Różnie to bywa z przekładaniem wyników eksperymentów na zwierzętach na rozwiązania ludzkich problemów (chcącym dowiedzieć się więcej polecam rozdział „Model idealny” w reportażu Bartka Sabeli „Wędrówka tusz”), w tym przypadku może się jednak udać. Zaangażowani w projekt badacze i badaczki nie kryją entuzjazmu. Kierująca zespołem na Uniwersytecie Stanforda w Kalifornii chemiczka Zhenan Bao przyznaje wprost, że doszli do efektu, o którym marzyli. O ich rezultatach dla witryny „Nature” pisze Katharine Sanderson.

W kierunku mniejszej inwazyjności

Innowacyjność opracowanego przez kalifornijskich naukowców czujnika tkwi w jego elastyczności. Dotychczasowe rozwiązania były albo zbyt sztywne, albo stanowiły zagrożenie w przypadku używania ich tak blisko ciała. Stworzony przez zespół Bao polimer pozwolił rozwiązać te problemy.

Reklama

Eksperyment na szczurze wymagał jednak zastosowania inwazyjnych metod: e-skóra musiała być połączona z mózgiem zwierzęcia fizycznym przewodem. Bao ma jednak nadzieję, że również ten problem będą w stanie rozwiązać, uniezależniając sztuczną skórę od zasilania elektrycznego i wszczepiając czujnik w obwodowy układ nerwowy zamiast bezpośrednio do mózgu.

Potrzeba większej czułości

Póki co nie jesteśmy jeszcze u progu stworzenia w pełni zintegrowanej z ciałem, czującej protezy, która byłaby nieodróżnialna od naszej własnej utraconej ręki czy nogi. Mówiąc o nadziejach związanych z badaniami zespołu Bao, wspomina się raczej możliwość odczucia szturchnięcia czy oparzenia przez duży palec u stopy niż o pełnym zastąpieniu żywej kończyny.

Bioelektronik Alejandro Carnicer-Lombarte z Uniwersytetu Cambridge komentuje, że prace Bao scalają w jedno osiągnięcia różnych grup naukowców poruszających się w dziedzinie inteligentnej protetyki. Wyraża nadzieję, że dzięki opracowanej przez kalifornijskich badaczy technologii uda się stworzyć sztuczną skórę, która umożliwi wyczuwanie przedmiotów dłońmi. Jego zdaniem kierunek, w jakim teraz pójdą badania, to zwiększenie czułości zastosowanych narzędzi.

Przygotowując artykuł, posiłkowałam się materiałem opublikowanym w witrynie internetowej "Nature".