewicy, który odnosił największe sukcesy w najnowszej historii Polski. Wielokrotnie prowadził nas do zwycięstwa i wciąż pozostaje najpopularniejszym byłym prezydentem. Jego zdanie jest więc dla mnie bardzo ważne. Namawiał mnie, to prawda, i jak widać był w tym skuteczny. Ale oczywiście nie tylko z nim o tym rozmawiałem. Decyzja o starcie to poważna rzecz, nie można jej podejmować w emocjach, pochopnie, musi być przemyślana, przekonsultowana i przebadana. I tak też się stało.

Dziś mogę to powiedzieć bez wahania: jestem gotów, żeby ubiegać się o najwyższy urząd w państwie. Wiem, że jestem przygotowany - zarówno do wyborów, jak i do pełnienia tej odpowiedzialnej funkcji. Cieszę się, że pan prezydent Kwaśniewski podzielał i - mam nadzieję - nadal podziela to zdanie.

Reklama

PAP: Czy lider Lewicy Razem Adrian Zandberg i szef SLD Włodzimierz Czarzasty zaangażują się w kampanię?

R.B.: Oczywiście. Będą członkami mojego sztabu, będą w nim pełnili ważne funkcje. Nie wyobrażam sobie tej kampanii bez moich przyjaciół z młodszej i starszej lewicy. Świetnie się uzupełniamy. Razem zrobiliśmy udaną kampanię do polskiego parlamentu, lewica wróciła do polskiej polityki z całkiem niezłym wynikiem, dobrze nam idzie, mamy dobrą passę, ale też i chemię - współpraca naprawdę dobrze nam wychodzi. Sam na pewno sobie nie poradzę tak dobrze, jak z Adrianem i z Włodkiem, z partią Razem i Sojuszem Lewicy Demokratycznej.

PAP: W Chorwacji i na Słowacji wybory prezydenckie wygrali kandydaci związani z lewicą. Czy Polska może wpisać się w ten trend?

R.B.: Życzyłbym tego nie tylko sobie, ale przede wszystkim Polkom i Polakom. W tych wyborach będziemy stali przed cywilizacyjnym wyborem - albo będziemy tkwić w tym co jest; w takim konserwatyzmie społecznym, obyczajowym, jaki znamy od dawna, albo zrobimy odważny krok do przodu i wybierzemy otwartość, nowoczesność i europejskość. Wszystko to, co powinno gwarantować nowoczesne państwo, co daje nam w przyszłości możliwość utworzenia nowoczesnego państwa dobrobytu. Dobrobytu dla wszystkich, a nie tylko dla wybranych.

Potrzebujemy odwagi do prawdziwej zmiany. Musimy wybrać prezydenta, który nie tylko będzie w stanie sprzeciwić się Prawu i Sprawiedliwości, ale realnie stanie na straży konstytucji, bo to jego pierwszy obowiązek, ale konstytucji rozumianej w całości - od pierwszego do ostatniego artykułu - nie tylko w zakresie praworządności, ale wszystkich innych zapisów, dotyczących opieki zdrowotnej, edukacji, mieszkalnictwa, klimatu, równouprawnienia kobiet i mężczyzn, rozdziału państwa od Kościoła. Jeżeli nie zadbamy o to teraz, to tę szansę stracimy na wiele lat. I zamiast nadawać ton i wyznaczać kierunek, w którym idzie Europa, pozostaniemy w ogonie wspólnoty.

Wierzę, że opozycja może wygrać te wybory. Wszystko wskazuje na to, że Prawo i Sprawiedliwość i Andrzej Duda będą tracić, popełniają błąd za błędem. Trzeba te błędy wskazywać, w zrozumiały sposób pokazywać, że król jest nagi. Ale sama, słuszna krytyka PiS i Andrzeja Dudy, to za mało. Trzeba również przedstawić jasną i spójną wizję przyszłości. Wśród kandydatów opozycji ja mam swą wizję, która odróżnia mnie od pozostałych, którzy - jak zobaczymy - są konserwatywni światopoglądowo, konserwatywni, jeżeli chodzi o myślenie o Polsce, reprezentują model, który już przerabialiśmy.

PAP: Chciałby być Pan kandydatem całej opozycji?

R.B.: Chciałbym w przyszłości być kandydatem całej opozycji, bo nie da się wygrać z Andrzejem Dudą, jeżeli się nie będzie kandydatem całej opozycji. Do tej pory otrzymałem poparcie mojej kandydatury od Lewicy Razem i zarządu SLD. Czeka nas jeszcze Rada Krajowa Wiosny. Z tak silnym mandatem chcę spotykać się z Polkami i Polakami w całym kraju i prosić ich o poparcie.

PAP: Pana kampania rozpocznie się 19 stycznia w Słupsku, więc miejsce symboliczne, był Pan przez cztery lata prezydentem tego miasta. Zamierza pan się skupić na mniejszych miejscowościach?

R.B.: Jestem chłopakiem z ubogiej rodziny z Krosna i bardzo dobrze rozumiem tych, którzy zostali zostawieni z tyłu, którzy tak, jak w przypadku miast średniej wielkości, byłych miast wojewódzkich, dużo stracili. Słupsk jest symbolem miasta, które wydawało się, że jest skazane na zapomnienie, na marginalizację. Dlatego to, co robiliśmy w Słupsku w trakcie mojej prezydentury, pokazało, że niekoniecznie tak musi być. Udowodniliśmy, że postępowa polityka, polityka otwarta, europejska, nowoczesna, proekologiczna, równościowa, jest możliwa. Słupsk stał się dla wielu symbolem oraz inspiracją.

Wiele rzeczy, które zrobiliśmy w Słupsku inspirowały nie tylko średniej wielkości miasta, ale i duże: Warszawę, Kraków, Poznań. Na przykład: polityka budżetowa, otwieranie urzędów miejskich na ludzi, niewpuszczanie cyrków ze zwierzętami, nasze podejście do ekologii, transportu publicznego, do zarządzania spółkami komunalnymi doprowadziły do tego, że te praktyki przejmowały także duże miasta. Sygnał, jaki malutki Słupsk wysłał do całej Polski, do świata był taki: "Dotąd nie było najlepiej i wszyscy się już do tego przyzwyczailiśmy. Ale zmiana na lepsze jednak jest możliwa".

Chciałbym, żebyśmy taki sygnał wysłali do wszystkich Polek i Polaków i dlatego ta kampania symbolicznie zacznie się właśnie w Słupsku. Chciałbym stamtąd ruszyć do miast średniej i małej wielkości. W tej kampanii odwiedzimy wszystkie powiaty - 380. To bardzo dużo, ale dla mnie nie ma powiatów lepszych i gorszych, wartych odwiedzenia i nie wartych, bo tak pokazują sondaże. Wszyscy zasługują na równe traktowanie i równy szacunek. Zakasamy rękawy i będziemy naprawdę ciężko pracować, żeby Polki i Polacy zobaczyli, że nam się naprawdę chce, że mnie się naprawdę bardzo chce i będę walczył o tę prezydenturę.

PAP: Zamierza pan prowadzić kampanię z Brukseli?

R.B.: Jestem potrzebny tutaj, w Polsce. I tutaj będę prowadził kampanię. Podjąłem decyzję o ograniczeniu swojego zaangażowania w Brukseli. Będę oczywiście wykonywał swoje obowiązki europarlamentarzysty, trzymał rękę na pulsie w kwestii interesów Polski w Brukseli, ale przede wszystkim będę się skupiał na kampanii w Polsce - tak jak będą to robili moi kontrkandydaci i szefowie ich sztabów.

Andrzej Duda był w podobnej sytuacji pięć lat temu, kiedy startował - był europarlamentarzystą, poradził sobie w tej kampanii. Bycie europarlamentarzystą to nie jest przeszkoda, tylko atut: to są kontakty, to jest znajomość świata. To wszystko pomaga i z tym mocnym zapleczem ruszę 19 stycznia w Polskę i postaram się zrobić najlepszą kampanię z możliwych.

Rozmawiał: Grzegorz Bruszewski

>>> Czytaj też: "Die Zeit": Putin jest dziś skuteczniejszy niż USA i Unia Europejska