Z Marcinem Paladem, socjologiem polityki i dyrektorem Centrum Analiz Wyborczych rozmawiał Tomasz Żółciak
Prawo i Sprawiedliwość nie wyklucza zmian w ordynacji wyborczej do Sejmu. Liczba okręgów miałaby wzrosnąć z 41 do 100, w każdym byłoby do zdobycia od trzech do ośmiu mandatów. To przepis PiS na zwycięstwo?
Zwolennicy tego rozwiązania zakładają, że dojdzie do powtórki z eurowyborów z 2019 r. i silnej polaryzacji na linii PiS - anty-PiS, czyli szerokiego porozumienia partii od lewicy przez PSL i Polskę 2050 Szymona Hołowni po Koalicję Obywatelską. PiS udało się wówczas przyciągnąć część wyborców centrowych, którzy nie zaakceptowali zlania się opozycji w jeden blok. Okres od maja 2019 r. do jesieni 2020 r. był szczytem popularności obozu rządzącego - jego notowania sięgały powyżej 40 proc. Ale potem było orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji, nasiliła się pandemia, a w lutym tego roku wybuchła wojna w Ukrainie. To zupełnie inna Polska niż w maju 2019 r. Od tamtego czasu PiS utracił co piątego wyborcę. Precyzyjne wyliczenia - oparte na wynikach głosowań, sondaży i algorytmów - mówią, że partia rządząca musiałaby zwiększyć poparcie do co najmniej 46-47 proc., by powalczyć o wygraną z jednym dużym blokiem opozycji.
Im więcej okręgów, tym większa szansa na wycięcie mniejszych ugrupowań i doprowadzenie do polaryzacji - tak kalkuluje PiS.
Reklama
Przy samodzielnym starcie opozycji mniejsze formacje miałyby szanse na mandaty przede wszystkim w największych okręgach. Lewica uzyskałaby ich 25, a Polska 2050 - 19. PSL musiałoby się zadowolić jednym, a Konfederacja zostałaby z zerowym kontem. Najwięksi - czyli PiS i PO - zdobyliby łącznie aż 414 mandatów. Widmo skromnej reprezentacji mniejszych formacji opozycyjnych, a nawet jej braku, z pewnością wymusiłoby wśród nich procesy konsolidacyjne. A tym samym doszłoby do rewitalizacji pomysłu Donalda Tuska na wspólny start jednej listy anty-PiS.
Dziś sondaże pokazują, że więcej mandatów dałyby opozycji dwa bloki, np. PO- Lewica i PSL-Polska 2050 Szymona Hołowni.
Przy obecnej ordynacji. Przy 100 okręgach jedna lista opozycji dawałaby jej - według ostatnich sondaży - 284 mandaty. To oznaczałoby, że miałaby możliwość odrzucania weta prezydenckiego. Gdyby założyć, że PiS powtórzy wynik z wyborów parlamentarnych w 2019 r., a opozycja wystartuje w dwóch blokach, sytuacja partii rządzącej będzie nieco korzystniejsza, ale bez gwarancji uzyskania większości. Dlatego podaną w zeszłym tygodniu przez DGP informację o odgrzaniu tematu zmiany ordynacji i wprowadzenia 100 okręgów przyjąłem z zaskoczeniem. Ci, którzy za tym stoją, są agenturą opozycji na Nowogrodzkiej.
Zwolennicy zmiany ordynacji wyliczają, że PiS mógłby dzięki niej zdobyć od 235 do 260 mandatów. Przeciwnicy mają inne wyliczenia, z których wynika, że PiS może nawet przegrać.
Zwolennicy zmiany ordynacji bazują na optymistycznych dla PiS danych z eurowyborów 2019 r. i wyborów prezydenckich z 2020 r., a w oderwaniu od realiów „tu i teraz”. Partia rządząca boryka się dziś z odbudową sporej części utraconego elektoratu i nic nie wskazuje, by w najbliższych miesiącach ta operacja miała się zakończyć sukcesem. A jak wspomniałem, do wygranej w wariancie 100 okręgów potrzebny jest PiS ogromny przyrost poparcia - musiałoby ono być wyższe niż wynik tej partii w wyborach parlamentarnych w październiku 2019 r. Co w zderzeniu z nasilającymi się oznakami zużywania się władzy jest zadaniem z kategorii niewykonalnych.
Na ile mandatów mógłby liczyć PiS po zmianie ordynacji - zarówno w wariancie optymistycznym, jak i pesymistycznym?
Gdyby wyniki wyborów z 2015 r. „włożyć” w 100 okręgów, to PiS miałby 276 mandatów. W wyborach z 2019 r. byłoby to 277 mandatów. Przy założeniu, że partie opozycyjne startowałyby osobno. Gdyby opozycja poszła do wyborów w jednym bloku, to PiS musiałby się zadowolić 224 mandatami i nie dysponowałby sejmową większością. Gdyby przyjąć najbardziej optymistyczny dla rządzących wariant - że osiągną w 2023 r. taki wynik jak w 2019 r. - to przy 100 okręgach uzyskaliby maksymalnie 230 mandatów. Zakładam, że zwolennicy zmiany ordynacji nie pokazują na Nowogrodzkiej tego wyliczenia. Nie pokazują też wyliczenia, z którego wynika, że gdyby PiS miał naprzeciw siebie jeden blok opozycji, to zostałby jedynie ze 176-osobową reprezentacją w Sejmie.

Treść całego artykułu można przeczytać w piątkowym wydaniu Dziennika Gazety Prawnej oraz w eDGP.