Objeżdżając przez ostatnich kilka tygodni zachodnie stolice, prezydent Wołodymyr Zełenski starał się przekonać przywódców państw do poparcia swego planu, który w jego opinii, doprowadzić miał do zakończenia wojny z Rosją. Wiele z jego propozycji nie spotkało się, delikatnie mówiąc, z entuzjastycznym przyjęciem, ale do tej pory tajne pozostawały pewne trzy załączniki, jakie ukraiński prezydent przedstawić miał jedynie „zaufanym”.

Tajny plan na zranienie Rosji

Dziś o jednej z utajnionych ukraińskich propozycji dowiadujemy się dzięki dochodzeniu, jakie przeprowadzili dziennikarze „New York Times”. Z rozmów, jakie przeprowadzić mieli z pracownikami Pentagonu i amerykańskiej administracji wynika, iż jednym z pomysłów ukraińskiego prezydenta było dostarczenie mu takiej broni, która pozwoliłaby zniszczyć kilkanaście najważniejszych rosyjskich fabryk zbrojeniowych. Problem jednak w tym, że wiele z nich położonych jest jeszcze za Uralem, gdzie nie sięgnie żaden z dotychczas posiadanych przez Ukrainę dronów, czy nawet zachodnich rakiet ATCMS.

I tu pojawić miał się plan, aby USA dały Ukrainie legendarne już rakiety Tomahawk. Ta doskonała broń, o zasięgu kilkakrotnie większym od ATCMS, pozwoliłaby skutecznie razić każdy z obiektów wojskowych na terenie Federacji Rosyjskiej. Żądanie to spotkało się ze stanowczą odmową ze strony amerykańskich urzędników, ale jak podkreśla „NYT”, było ono tak wygórowane, iż zaczęto się w nim dopatrywać drugiego dna. Część amerykańskich ekspertów uważa, iż taka eskalacja potrzeb może być użyta do wewnątrzukraińskiej gry.

„Prawdziwy odbiorca prezentowanego planu to wewnętrzni odbiorcy, są przekonani niektórzy analitycy wojskowi i dyplomaci(…). Zełenski może wykorzystać tę działalność, w tym swoje niedawne wystąpienie w parlamencie, aby pokazać Ukraińcom, że zrobił wszystko, co mógł i przygotował się ich o możliwą umowę, czyniąc z Zachodu kozła ofiarnego” – pisze NYT.

Zobaczą tę rakietę, to odpowiedzą

Doniesienia amerykańskiej gazety od razu spotkały się z odpowiedzią ze strony ukraińskiej oraz rosyjskiej. Specjalizujący się w tematyce wojskowej ukraiński portal Defence Express przytacza raport amerykańskiej Jamestown Foudation, z którego wynika, iż aż 12 kluczowych dla rosyjskiego przemysłu rakietowego fabryk znajduje się w odległości od 500 do 1500 kilometrów od granicy Ukrainy. A tam nie dotrze większość ukraińskich dronów i rakiet.

O wiele ostrzej na płynące z USA doniesienia zareagowała strona rosyjska. W Moskwie nie pozostawiają złudzeń, jak skończyłoby się dostarczenie Ukrainie rakiet tak dalekiego zasięgu.

„Przeniesienie Tomahawków do Kijowa byłoby poważnym krokiem w stronę bezpośredniej eskalacji na linii Waszyngton–Moskwa. Broń ta znacząco wzmocniłaby Ukraińskie Siły Zbrojne, nie jest jednak jasne, ile rakiet byłoby potrzebnych, aby znacząco wpłynąć na operacje bojowe” – pisze rosyjska Ria Nowosti, zaznaczając jednocześnie, że prawdopodobieństwo dostarczenia Ukrainie pocisków Tomahawk jest „niezwykle niskie”.

Rakiety Tomahawk opracowano w samym środku zimnej wojny i przez lata były podstawą amerykańskiego systemu odstraszania. W zależności od wersji, pocisk ten może razić cele w odległości od 500 do nawet 2500 km, a przystosowany jest do przenoszenia głowic konwencjonalnych oraz jądrowych. Na początku lat 90. USA zaczęły likwidować część swego arsenału Tomahawków, jednak w lipcu tego roku zakomunikowały, iż już w 2026 roku ich wyrzutnie znów pojawią się między innymi w Niemczech.