Słyszę, że jedzie pan samochodem. Dokąd się pan wybiera?

Po prostu jeżdżę po mojej okolicy.
Co pan tam ciekawego widzi?
Stare śmieci, ale wciąż mi się podobają.
Reklama
Ciągle jest pan głodny widoków, doświadczeń. W wywiadzie rzece z Dorotą Wodecką („Życie to jednak strata jest”) mówił pan o obawie, że nie zdąży pan przeżyć wszystkiego, na co pan ma apetyt.
A kto się, k..., zdąży nażyć? O kim można tak powiedzieć?
Minęło sześć lat od tamtego wywiadu. Ta myśl cały czas siedzi panu w głowie?
Im się dłużej żyje, tym tego życia jest mniej (śmiech). Ale staram się. Walczę. Może z częścią tych rzeczy uda się jakoś zdążyć. Zobaczymy. Nie jestem najgorszej myśli.
A godzi się pan z przemijaniem? To w ogóle możliwe?
Pogodzenie się ze starością jest pewnie dobre, wygodniejsze. Nie ma co wierzgać. Ale nie przesadzajmy z tą starością. Czasami czuję, jakbym miał 20 lat, czasami - 80. Jednak z przewagą dwudziestu. Młodość jest względna. Widzę czasami młodych ludzi, którzy rodzą się starymi, i to budzi współczucie.
Co to znaczy, że rodzą się starymi?
Nie potrafią cieszyć się życiem. Są uwikłani w tę rzeczywistość lichwiarzy. Spełniają wymagania, odgrywają takie czy inne role. Współczesność jest okrutna dla nich. Ja w tym wieku robiłem to, co mi przyszło do głowy. Ale trzeba przyznać, że miałem łatwiej, bo to były inne czasy. Dziś rozpisane są gotowe role, w które się wchodzi. Musisz być tym lub tamtym. Nie udaje ci się - cierpisz z tego powodu, że nie potrafiłeś odegrać swojej.
Trafnie wykrywa pan zakłamanie w świecie. Pisał pan kiedyś o tym, jak droga Kraków-Zakopane jest zanieczyszczona reklamami - to „karcma”, to „zbójnickie”. Nie ma pan wrażenia, że ten pseudofolklor jest odpowiedzią na poszukiwanie jakiejś autentyczności?
Nie wiem, czego ludzie tam szukają. Ja wolałbym się zesrać w gacie niż pojechać na jeden dzień do Zakopanego. Ale są tacy, co kupują tam apartamenty za miliardy. Ja jednak nikomu nie będę mówił, co ma robić. Ludzie lubią odpoczywać w otoczeniu ciasnoty i brzydoty? Proszę bardzo.