- Rosja omija sankcje i zarabia miliardy
- Waszyngton odpowiada: uderzamy w partnerów Rosji
- Geopolityczna gra z Chinami
- Sankcyjna ofensywa kontra globalni gracze
- Więcej sankcji jako rozwiązanie… niepowodzenia sankcji
Rosja omija sankcje i zarabia miliardy
Moskwa znalazła sposób na zachodnie restrykcje – przekierowała eksport ropy do Azji, Afryki i Ameryki Łacińskiej, a dzięki tzw. „shadow fleet” (tajnej flocie tankowców) skutecznie omija kontrolę. Rosyjski eksport ropy trafił w głównej mierze do Indii i Chin – odpowiednio 38% i 47% udziału. Zyski z ropy skoczyły do góry. Sankcje miały zaboleć Kreml, a zamiast tego sfinansowały jego odporność.
Waszyngton odpowiada: uderzamy w partnerów Rosji
Według Washington Post administracja Donalda Trumpa nie zamierza się wycofać. Wręcz przeciwnie - zaczyna wdrażać tzw. sankcje wtórne, czyli takie, które wymierzone są w kraje współpracujące z Rosją. Na celowniku są m.in. Indie, które już odczuły skutki nowych ceł i podatków importowych. To posunięcie spowodowało chwilowe wstrzymanie zakupów rosyjskiej ropy przez indyjskie rafinerie, choć rząd w New Delhi oficjalnie temu zaprzecza.
Geopolityczna gra z Chinami
Sytuacja z Chinami jest jeszcze bardziej skomplikowana. Z jednej strony to kluczowy nabywca rosyjskich surowców, z drugiej potencjalny partner Rosji w przyszłej wojnie handlowej z USA. Trump nie ukrywa, że chciałby utrzymać stosunki z Pekinem i planuje spotkanie z Xi Jinpingiem. Dlatego, jak zauważa Washington Post, niektóre restrykcje eksportowe względem Chin są opóźniane celowo, aby nie wywołać otwartego konfliktu. Jednocześnie całe NATO mówi o przyszłej wojnie z Chinami o Tajwan, jakby było to coś pewnego. To z pewnością nie sprzyja porozumieniu.
Sankcyjna ofensywa kontra globalni gracze
USA coraz bardziej antagonizują wobec siebie potęgi gospodarcze takie jak Indie, Chiny i Brazylia. Kraje te nie tylko nie przyłączają się do sankcji, ale zaczynają reagować na presję Waszyngtonu. Przykład? Indie zrezygnowały z zakupu amerykańskich myśliwców F-35, mimo wcześniejszych rozmów. Coraz częściej pojawiają się opinie, że jednym z powodów była polityka sankcyjna USA, która stoi w sprzeczności z indyjską zasadą neutralności. Chiny z kolei nałożyły embargo na dostawy do USA metali ziem rzadkich, co uderzyło w amerykańskie firmy wysokich technologii.
W efekcie swoich działań, zamiast izolować Rosję, Waszyngton ryzykuje stworzenie wspólnego frontu niezadowolonych państw, które łączą nie tylko interesy, ale i coraz silniejsze więzi gospodarcze.
Więcej sankcji jako rozwiązanie… niepowodzenia sankcji
W artykule Washington Post pada kontrowersyjna propozycja: „geopolitycznej bazooki” w postaci sankcji wtórnych. Zdaniem redakcji to jedyny sposób, by zmusić Kreml do ustępstw. Redakcja podkreśla, że podobne metody sprawdziły się w przypadku Iranu i Syrii. Krytycy jednak zwracają uwagę, że sankcje rzadko prowadzą do zmiany polityki państw autorytarnych – w przypadku Rosji mogą tylko umocnić opór i przyspieszyć powstawanie nowych sojuszy gospodarczych poza Zachodem.
Efekt domina: drożej, mniej, gorzej?
O ile Rosja znalazła nowych odbiorców, o tyle Zachód poniósł gospodarcze koszty własnych sankcji. Europa zmaga się z kryzysem energetycznym, a inflacja w USA wciąż utrzymuje się na wysokim poziomie. Pomagają gospodarce zbrojenia, ale to oznacza cięcia po programach socjalnych i ryzyko politycznej niestabilności.W efekcie coraz więcej ekspertów zastanawia się, czy zamiast osłabić Rosję, Zachód nie zaszkodził… samemu sobie.
Podsumowanie bez złudzeń
Sankcje miały być ciosem w rosyjską gospodarkę, tymczasem PKB Rosji w 2024 roku wzrosło – według Rosstat – aż o 4,3%. Pomimo problemów wewnętrznych i rosnącej inflacji, Moskwa pokazała, że potrafi się dostosować. A Zachód? Washington Post nie ma wątpliwości powinien uderzyć jeszcze mocniej. Tylko czy Europa jest gotowa na związane z tym koszty.
Źródłem tej analizy jest artykuł redakcyjny "Putting maximum pressure on Russia requires secondary sanctions on oil", opublikowany na początku 2025 roku przez The Washington Post. Tekst ten nie jest zwykłym komentarzem publicystycznym – to tzw. editorial board, czyli oficjalne stanowisko całej redakcji. W amerykańskim dziennikarstwie oznacza to, że publikacja reprezentuje pogląd gazety jako instytucji, a nie pojedynczego autora. To podkreśla wagę tekstu i jego potencjalny wpływ na debatę publiczną i decyzje polityczne w USA.