„Partie polityczne potrzebują pieniędzy. Darczyńcy potrzebują przysług politycznych. A więc tańczą do melodii milionów dolarów” – pisze Bernard Keane w pierwszym odcinku zapowiadanej przez Crikey serii artykułów na temat korupcji w Australii.

Australia plasowała się kiedyś w pierwszej dziesiątce najmniej skorumpowanych państw świata według Transparency International, ale w rankingu na 2020 rok znalazła się dopiero na 11 miejscu, ex aequo z Hongkongiem, Kanadą i Wielką Brytanią.

Autor ocenia, że obowiązujące w Australii prawa zwalczające „twardą” lub „czarną” korupcję wciąż są wystarczająco skuteczne, by utrzymać ten kraj w pierwszej „20”. Prawdziwym problemem jest jednak „szara” lub „miękka” korupcja, która nie jest dobrze uregulowana – przekonuje.

Według Keane’a przestarzałe przepisy ogólnokrajowe sprawiły na przykład, że partie polityczne nie musiały w ostatnich latach zgłaszać źródeł darowizn opiewających łącznie na dziesiątki milionów australijskich dolarów. Darowizny polityczne są zaś - jego zdaniem - bezpośrednio związane z chęcią wpływu na politykę.

Reklama

Partie polityczne zachęcają firmy do kupowania „abonamentów” na zbiórki funduszy, w czasie których przedstawiciele biznesu mogą rozmawiać z politykami. „Handel dostępem za wpłaty” odpowiada obu stronom: zwiększa wpływy partii politycznych, daje większy dostęp lobbystom i biznesmenom, a wymogi dotyczące przejrzystości takich transakcji są niższe niż w przypadku bezpośrednich darowizn - pisze Keane.

Raport Grattan Institute z 2018 roku wykazał, że w stanie Queensland firmy z sektorów silnie uregulowanych przepisami przekazują partiom wielokrotnie więcej pieniędzy, niż te z branż o niskiej regulacji - zaznacza autor artykułu na portalu Crikey. Wśród dużych źródeł finansowania partii wymienia sektor hazardowy, bankowy oraz wydobycia paliw kopalnych.

Partie polityczne potrzebują pieniędzy od darczyńców na kampanie reklamowe, których wielkości prawo nie ogranicza – podkreśla Keane. Jego zdaniem na australijskim systemie darowizn politycznych korzystają sieci telewizyjne i wydawcy prasy, a polityczne kampanie reklamowe są dla nich kluczowym źródłem dochodu.