Dopiero co Łukaszenka wymachiwał groźnie pięścią w stronę Polski, strasząc, że do jego kraju Rosjanie dostarczyli już nowoczesną rakietę Oresznik, a już pojawiają się informacje, że na wschodzie szykują nam kolejną niespodziankę. Tym razem Rosjanie zabrali się za przerabianie znanej i stacjonującej już na terenie obwodu królewieckiego, rakiety Iskander-M.
Diabelnie groźna broń trafi do Królewca
Iskandery, które pokazały swą śmiercionośną moc podczas wojny na Ukrainie, jak straszak wisiały nad Polską w obwodzie królewieckim, ale dotychczas ograniczał je zasięg. Mogąc razić cele w odległości 500 km od wyrzutni, nie zagrażały całemu terenowi kraju, a już nasi zachodni sąsiedzi mogli spać spokojnie, nie obawiając się rakietowego ataku, nawet na pobliski Berlin. Teraz to się zmieni, o czym informuje najnowszy Military Watch Magazine. Rosjanie mieli bowiem zabrać się za przerabianie swych Iskanderów.
„Oczekuje się, że nowy pocisk podwoi zasięg 500 kilometrów oryginalnego systemu, zarówno dzięki zastosowaniu nowego, bardziej wydajnego silnika, jak i zwiększeniu ilości paliwa o szacunkowo 15 procent” – czytamy w publikacji MWM.
Z uwagi na wielki zasięg, nową rakietę roboczo już nazwano Iskander-1000, a styczniowe doniesienia potwierdzają obserwacje z maja 2024 roku. Wówczas to, na filmie upamiętniającym 78. rocznicę poligonu testowego w Kapustin Jarze, pojawiły się pierwsze sygnały, że Rosjanie coś grzebią przy swych Iskanderach. Teraz nie dość, że wiadomości te udaje się potwierdzić, a w rosyjskiej infosferze aż kipi od doniesień na ich temat, to jeszcze padają jasne sugestie, gdzie Rosja chce ustawić nowe rakiety.
„Źródła rosyjskie spekulują, że pociski mają być przeznaczone do rozmieszczenia na najbardziej wysuniętym na zachód terytorium Rosji w Kaliningradzie, co umieściłoby je w zasięgu celów w dużej części Europy Środkowej i Zachodniej, a także na Morzu Bałtyckim” – podaje Military Watch Magazine.
Rosjanie wzięli pomysł od swych przyjaciół z Korei
Skąd nagle takie zainteresowanie Rosjan tym, aby przerabiać już istniejące pociski i nadawać im aż tak wielki zasięg? Po pierwsze, skłoniło ich do tego wycofanie się USA z Traktatu o Siłach Jądrowych Średniego Zasięgu, co stało się jeszcze za pierwszej kadencji Donalda Trumpa. Zapisy traktatu ograniczały zasięgi tego typu rakiet, mogących przenosić broń jądrową, do 500 km, a wycofanie się Stanów Zjednoczonych dało Rosjanom wolną rękę. Ale swój wkład mili również Koreańczycy z północy, którzy dostarczyli Rosjanom własne rakiety balistyczne KN-23B o zasięgu 900 km.
„Przypuszcza się, że decyzja o opracowaniu nowego wariantu Iskandera była wynikiem pozytywnych ocen możliwości północnokoreańskiego systemu przez rosyjskie siły zbrojne. Przebieg rozwoju uważa się za porównywalny z przebiegiem rozwoju KN-23B, który został podobnie pomyślany jako powiększony i o zwiększonym zasięgu wariant bazowego KN-23, który miał porównywalny zasięg i rozmiar do oryginalnego Iskandera-M” – pisze MWM.
Opracowanie własnego pocisku da zatem Rosjanom nie tylko dostęp do większej liczby rakiet, ale także zmniejszy uzależnienie od dostaw z Korei Północnej. Tym bardziej, że zarówno Iskandery, jak i koreańskie rakiety potwierdziły swą skuteczność podczas wojny na Ukrainie, wielokrotnie celnie uderzając w ukraińskie wyrzutnie przeciwlotnicze, radary, czy miejsca koncentracji wojsk.