W każdym kraju bogatym nadal są oczywiście miliony mężczyzn i kobiet utrzymujących się z pracy zawodowej, najczęściej fizycznej, ale zmieniło się ich postrzeganie. Kiedyś widziano w nich zbiorowość, co niosło za sobą poważne konsekwencje. Trudniej było „kwestię robotniczą” zignorować. Politycy, media czy opiniotwórczy komentatorzy nie mogli przed nią tak po prostu uciec. Musieli zająć stanowisko. Musieli się odnieść.
A dziś? Dziś kwestia robotnicza została rozłupana na kawałki. Zajmujemy się więc konkretnymi drobinkami. Deficytami mieszkaniowymi, wykluczeniem cyfrowym, ubóstwem energetycznym, prekariatem, zapaścią usług publicznych, nowymi formami pracy niewolniczej, napięciami na tle rasowym, kryzysem szkolnictwa powszechnego itd. Ale to rozłupanie też ma swoje ważne konsekwencje. Sprawia, że społeczeństwo ma wymówkę: przecież nie zostawia nikogo bez należytej atencji i opieki. Tyle że bez całościowego podejścia nie da się znaleźć politycznych rozwiązań, które przyniosą realną zmianę w położeniu całej klasy.
Takie jest z grubsza przesłanie książki „Powrót do kwestii robotniczej” francuskich socjologów Stéphane’a Beauda i Michela Pialoux. Jej pierwsze wydanie ukazało się nad Sekwaną w 1999 r. „Powrót…” był efektem długofalowego projektu badawczego prowadzonego w okręgu przemysłowym Sochaux-Montbéliard we wschodniej Francji, niedaleko granicy ze Szwajcarią, w regionie znanym przede wszystkim jako ojczyzna koncernu samochodowego Peugeot przez lata funkcjonującego pod nazwą PSA, a od niedawna rebrandującego się na konglomerat Stellantis.
Reklama