Rosjanie od ponad tygodnia napinają muskuły i zaprzęgają do walki dziesiątki tysięcy żołnierzy, a wszystko po to, aby wyprzeć Ukraińców z obwodu kurskiego. I choć sztuka ta im się na razie średnio udaje, jak się okazuje, w ogóle nie musieliby się męczyć z ukraińskim wojskiem, ale ktoś najwyraźniej zaspał.
Koszmarna wpadka rosyjskich generałów
O zaskakujących ustaleniach z frontu w obwodzie kurskim informuje piątkowy „The Guardian”, którego dziennikarzom udało się dotrzeć do dokumentów, jakie w zdobytych rosyjskich sztabach przechwycić miały ukraińskie wojska. Z ich lektury wynika, iż Rosjanie doskonale wiedzieli, że Ukraina szykuje jakiś atak, a w niektórych z nich pada nawet nazwa miasta Sudża, czyli pierwszej większej miejscowości, jaką udało się zdobyć wojskom ukraińskim w obwodzie kurskim.
Rosyjscy dowódcy niższego szczebla mieli ostrzegać już w styczniu tego roku o konieczności wzmocnienia właśnie tego odcinka granicy z uwagi na ukraińskie zagrożenie. Na własną rękę próbowali też jakoś sobie radzić.
„Zarekwirowane dokumenty ujawniły również, że rosyjscy dowódcy próbowali wzmocnić bezpieczeństwo na granicy w obwodzie kurskim i „zorganizować dodatkowe ćwiczenia dla dowództwa jednostek i punktów umocnionych dotyczące właściwej organizacji obrony” przed możliwym atakiem ze strony Ukrainy” – pisze The Guardian.
Jak pokazała przyszłość, ich ostrzeżenia zostały zignorowane, a w region kurski nie posłano dodatkowych jednostek wojskowych. Stało się wręcz odwrotnie – gdy ukraińska armia zaatakowała i zaczęła odnosić sukcesy, widać było, iż rosyjska obrona niemal nie istnieje, oprócz kilku odosobnionych przypadków. Granicy zaś strzec mieli poborowi.
System dowodzenia pokazał swoje wady
Nie jest oczywiście w stu procentach pewne, jaka jest wartość przekazanych dziennikarzom dokumentów i czy nie są one na przykład spreparowane przez ukraiński wywiad, ale wiele wskazuje na ich autentyczność. Również w oczach doświadczonych wojskowych, taki sposób działania Rosjan, jaki opisano w przytaczanych materiałach, wiele ma wspólnego z tym, jak działa rosyjska armia.
- Jeżeli chodzi o Rosję, to jest też kwestia centralizacji wszystkiego. Tam, na tych niższych szczeblach, gdzie można najszybciej i najlepiej zareagować, jest duży niedowład organizacyjny. I pewnie ktoś tam się zastanawiał, czy to w ogóle przekazywać w górę, czy nie, czy niepokoić górę? A może nic się nie stanie i kogoś ochrzanią za to, że sieje panikę? – mówi Forsalowi generał Roman Polko, były dowódca jednostki GROM.
Nie ma on również złudzeń, że w wojennym zamieszaniu trzeba bardzo ostrożnie podchodzić do podobnych danych wywiadowczych, ale zaznacza też, że w żadnej mierze nie wolno ich ignorować. Czemu w takim razie Rosjanie to zrobili?
- To jest właśnie kwestia takiego systemu kierowania z minionej epoki, gdzie ubezwłasnowalnia się własnych podwładnych i zamyka się ich szare komórki – ocenia generał Polko.