Do Bronisława Komorowskiego, byłego Prezydenta RP i działacza politycznego, a w latach 70. i 80. opozycjonisty, wysłałem taki oto list: „Czy ma Pan wytłumaczenie dla faktu, że ludzie szlachetnie i patriotycznie zaangażowani przeciwko komunizmowi, w wolnej już Polsce zachowywali się i zachowują, jakby Tamte Lata nie miały na nich wpływu? Szczególnie może to być bolesne w odniesieniu do działaczy podziemia bliskich etyce chrześcijańskiej, nieraz wtedy właśnie nawróconych. Czy żyliśmy w latach 70. i 80. w złudzeniach? Bo, komuniści, owszem, bywali pozbawionymi wrażliwego sumienia konformistami, nawet świniami, a opozycjoniści nie raz i nie dwa zachowali się godnie i moralnie, lecz kiedy komunizm upadł, dawni opozycjoniści najzwyczajniej w świecie porzucili kostiumy, które nałożyła im historyczna chwila. Tylko dziwny splot okoliczności spowodował, że w pewnych latach w pewnej sytuacji część z nas fałszywie uznała siebie za bardziej moralnych od przeciwników. Obaj pamiętamy Tamte Lata. Pan, nie wymawiając wieku, nieco lepiej. Proszę o chwilę szczerej refleksji historycznej, ale też i aksjologicznej: czy do sławnego «byliśmy głupi» Marcina Króla, nie należałoby dodać: «żyliśmy w śmiesznych złudzeniach» - bo przecież w polityce nie ma wiele miejsca ani na moralność, ani na szlachetność?”. I zaczęliśmy rozmawiać.
Z Bronisławem Komorowskim rozmawia Jan Wróbel
Coś pana wiąże z Joschką Fischerem, radykalnym lewakiem z lat 70., a potem założycielem niemieckich Zielonych. Uderzył on z piąchy policjanta w początkach lat 70., pan zaś kopnął milicjanta w końcu lat 70.
Pewnie łączy nas niepokorność życiowa i radykalizm w młodości. Ale ja kopnąłem nie milicjanta, tylko ubeka, który był po cywilnemu. Doszło do tego podczas szarpaniny o wieniec, który SB próbowała nam wyrwać. To esbek był agresorem. Nasza demonstracja była pokojowa, te niemieckie z lat 70. nie całkiem.
Reklama
Pan szarpał się w dyktaturze, Fischer zaś w państwie demokratycznym, które jego zdaniem było dyktaturą.
Fakt, czasami spojrzenie na to samo zjawisko czy też sytuację może być zasadniczo odmienne, a jednak jakoś podobne. Wspominam nieraz taką scenkę: mamy w domu rewizję, są agenci SB oraz milicjanci. Jeden z mundurowych przysiadł na klozecie i zaczął przeglądać nasze bezdebitowe książki. Kiedy poczułem potrzebę skorzystania z łazienki, powiedziałem do esbeków, że może wyprosiliby milicjanta obywatelskiego z pomieszczenia. A ten uniósł wzrok znad książki i chłodnym tonem powiedział: „My, proszę pana, jesteśmy policja, a nie milicja”. Może już wtedy śniła mu się wolna Polska?
Widzi pan, był na Zachodzie. Mentalnie.
Pewnie wiedział, że policja to formacja państwowa, a milicja to twór rewolucyjno-partyjny. Dzisiaj to anegdota, ale wtedy zrobiło to na mnie pewne wrażenie. Myślę, że kiedy upadł komunizm, wielu z takich ludzi, którym komuna już dokuczyła albo których po prostu rozczarowała, włączyło się w budowę demokracji. Nawet ci z milicji.
Pana przemowa z roku 2007...
Oj!
Dobra mowa, proszę się nie obawiać. Mówił pan wtedy w Sejmie, poniekąd na pożegnanie PiS: „U nas jest Antoni Mężydło, a u was Kryże”. Mężydło - bohaterski działacz demokratycznego podziemia, pisowiec, ale kiedy pierwszy PiS zaczął rządzić, to przeszedł do PO. Sędzia Kryże, wiadomo...
Poszedł do PiS. A w 1979 r. skazał mnie i moich kolegów za demonstrację przed Grobem Nieznanego Żołnierza, w rocznicę Święta Niepodległości.
Wasz pierwszy pochód, a także drugi, z 1979 r., zaskoczył SB.
No, tak. To były zupełnie nowe formy opozycyjności. To było wyjście na ulice. Więc tym razem wsadzono nas do paki i mieliśmy proces za działalność polityczną - czego PRL Gierka unikało. Na ogół wsadzano nas pod różnymi niepolitycznymi zarzutami, dawano sankcje prokuratorskie, zatrzymywano, ale nie kończyło się to procesami politycznymi. Dostałem najmniejszy wyrok, bo, jak łaskawie stwierdził sędzia Kryże, „Komorowski jest najmłodszy i mówił najkrócej”. Wiele razy to już deklarowałem - nie mam pretensji do niego. Mam do tych, którzy w wolnej Polsce sięgnęli po niego jako użytecznego urzędnika i giętkiego sędziego. Bo zasłużył się PiS jako sędzia w wolnej Polsce, pomagając im wywikłać się z afer początku transformacji - został więc członkiem Krajowej Rady Sądownictwa i wiceministrem sprawiedliwości. Ludzie Kaczyńskiego byli i są antykomunistami mocnymi w gębie, tylko że kiedy wchodzą w grę ich środowiskowe interesy - czy to politycznie, czy materialnie - zupełnie się nie przejmują tym, co deklarują. Praktyką jest awans sędziego Kryże i np. kariera peerelowskiego prokuratora Piotrowicza. A wracając do mnie, to wyrok odsiedziałem w Pułtusku.