Umowa, zgodnie z którą zaledwie 1 proc. kwoty przeznaczano na ochronę ubezpieczeniową, a 99 proc. lokowano w akcjach lub obligacjach, jest nieważna – orzekł prawomocnie Sąd Apelacyjny w Warszawie. Nie można mówić o umowie ubezpieczenia, jeśli jej wiodącym elementem jest inwestycja w obligacje. Przełomowy wyrok stołecznego sądu może wywołać lawinę.
ikona lupy />
Toksyczny instrument / DGP
Ubezpieczenia z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym (tzw. uefki) wykupiło dekadę temu prawie 5 mln Polaków na łączną kwotę ok. 50 mld zł. Kusiła z jednej strony ochrona ubezpieczeniowa, z drugiej – „lokata” korzystniejsza niż w banku. Sęk w tym, że produkt generalnie okazał się przekrętem: zyskiwali ubezpieczyciele, a tracili klienci. Za wycofanie się w trakcie umowy przedsiębiorcy pobierali ogromne opłaty likwidacyjne, przekraczające nawet 90 proc. włożonego kapitału. Naliczano horrendalne opłaty administracyjne sięgające 20 proc. wartości wpłat.
ikona lupy />
Tomasz Maruszewski radca prawny, pełnomocnik klienta / DGP
Reklama
O pieniądze od kilku lat trwają batalie sądowe. Dotychczas, co do zasady, w niższych instancjach wygrywali konsumenci, ale na poziomie apelacji – ubezpieczyciele. Ten trend przełamuje wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie (sygn. akt V ACa 451/18). Prawomocnie unieważnił on całą umowę z uefką – nakazał oddanie klientowi tyle, ile ten od 2010 r. wpłacił. Bo skoro w całej umowie element ubezpieczeniowy był iluzoryczny, nie można jej nazywać umową ubezpieczenia. Tym bardziej że niezależnie od okoliczności zyskiwał tylko przedsiębiorca, a tracił klient. Takie podejście na szczeblu warszawskiej apelacji – czyli sądu, który rozpatruje przytłaczającą większość spraw ubezpieczeniowych – to rewolucja.
– Dotychczas orzecznictwo sądów apelacyjnych nie było korzystne dla konsumentów. Unieważniane były zapisy umów dotyczące jedynie opłat likwidacyjnych. Czasem cała umowa, jednak tylko ze względu na uchybienia formalne przy jej zawieraniu – wyjaśnia radca prawny Tomasz Maruszewski, pełnomocnik klienta.
– Wyrok sądu apelacyjnego jest przełomowy – przyznaje Cezary Orłowski z Biura Rzecznika Finansowego. I dodaje, że za niedopuszczalną należy uznać sytuację, w której umowa nazwana ubezpieczeniem w rzeczywistości nie zawiera elementu ochronnego.
Prawnicy sądzą, że za pierwszym wyrokiem pójdą kolejne. Zielone światło dał Sąd Najwyższy, który w ostatnich miesiącach kilkukrotnie sugerował, że uefki z ubezpieczeniami nie miały wiele wspólnego.
– Niektóre towarzystwa ubezpieczeń będą musiały przygotować się na wypłatę setek milionów złotych. Wiele z nich nie jest na to gotowych – mówi nam przedstawiciel jednego z największych graczy na rynku.
Ubezpieczenie z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym (tzw. uefka) to produkt, który podbił serca polskich konsumentów dekadę temu. Ideą było połączenie ubezpieczenia na życie z inwestycją. Czyli człowiek z jednej strony jest ubezpieczony i gdyby coś mu się stało, rodzina dostanie pieniądze. Z drugiej – co miesiąc opłaca się składkę, a ubezpieczyciel środki inwestuje, by wszyscy na tym zarobili.
Rzeczywistość jednak szybko zaczęła odbiegać od założeń. Na uefkach zyskiwali ubezpieczyciele, m.in. na opłatach administracyjnych. Naliczali też astronomiczne opłaty likwidacyjne, gdy ktoś rezygnował z umowy.
Zaczęły się spory sądowe. Skracając: dziś większość sądów nie ma wątpliwości, że opłaty likwidacyjne sięgające 99 proc. wartości polisy były przesadą. Jednak próżno było szukać prawomocnego wyroku sądu apelacyjnego, który by stwierdził, że cała umowa jest nieważna. Aż do teraz.

Nieważność umowy

„Zorientowanie działalności gospodarczej na zysk jest oczywiste, jednak równie oczywiste wydaje się, że umowa ubezpieczenia musi się wiązać z ryzykiem ubezpieczyciela związanym z ochroną ubezpieczeniową” – stwierdził SA w Warszawie. O jakim zaś ryzyku może być mowa, jeśli na ochronę ubezpieczeniową przeznaczano 1 proc. wartości wpłat, a w razie wystąpienia zdarzenia w praktyce wypłata następowałaby z części inwestycyjnej?
Sąd stwierdził, że jakkolwiek więc można by szukać klauzul abuzywnych w umowie, to jest to o tyle zbędne, że całą umowę należy uznać za nieważną na mocy art. 58 kodeksu cywilnego (czynność prawna mająca na celu obejście ustawy oraz sprzeczna z zasadami współżycia społecznego jest nieważna).
Mateusz Wachowski, radca prawny specjalizujący się w prawie ubezpieczeń, wyrok ocenia jako słuszny. I podkreśla znaczenie spostrzeżenia przez sąd, że w każdej umowie z uefką powinno przedkładać się funkcję ochroną ponad inwestycyjną oraz zapewniać stronom umowy ekwiwalentność świadczeń.
– Nie może bowiem umowa tego rodzaju prowadzić do sytuacji, gdzie jedynym podmiotem ponoszącym ryzyko jest strona ubezpieczona, zaś rola zakładu ubezpieczeń sprowadza się do zarządzania powierzonym kapitałem – wskazuje ekspert.
Rozstrzygnięcie zachwala również Cezary Orłowski z Biura Rzecznika Finansowego. To właśnie ta instytucja od dawna przekonywała, że uefki nie miały wiele wspólnego z umową ubezpieczenia. – Dotychczasowe orzecznictwo w sprawach ubezpieczeń inwestycyjnych w zdecydowanej większości zasadzało się na kwestiach postanowień niedozwolonych dotyczących opłat likwidacyjnych oraz analizy i wykładni samej tylko części inwestycyjnej umowy. Zagadnieniu części ochronnej na tle charakteru inwestycyjnego umowy poświęcono dotychczas niewiele miejsca. Natomiast rzecznik finansowy wielokrotnie zwracał uwagę, że kluczowym elementem w rozważaniach nad ważnością tego rodzaju umów jest część ubezpieczeniowa – wskazuje Orłowski. I dodaje, że gdy część ochronna ma charakter pozorny, należy mówić o niezgodności z naturą umowy ubezpieczenia. A tym samym o upadku samej umowy, co w niniejszej sprawie ostatecznie nastąpiło.

Skutki dla rynku

Najistotniejsze jest to, czy wyrok stołecznego sądu stanie się wzorcem w kolejnych sprawach. Mariusz Kowolik, radca prawny i partner w kancelarii Sadkowski i Wspólnicy, uważa, że bez wątpienia orzeczenie będzie stanowić ważny argument dla tysięcy osób, które jeszcze walczą z ubezpieczycielami lub mają taki zamiar. W szczególności warto zwrócić uwagę na wskazanie przez sąd braku istotnego elementu umowy ubezpieczenia w postaci braku elementów ochronnych ubezpieczonego i braku ryzyka ubezpieczeniowego ponoszonego przez ubezpieczyciela. – Co ma też związek z nieprecyzyjnym, niedającym się z góry określić i niejasnym dla ubezpieczonego określeniem wartości świadczenia ubezpieczyciela na wypadek zdarzenia ubezpieczeniowego – wyjaśnia mec. Kowolik. Zarazem jednak przestrzega przed odnoszeniem rozstrzygnięcia wprost do każdej ze spraw z u.f.k.
– Uwzględnienie powództwa o zapłatę nie nastąpiło bowiem na podstawie uznania jej postanowień za niedozwolone w rozumieniu art. 3851 k.c., zaś w obrocie prawnym funkcjonuje wiele wariantów umów ubezpieczenia z u.f.k. – przypomina prawnik. Przykładowo w niektórych na ochronę ubezpieczeniową przeznaczano 10–20 proc. wartości składki. Nie ma pewności, że sąd również uznałby to za niezgodne z naturą umowy ubezpieczenia. Dziś także są oferowane uefki. Nie przypominają już jednak w ogóle produktów sprzed lat.
Poproszony przez nas o komentarz Urząd Komisji Nadzoru Finansowego wskazuje, że „wyrok jest istotnym nowym elementem otoczenia prawnego, w jakim zakłady ubezpieczeń będą musiały funkcjonować”. Przy czym, jak zaznacza UKNF, odnosi się on do działalności konkretnego zakładu ubezpieczeń w zakresie konstrukcji oferowanego przez niego produktu. Mówiąc prościej: wyrok dotyczy jednego produktu jednego z zakładów, czyli rynek nie ma powodu do paniki. Tym bardziej że sąd nie zakwestionował dopuszczalności zawierania umów ubezpieczenia z u.f.k. jako takich.
Wielu prawników przypuszcza jednak, że przytłaczająca większość umów zawieranych dekadę temu, która zostanie poddana sądowej ocenie, będzie unieważniona. A to będzie oznaczać z kolei ogromne wydatki dla wielu ubezpieczycieli.

opinia

Ten wyrok obala fikcję

Tomasz Maruszewski, radca prawny, pełnomocnik klienta:
Orzeczenie sądu apelacyjnego to nie tylko powód do zadowolenia dla mojego mocodawcy i powód do mojej własnej satysfakcji, lecz także nadzieja dla wielu osób borykających się z problemem polis z ubezpieczeniowym funduszem kapitałowym. Wyrok ten oczywiście odnosi się do konkretnego produktu i konkretnego stosunku prawnego, niemniej jest to pierwsze znane mi orzeczenie tej rangi instancyjnej, które potwierdza stwierdzoną przez SO nieważność umowy w całości ze względu na jej charakter. Pojawiały się tego typu wyroki w sądach rejonowych czy okręgowych, ale bądź to nie przetrwały próby apelacyjnej, bądź do niej nie docierały.
Dotychczas orzecznictwo sądów apelacyjnych nie było korzystne dla konsumenta w tego typu sprawach. Unieważniane były zapisy umów dotyczące jedynie opłat likwidacyjnych. Czasem cała umowa, jednak tylko ze względu na uchybienia formalne przy jej zawieraniu. Ten wyrok natomiast, zresztą z obszernym uzasadnieniem, odnosi się do charakteru polisy z u.f.k. i jej konstrukcji. Obala fikcję, na której umowa była oparta. Wyrok wskazuje na jedynie „rzekome” ponoszenie przez ubezpieczyciela ryzyka związanego z ochroną ubezpieczeniową. Odnosi się do nieweryfikowalnych i nieokreślonych bliżej świadczeń ubezpieczyciela.
Wierzę, że jest to przełom w dotychczasowym orzecznictwie sądów apelacyjnych. Bez wątpienia to krok w stronę urzeczywistnienia ustawowych przepisów w odniesieniu do praktyki tego typu produktów.

orzecznictwo

Wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie z 24 maja 2019 r., sygn. akt V ACa 451/18. www.serwisy.gazetaprawna.pl/orzeczenia