Według informacji PAP, pięciu członków rządu ma zabrać głos w trakcie posiedzenia. Dla przedstawicieli klubów parlamentarnych przewidziano po 10 minut na wystąpienia.

Posiedzenie jest pokłosiem sytuacji na granicy z Białorusią, gdzie w poniedziałek dochodziło do wielokrotnych prób siłowego sforsowania granicy przez migrantów, którzy zebrali się w okolicach przejścia granicznego w Kuźnicy.

W poniedziałek rano media obiegła informacja o dużej grupie migrantów idącej po stronie białoruskiej w kierunku granicy z Polską. Migranci zgromadzili się w okolicach Kuźnicy. Resort obrony narodowej poinformował po południu, że służbom MSWiA i żołnierzom udało się zatrzymać pierwszą masową próbę przekroczenia granicy. Obecnie migranci rozbili obóz w rejonie Kuźnicy, pilnują ich służby białoruskie.

Morawiecki: Bezpieczeństwo i integralność naszych granic są w brutalny sposób atakowane

Reklama

To pierwsza taka sytuacja od 30 lat, kiedy możemy powiedzieć, że bezpieczeństwo, integralność naszych granic są w tak brutalny sposób atakowane i testowane - mówił we wtorek, udzielając Sejmowi informacji o sytuacji na granicy z Białorusią, premier Mateusz Morawiecki.

Premier poinformował, że wicepremier, szef komitetu ds. bezpieczeństwa Jarosław Kaczyński z powodu choroby nie może wziąć udziału w posiedzeniu Sejmu i udzielić informacji. Jednocześnie zapewniał, że dzięki pracom tego komitetu od czerwca tego roku rząd może dużo efektywniej prowadzić działania na granicy.

"Dziś w tym szczególnym dniu, tak ważnego posiedzenia, powinniśmy zapomnieć o tym, kto jest z lewicy, prawicy, kto z partii liberalnej, konserwatywnej, lewicowej czy innej. Dzisiaj, choć Sejm, jest podstawowym miejscem, w którym różne racje są poddawane różnym sporom, to dziś powinna dominować tutaj jedna racja - racja stanu Rzeczpospolitej" - mówił Morawiecki.

"A racja stanu przemawia za tym, żebyśmy spokojnie, rozważnie, wysłuchali tego, co dzieje się na wschodniej granicy" - dodał.

Szef rządu podkreślał, że bezpieczeństwo wschodniej granicy jest naruszane "w bardzo brutalny sposób".

"To pierwsza taka sytuacja od 30 lat, kiedy możemy powiedzieć, że bezpieczeństwo, integralność naszych granic jest w tak brutalny sposób atakowana i testowana" - stwierdził premier.

Morawiecki ocenił, że imperialna polityka Rosji postępuje, a kolejne kroki ze strony władz z Moskwy są rozłożone w czasie. Zdaniem szefa polskiego rządu Alaksandr Łukaszenka jest jedynie wykonawcą zadań zleconych przez prezydenta Rosji Władimira Putina służących odbudowaniu pozycji Rosji.

We wtorek przed południem w BBN odbyło się kolejne spotkanie prezydenta ze sztabem kryzysowym z udziałem premiera, ministrów, szefów służb i najwyższych dowódców wojskowych.

Po spotkaniu prezydent powiedział m.in., że grupy migrantów, które szły w poniedziałek na granicę, są sterowane przez służby białoruskie i że to akcja hybrydowa prowadzona przez białoruski reżim przeciwko Polsce i UE. Prezydent zaapelował do wszystkich polskich polityków o odpowiedzialność, bo - jak mówił - sprawa jest zbyt poważna, żeby na tym robić sobie jakąś działalność propagandową, robić na tym politykę i prowadzić walkę polityczną.

Morawiecki: mamy do czynienia z wyreżyserowanym spektaklem, którego celem jest naruszenie granicy RP

Na wschodniej granicy mamy nie tylko do czynienia z przemocą, ale mamy do czynienia z wyreżyserowanym spektaklem, którego celem jest naruszenie granicy Polski, wprowadzenia chaosu w Polsce i UE - mówił we wtorek w Sejmie premier Mateusz Morawiecki.

Podkreślał, że siła Polski musi się dziś przejawiać w skuteczności działań na wschodniej granicy kraju.

"Na wschodniej granicy mamy do czynienia nie tylko z przemocą, z bezpośrednim użyciem przemocy wobec suwerennego państwa polskiego. Na wschodniej granicy mamy do czynienia z wyreżyserowanym spektaklem, którego celem jest naruszenie granicy Polski, wprowadzenie chaosu w Polsce, w UE" - mówił.

Dodał, że dokładnie to samo, tylko z innego kierunku, było realizowane w 2015 i w 2016 r. "Dziś przeciwstawiamy się temu w innych okolicznościach. W okolicznościach, w których potrafiliśmy przekonać naszych partnerów z UE, z NATO, że obrona wschodniej granicy Polski jest obroną wschodniej granicy Unii Europejskiej, wschodniej flanki NATO" - powiedział.

Morawiecki mówił, że dzisiaj na Białoruś sprowadzani są migranci z kilku kierunków z Bliskiego Wschodu, a potem są wykorzystywani jako "żywe tarcze", by zdestabilizować sytuację w Polsce, na Litwie, państwach bałtyckich i całej UE. "To są migracji, to nie są uchodźcy. To też warto podkreślić, bo te pojęcia niektórym osobom się niektórym osobom się mylą" - dodał.

Stwierdził, że aby temu się przeciwstawić komitet ds. bezpieczeństwa, którym kieruje wicepremier Jarosław Kaczyński już w czerwcu podjął decyzję o budowie odpowiednich instalacji, które miały na celu zabezpieczenie prewencyjne.

"Gdyby nie te zabezpieczenia, to dziś te kolumny migrantów, popychane z tyłu kolbami karabinów białoruskich służb specjalnych, maszerowałyby już przez granicę RP. To właśnie tamte zabezpieczenia okazały się kluczowe" - powiedział premier.

Premier: To Łukaszenka używa ludzi jako żywych tarcz

To prezydent Białorusi Alaksander Łukaszenka przesuwa migrantów z Mińska na naszą wschodnią granicę. To Alaksander Łukaszenka używa tych ludzi jako żywych tarcz - mówił w Sejmie premier Mateusz Morawiecki.

Podczas sejmowej debaty premier apelował do posłów o zjednoczenie ws. presji na granicy polsko-białoruskiej, bo Polska jest obserwowana zarówno ze wschodu, jak i zachodu. "Tam za wschodnią granicą wiedzę najlepiej, że jeżeli nie będziemy zjednoczeni, to będzie nas łatwo rozbić i łatwo ingerować w naszą suwerenność" - podkreślił.

"Wszyscy zdajemy sobie z tego sprawę, jak jeden mąż, że to Aleksander Łukaszenka sprowadził specjalnie dziesiątki tysięcy ludzi na Białoruś, to Aleksander Łukaszenka przesuwa te grupy ludzkie, tych ludzi, migrantów, specjalnie, przemocą czasami, mamy takie informacje, z Mińska na naszą wschodnią granicę" - mówił Morawiecki. "To Aleksander Łukaszenka używa tych ludzi jako żywych tarcz i to Aleksander Łukaszenka jest odpowiedzialny za to, żeby ci ludzie wrócili z powrotem do swoich krajów, tam, gdzie ich miejsce" - podkreślał.

"Ale żeby on też doszedł do takiego wniosku, to musimy być zjednoczeni" - kontynuował szef rządu. "Musimy patrzeć w sposób solidarny na to, co się dzieje mając na względzie los Polski, los Rzeczypospolitej, a ryzyko jest duże, ryzyko jest takie, jakiego nie było dawno, jakiego nie doświadczaliśmy dawno" - dodał.

Premier Morawiecki podziękował za pracę członkom Komitetu Bezpieczeństwa, wicepremierowi Jarosławowi Kaczyńskiemu i członkom Rady Ministrów odpowiedzialnych za sprawy bezpieczeństwa, a także podziękował za godną służbę, za obronę munduru, obronę godności munduru polskiego żołnierza, polskiego funkcjonariusza. "Wszystkim wspaniałym funkcjonariuszom i funkcjonariuszom, wszystkim wspaniałym żołnierzom Wojsk Obrony Terytorialnych, wojsk operacyjnych, dziękujemy wam, dziękujemy za obronę granic Rzeczypospolitej" - mówił szef rząd.

Na apel premiera odpowiedzieli tylko przedstawiciele PiS, którzy skandowali na stojąco: "dziękujemy". Przedstawiciele opozycji, inaczej niż podczas rozpoczęcia obrad, nie odpowiedzieli na wezwanie Mateusza Morawieckiego.

Morawiecki: To być może moment zwrotny w historii Polski

To być może moment zwrotny w historii Polski; musimy być gotowi do odparcia tych wszystkich działań, o których wiemy, że nastąpią, ale także takich, o których nie wiemy; musimy być przygotowani na nieznane - powiedział we wtorek w Sejmie premier Mateusz Morawiecki.

Szef rządu mówił z trybuny sejmowej, że - gdyby nie działania podjęte przez polski rząd - granica polsko-białoruska byłaby dziś "Granicą wirtualną, przez którą spokojnie przechodziłyby tysiące, dziesiątki tysięcy ludzi, migrantów, którzy tylko po to, tylko w tym celu są ściągani przez Łukaszenkę, by destabilizować Rzeczpospolitą, niszczyć spójność naszego państwa, normalny rozwój po pandemii i niszczyć spójność UE". "Ale tym razem im się to nie udało" - dodał.

"W przeciwieństwie do tego, co było w latach 2015-2016 trafili na naszą odpowiedź, na jednoznaczny opór nie tylko Polski, nie tylko Litwy, Ukrainy, Łotwy i innych państw Europy Środkowej i Wschodniej, ale całej UE. Cała UE mówi Łukaszence: +nie, dość tych działań, dość destabilizacji, nie pozwolimy na to i zaprowadzimy z powrotem porządek+" - mówił szef rządu.

Nawiązując się do przypadającego w czwartek Święta Niepodległości podkreślił, że tego dnia "przyjdzie nam świętować nie tylko niepodległość, ale przyjdzie nam na pewno również bronić granic Rzeczpospolitej".

"Dlatego musimy być silni, gotowi do odparcia tych wszystkich różnych działań o których wiemy, że nastąpią, ale także takich o których nie wiemy. Musimy dlatego być przygotowani na nieznane, musimy brać pod uwagę ryzyka, których dziś sobie jeszcze nie wyobrażamy. To jest moment zwrotny, być może moment zwrotny w historii Polski" - mówił premier. Według Morawieckiego jesteśmy to winni przeszłym pokoleniom, które walczyły o niepodległość, a także przyszłym pokoleniom, Polakom i Polsce. Wystąpienie premiera brawami przyjęli posłowie PiS; nie klaskali posłowie opozycji.

Premier: Musimy zastanowić się wspólnie, co zrobić jako klasa polityczna, aby wzmocnić bezpieczeństwo Polski

Dzisiaj musimy się skoncentrować na wspólnej przyszłości, zastanowić się wspólnie, co powinniśmy zrobić jako klasa polityczna, aby wzmocnić bezpieczeństwo Polski na kolejne tygodnie, miesiące, a może i lata; trzeba się przygotować na długie uderzenie - mówił we wtorek w Sejmie premier Mateusz Morawiecki.

Premier udzielając informacji o sytuacji na granicy polsko-białoruskiej apelował, aby "na moment zapomnieć o tych animozjach partyjnych, o sporach partyjnych i razem skupić się na tym, w jaki sposób Rzeczpospolita może bronić się jak najlepiej przed największą prowokacją, najpotężniejszym uderzeniem ze Wschodu co najmniej od kilkudziesięciu lat".

"I o to apeluję, o to proszę, apeluję w szczególności też do opozycji i żeby ten apel jeszcze wzmocnić to powiem tak: oczywiście padły i z tej mównicy i z innych mównic słowa, które nie powinny paść, słowa nieodpowiedzialne" - mówił premier zaznaczając, że choć mógłby je cytować nie będzie tego robił, bo uważa, że dzisiaj powinniśmy skoncentrować się na przyszłości.

"Uważam że dzisiaj musimy się skoncentrować na przyszłości, na wspólnej przyszłości, na dbałości o to, żeby tak, jak udało się przewidzieć panom ministrom, ministrowi Błaszczakowi, ministrowi Kamińskiemu, panu premierowi Kaczyńskiemu kilka miesięcy temu, co nastąpi w październiku i listopadzie, i to właśnie nastąpiło, tak żeby się dzisiaj zastanowić nad tym wspólnie, co jeszcze razem powinniśmy zrobić jako klasa polityczna, rząd, my rządzący, aby wzmocnić bezpieczeństwo za kolejne tygodnie, miesiące, a może i lata. Tak, bo trzeba się przygotować na długie uderzenie, na politykę, która ma trwać długo" - podkreślał szef rządu.

Wyraził przekonanie, że "te operacje na wschodniej granicy polskiej, które mają miejsce, są częścią większej operacji, są częścią bardzo skoordynowanego ataku, który ma charakter wojny nowego typu, w której używani są ludzie jako żywe tarcze i używana jest broń znana z innych wojen, ale w tym przypadku szczególnie istotna broń, której Sowieci byli mistrzami, a dziś Rosjanie, ich bezpośredni mistrzami tez niestety są mistrzami - dezinformacja".

Według szefa rządu musimy mieć pełną świadomość, że jesteśmy obserwowani tak zza zachodniej, jak i zza wschodniej granicy. "Nasza jedność, to czy Polacy potrafią być skupieni, skoncentrowani, zjednoczeni na tym celu, to jest obserwowane, ale szczególnie za wschodnia granicą, bo tam, za wschodnią granicą, wiedzą najlepiej, że jeśli nie będziemy zjednoczeni, to będzie łatwo nas rozbić i ingerować w naszą suwerenność" - mówił premier.

Kamiński: w poniedziałek około 1,5 tys. osób próbowało przełamać granicę państwa polskiego

W poniedziałek na południe od Kuźnicy około 1500 osób próbowało przełamać granice państwa polskiego z Białorusią; usiłowania te były bezskuteczne i będą bezskuteczne - podkreślił w poniedziałek w Sejmie szef MSWiA Mariusz Kamiński.

Od godz. 16 trwa posiedzenie Sejmu, w trakcie którego rząd przedstawia informacje na temat sytuacji na granicy z Białorusią oraz podejmowanych działań. Szef MSWiA zabrał głos po premierze Mateuszu Morawieckim.

Minister Kamiński mówił o sytuacji w okolicach Kuźnicy, gdzie od poniedziałku zgromadziła się duża grupa migrantów, która próbowała sforsować granicę. "Wczoraj doszło do bardzo spektakularnej, masowej próby nielegalnego przekroczenia granicy" - podkreślił.

"Obserwowaliśmy tę sytuację od kilku dni. Już od niedzieli, 7 listopada, 3 km od naszego przejścia granicznego w Kuźnicy służby białoruskie, inspirując grupy migrantów, wskazały im stację benzynową jako punkt zborny" - wyjaśnił.

W niedzielę, jak dodał, zgromadziło się tam około 500 osób. "Zostali oni przesunięci przez służby białoruskie na teren pobliskich lasów. W poniedziałek od samego rana widzieliście państwo spektakularny przemarsz w kraju, gdzie zgromadzenia publiczne są zakazane, około tysiąca migrantów, którzy docierali przez szereg godzin z Mińska właśnie na tę stację benzynową" - relacjonował.

Szef MSWiA podkreślił, że w poniedziałek około 1500 osób próbowało przełamać granice państwa polskiego. "Usiłowania te były bezskuteczne i będą bezskuteczne. mamy wystarczające siły i środki, aby skutecznie przeciwdziałać tego typu nielegalnym, sprzecznym z prawem, siłowym, agresywnym próbom przekroczenia naszej granicy" - zapewnił.

Szef MSWiA: bezpośrednio w pasie przy granicy na Białorusi przebywa ok. 2-4 tys. migrantów

Bezpośrednio w pasie przy granicy naszego państwa na Białorusi przebywa ok. 2-4 tysięcy nielegalnych migrantów, którzy będą dążyli w najbliższym czasie do kolejnego szturmu na naszą granicę - podkreślił we wtorek w Sejmie szef MSWiA Mariusz Kamiński.

Od godz. 16 trwa posiedzenie Sejmu, w trakcie którego rząd przedstawia informacje na temat sytuacji na granicy z Białorusią oraz podejmowanych działań. Szef MSWiA zabrał głos po premierze Mateuszu Morawieckim.

Kamiński poinformował, że bezpośrednio w pasie przy granicy naszego państwa na Białorusi przebywa obecnie ok. 2-4 tysięcy nielegalnych migrantów, którzy - jak powiedział - "będą dążyli w najbliższym czasie - być może w najbliższych godzinach, być może w najbliższych dniach - do kolejnego szturmu na naszą granice".

Minister zaznaczył, że na Białorusi przebywa około 15 tysięcy migrantów, a tygodniowo odbywa się około 40 lotów do Mińska z kilku państw świata, głownie Turcji, Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Syrii i Libanu.

"Staramy się wpływać na linie lotnicze i władze tych państw, żeby ograniczyć liczbę tych kursów. Częściowo nam się już to udaje, ale sytuacja jest taka, jaka jest" - powiedział.

Jak zaznaczył, tygodniowo mniej więcej 2 tysięcy migrantów trafia na lotnisko w Mińsku, jednak dynamika spada. Kilka tygodni temu było to ok. 3,5 tys. migrantów tygodniowo.

Kamiński: Rosjanie chcą mieć instrument szantażu, wykonywany nie swoimi rękami

Rosjanie chcą mieć instrument wpływu i szantażu względem Europy, wykonywany nie swoimi rękami - mówił we wtorek w Sejmie szef MSWiA Mariusz Kamiński. Podkreślił, że między Rosją a Białorusią trwa "stała, bieżąca współpraca" m.in. na poziomie służb specjalnych oraz służb granicznych.

Kamiński jest jednym z ministrów, którzy przedstawiają we wtorek informację rządu w sprawie sytuacji na granicy polsko-białoruskiej. "Od czerwca tego roku wiedzieliśmy, że zapadła decyzja polityczna o uderzeniu na nasz kraj, o uderzeniu na naszych przyjaciół z państw bałtyckich z wykorzystaniem elementu nielegalnej migracji" - podkreślił podczas swojego wystąpienia Kamiński. Jak dodał, główny decydent w tej sprawie jest na Kremlu i jest to prezydent Rosji Władimir Putin.

"Od dłuższego czasu obserwowaliśmy spotkania zarówno na poziomie politycznym, jak i na poziomie służb specjalnych, MSZ, służb granicznych obu tych państw. To jest stała, bieżąca współpraca. Nie ma najmniejszych wątpliwości, ze Łukaszenka i ten reżim (...) robi, to co, robi, za pełną akceptacją Moskwy" - mówił.

Zdaniem szefa MSWiA w tej sprawie Rosja ma swoje "dalekosiężne cele", a są nimi destabilizacja sytuacji w Unii Europejskiej. "I tak naprawdę jest to próba stałej destabilizacji Europy Środkowo-Wschodniej" - powiedział. "Niewątpliwie są to cele strategiczne Rosjan. Oni chcą mieć instrument wpływu i szantażu na Europę, na wolny świat, wykonywany nie swoimi rękami" - podkreślił minister.

Jak mówił, Łukaszenka to polityk "ciężko zraniony", który "pała chęcią zemsty" na Polskę za to, że pomagała ona Białorusinom. Szef MSWiA podkreślił, że Łukaszenka stawia sobie przed sobą także cele polityczne. "Chce być uznany za legalnie wybranego prezydenta Białorusi. Chce zmusić Polskę, Litwę, UE do rozmów. Chce być partnerem. Jego celem jest oczywiście zmuszenie, poprzez stosowanie tego typu metod, do zniesienia sankcji na Białoruś" - zaznaczył szef MSWiA.

Szef MON: To najpoważniejszy od dekad test dla polskich służb

Sytuacja na granicy z Białorusią to najpoważniejszy test dla polskich służb od dziesięcioleci – powiedział we wtorek w sejmowej debacie minister obrony Mariusz Błaszczak.

"Sytuacja, z jaką obecnie mamy do czynienia na granicy polsko-białoruskiej, jest najpoważniejszym testem dla naszych służb od dekad. Polscy żołnierze, funkcjonariusze Straży Granicznej i Policji zdają ten egzamin celująco" – mówił szef MON.

Zaznaczył, że na granicy pełni służbę około 13 żołnierzy ze wszystkich czterech dywizji polskiej armii, są obecni na całej długości linii granicznej wspomagając SG, a wsparcia wojskom operacyjnym udzielają wojska inżynieryjne i WOT, te ostatnie między innymi zatrzymują osoby, które nielegalnie przekroczyły granicę.

"Rząd PiS już w 2015 roku mówił, do czego może doprowadzić niekontrolowana migracja" – powiedział Błaszczak. Jego zdaniem "polityka otwartych drzwi doprowadziła do aktów terroru na zachodzie Europy", a obecnie UE "przyznała nam rację". "Polska broni nie tylko swojego terytorium przed kolejną fala nielegalnej migracji. Bronimy także całej Unii Europejskiej, pamiętając, że dla migrantów jesteśmy tylko krajem tranzytowym w podróży do Niemiec i dalej na zachód Europy" – mówił.

Błaszczak: Nie możemy dać się zmanipulować reżimowi z Mińska

Nie możemy dać się zmanipulować reżimowi z Mińska, każda udana próba destabilizacji sytuacji wewnętrznej w naszym kraju napędza Łukaszenkę do dalszych ataków; potrzebujemy takiej samej solidarności jak na Litwie - mówił we wtorek w Sejmie szef MON Mariusz Błaszczak.

Podczas wystąpienia w Sejmie szef MON mówił, że już w lipcu rozpoczęto budowę tymczasowego ogrodzenia na polsko-białoruskiej granicy. Decyzję w tej sprawie - dodał - podjął komitet ds. bezpieczeństwa, na czele którego stoi wicepremier Jarosław Kaczyński. Według niego, pomysł zasieków spotkał się nieuzasadnioną krytyką, a tymczasem - jak mówił - to ogrodzenie stanowi dziś kluczową barierę spowalniającą marsz nielegalnych migrantów.

"Proszę sobie wyobrazić jak utrudniona byłaby ochrona granicy chociażby wczoraj, podczas próby masowego jej przekroczenia, gdyby ogrodzenie nie powstało" - powiedział szef MON.

Stwierdził też, że kilka tygodni temu wraz z szefem MSWiA Mariuszem Kamińskim przedstawili niepodważalne dowody na to, że wśród migrantów mogą znajdować się przestępcy, potencjalni terroryści lub osoby zaburzone. Dodał, że części opinii publicznej to jednak nie przekonało.

"Wczoraj na własne oczy mogliśmy zobaczyć agresywnych, młodych mężczyzn, którzy nie wahają się cynicznie wykorzystywać dzieci, by wzbudzić emocje. Widzieliśmy jak bezwzględnie próbowali niszczyć ogrodzenie, atakować polskich żołnierzy i funkcjonariuszy i siłą przebić się na terytorium RP" - mówił Błaszczak.

"To były akty agresji, które z granicy mogą przenieść się do polskich miast, jeśli nie uda nam się zatrzymać tej fali" - dodał. Według niego, zdecydowaną większość migrantów stanowią młodzi mężczyźni, którzy chcą poprawić swoją sytuację ekonomiczną i "robią to w wyjątkowo perfidny sposób". "Nie licząc się absolutnie z żadnymi konsekwencjami" - powiedział Błaszczak.

Szef MON podkreślał też, że nie można zapomnieć o tym, kto inspiruje ten atak. "Reżim Alaksandra Łukaszenki i podległe mu służby sterują nielegalnymi działaniami na granicy polsko-białoruskiej. Prowadzą akcję propagandowo-dezinformacyjną obliczoną na zachwianie zaufania do polskiego wojska, służb i państwa, oraz wprowadzenie chaosu" - powiedział.

Dodał, że "ostatni dyktator Europy" swoją władzę sprawuje dzięki Kremlowi. "Wszyscy, którzy w całej tej sytuacji widzą tylko rodziny z dziećmi, które chcą wejść do naszego kraju, wykazują się niesamowitą krótkowzrocznością i naiwnością" - ocenił.

Błaszczak mówił, że rosyjska doktryna zakłada stosowanie "intensywnej obróbki psychologicznej", która - mówił - ma rozbijać wewnętrzną solidarność społeczną. "Rosjanie stosując ataki hybrydowe mają na celu zniszczenie autorytetu władzy i wykorzystanie elit zaatakowanego państwa. Docelowo dążą do wywołania paniki i uczynienia zaatakowanego państwa niezdolnym do oporu" - powiedział.

Przekonywał jednocześnie, że nie można do tego dopuścić. "Nie możemy dać się zmanipulować reżimowi z Mińska. Każda udana próba destabilizacji sytuacji wewnętrznej w naszym kraju napędza Łukaszenkę do dalszych ataków. Potrzebujemy takiej samej solidarności jak na Litwie, gdzie cała klasa polityczna mówi jednym głosem, głosem rozsądku" - powiedział szef MON.

Błaszczak, że żołnierze i funkcjonariusze na granicy "muszą czuć nasze wsparcie". "Muszą wiedzieć, że stoi za nimi cały naród" - podkreślił, dziękując żołnierzom i funkcjonariuszom. Ocenił też, że sytuacja na granicy szybko się nie uspokoi i będzie raczej eskalować.