SARS-CoV2 to nadal wielka niewiadoma. Jeśli uda nam się z nim wygrać, wprowadzić szybko szczepionkę i zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu w populacji, to ten konkretny wirus ma szansę już nie wrócić - mówi w rozmowie z Forsal.pl Emilia Skirmuntt, polska wirusolog ewolucyjna z Uniwersytetu Oxfordzkiego.

Czym zajmuje się wirusologia? Jakim obszarem badań aktualnie się Pani zajmuje?

Wirusologia jest nauką zajmującą się badaniem wirusów – ich systematyką, budową, chorobotwórczością. Wbrew powszechnemu mniemaniu, wirusy to nie jest coś, co napotykamy w przyrodzie sporadycznie. To najliczniejsze byty na ziemi, które otaczają nas w każdej chwili. Znamy tylko niewielki odsetek wirusów występujących w przyrodzie. Nie wszystkie też wywołują choroby u ludzi, czy zwierząt.

Ja sama jestem wirusologiem ewolucyjnym. Interesuje mnie wspólna ewolucja wirusów i ich nosicieli, a także "wyścig zbrojeń", jaki pomiędzy nimi zachodzi odkąd współistnieją. Od milionów lat organizmy, które są nosicielami wirusów, wykształcają sposoby, by tym wirusom utrudnić infekcje, a wirusy wykształcają nowe sposoby, żeby te ulepszenia obejść. Przez to często i nosiciel, i patogen musi wykształcać zupełnie nowe geny. Interesuje mnie, jak te geny powstają. Zajmuję się też chorobami zoonotycznymi, czyli takimi które potrafią "przeskoczyć" z jednego gatunku zwierzęcia na drugie, ich epidemiologią i immunologią.

>>> Czytaj też: Przyrost zakażeń koronawirusem w Polsce [AKTUALNY WYKRES]

Reklama

W jaki sposób wirusy transmitują ze zwierząt na człowieka? Czy jest jakaś konkretna grupa zwierząt, np. ssaki, albo gady, które pośredniczą w transmisji patogenów na człowieka? Obiegowa opinia dotycząca epidemii Eboli łączy zakażenia ze spożywaniem mięsa zarażonych małp. Czy tak jest w rzeczywistości?

Wirusy są wysoce wyspecjalizowanymi pasożytami. Nie mogą istnieć bez swojego nosiciela, a to często będzie na przykład jeden konkretny typ zwierząt – jak nietoperze. To, że wirus "przeskoczy" z jednego gatunku na drugi zdarza się niezwykle rzadko i jest niebezpieczne dla nowego nosiciela, który nie ma tych ewolucyjnych dostosowań dla patogenu, jaki ma główny nosiciel.

Nietoperze są jedną z najstarszych grup zwierząt, więc miały czas, żeby wykształcić wiele mechanizmów, które sprawiają, że mogą koegzystować z wirusami. Wiemy też, że wiele wirusów, które dla nas są niebezpieczne, w przypadku nietoperzy nie robią im żadnej krzywdy. W tej chwili obserwujemy wycinkę lasów i kurczenie się środowiska naturalnego, gdzie żyją dzikie zwierzęta. Ludzie mają coraz bliższą styczność ze zwierzętami i ich patogenami - w stopniu, na który nie byliśmy wcześniej wystawieni. Nietoperze nie są bardzo wymagające co do tego, gdzie żyją, więc z lasów i jaskiń przenoszą się coraz bliżej ludzi i farm, gdzie mają styczność ze zwierzętami hodowlanymi. Bardzo dobrze znanym przypadkiem jest tutaj wirus Nipah, którego pojawienie się w krajach azjatyckich obserwujemy co kilka lat. To wirus, który z nietoperzy przeskoczył na świnie, a następnie na ludzi. Jego śmiertelność też jest wyjątkowo wysoka: 50-75 proc. Z ciekawostek, to właśnie ten wirus był pierwowzorem dla patogenu w filmie Contagion (Epidemia Strachu - przyp.red.).

W przypadku Eboli tak naprawdę nie wiemy, jakie zwierzę pośredniczyło w zakażeniu ludzi, ale w miejscach, gdzie Ebola występuje, jedzenie upolowanych w buszu zwierząt jest bardzo powszechne – w tym małp czy nietoperzy.

Chciałabym tu podkreślić, że nie każdy nietoperz przenosi zabójcze choroby i są one pod ochroną, gdyż są bardzo ważną częścią naturalnego środowiska.

>>> Czytaj też: Jak państwa mogą sobie poradzić z epidemią koronawirusa? Oto 5 najważniejszych wniosków [RAPORT BBC]

Sezon grypowy przypada na miesiące jesienno-zimowe. Jakie czynniki naturalne mogą osłabić, albo nawet zniszczyć SARS-CoV2? Podwyższone promieniowanie UV? Wysokie temperatury? Niska wilgotność?

Problem jest taki, że my nawet nie wiemy, czemu sezon grypowy przypada na te miesiące. Są pewne hipotezy i badania wskazujące, że suchsze zimowe powietrze może sprawiać, że jesteśmy bardziej podatni na infekcje. Inne, że przez to, że ludzie w zimie siedzą bardziej w zamkniętych pomieszczeniach i większych grupach, wirusowi łatwiej się przenieść z osoby na osobę. Ale nie wiemy, jak jest w przypadku SARS-CoV2.

SARS-CoV2 jest wirusem podatnym na promienie UV i temperatury. Ale to w przypadku, gdy znajduje się on poza ciałem nosiciela. Ciężko powiedzieć, czy cokolwiek się zmieni przy wyższych temperaturach na wiosnę czy w lecie. Gdyby to było tak proste, nie obserwowalibyśmy zakażeń w krajach tropikalnych, jak Singapur czy Brazylia.

Czy jesienią grozi nam kolejny wysyp zachorowań? Tego nie wiemy. Według niektórych modeli epidemiologicznych jest to możliwe. To wszystko jednak zależy od naprawdę masy czynników.

Kiedyś Europę dziesiątkowały bakterie przywleczone z krajów egzotycznych: dżuma, cholera, trąd. Po wynalezieniu antybiotyków, sytuacja została opanowana. Czy teraz jest czas wirusów?

Wirusy też radziły sobie nie najgorzej. O pandemiach grypy wiemy już od XIX wieku. Tak zwana „grypa rosyjska” (1977-78 – przyp.red.), która zabiła około miliona ludzi. W czasach antycznych zdarzyło się coś takiego jak „Zaraza Antoninów”, która w Cesarstwie Rzymskim zabiła ponad 5 milionów ludzi. Nie wiemy, co było przyczyną, bo wirusy nie zostawiają nam skamielin, które moglibyśmy badać. Ale z przekazów wygląda, że mogła to być odra albo ospa.

Teraz na wiele z tych chorób mamy szczepionki i lepiej je rozumiemy. W większości państw nie musimy obawiać się polio, odry czy ospy. Ale kiedyś wiele osób po prostu na te choroby umierało. Jednak kiedyś ludzie nie wiedzieli też, co to wirus - to stosunkowo nowe odkrycie, bo znowu z okolic XIX wieku.

Nie zapominajmy, że w tej chwili wirusy mają ułatwione zadanie przez to, że świat jest po prostu o wiele lepiej połączony. Przez to, że łatwiej nam się podróżuje i kontaktuje z resztą świata, wirusy mogą też rozprzestrzenić się sprawniej i dalej.

>>> Czytaj też: Eksperci: Wyższe temperatury mogą wyhamować pandemię, lecz jej nie zatrzymają

Jak bezpiecznie jeść żywność, której nie możemy sparzyć ani przegotować? Myślę o takich produktach jak np. sałata. Czy wirus może przenosić się drogą pokarmową?

SARS-CoV2 nie przenosi się drogą pokarmową. W przypadku sałaty czy innej żywności, której nie możemy przegotować, powinno wystarczyć samo obmycie w wodzie. Nasz organizm ma sposoby na bronienie się przed patogenami. Dlatego w ustach mamy ślinę i, choć może nie zabrzmi to przyjemnie, śluz, który po przełknięciu pomaga w zmyciu tego patogenu do żołądka, a tam zostanie on już zneutralizowany przez kwasy pokarmowe.

Czy można coś zrobić, żeby podnieść odporność organizmu?

Oprócz normalnego, zdrowego trybu życia – nie. Przez zdrowy tryb życia mam na myśli odpowiednie odżywianie, uprawianie sportów, wysypianie się, ale też odpoczynek. To zapewni organizmowi optymalne warunki, w tym układowi immunologicznemu. Nie ma żadnej magicznej tabletki czy płynu, który nam w tym pomoże. Nasz organizm robi to wszystko sam. Nie obciążajmy go zbytnio, a nasz układ odpornościowy będzie działał.

Czy wiadomo, czemu jedni chorują bardzo poważnie, a inni - np. dzieci - przechodzą zakażenie bezobjawowo? Czy chodzi tu tylko o choroby współistniejące i wiek?

Choroby współistniejące i wiek są bardzo ważnym czynnikiem. Co do pełnej odpowiedzi na to pytanie, to cały czas trwają nad tym badania. Jeśli chodzi o dzieci, to możliwe jest, że nie ma u nich tak gwałtownej odpowiedzi układu odpornościowego na zakażenie, jak w przypadku dorosłych. Wiem, że to brzmi sprzecznie z intuicją, ale w przypadku niektórych chorób odpowiedź układu odpornościowego może być po prostu zbyt silna i to ona tak naprawdę uszkadza nasz organizm, a nie patogen. Czasami obserwujemy to w przypadku grypy. Ponieważ, według najnowszych badań, odpowiedź układu immunologicznego na SARS-CoV2 jest taka sama jak w przypadku grypy, to może być właśnie to.

Co jest groźniejsze? Grypa występująca co sezon, ciągle mutująca, czy SARS-CoV2, który się przetoczy przez ludzkość i już więcej nie wróci? A może właśnie zmutuje i wróci w nieco innej, ale równie groźnej postaci?

To jest ciężkie pytanie. Grypę znamy dobrze, ale ona też wywołuje pandemie w sprzyjających okolicznościach – jak np. świńska grypa w 2008 r. Co do SARS-CoV2, to nadal jest to wielka niewiadoma. Jeśli uda nam się z nim wygrać, wprowadzić szybko szczepionkę i zapobiec dalszemu rozprzestrzenianiu w populacji, to ten konkretny wirus ma szansę już nie wrócić. On mutuje o wiele wolniej od grypy.

SARS-CoV2 w większości przypadków wywołuje objawy łagodne, więc bardzo wiele osób nie ma się czego obawiać - nawet jeśli zostaną zakażeni. Niestety, te same osoby mogą zakazić inne, które z racji wieku czy innych schorzeń mogą już tej infekcji nie przeżyć. Ale w tej chwili SARS-CoV2 jest groźniejszy, bo nie mamy odporności stada, jak w przypadku grypy i może on swobodnie rozprzestrzeniać się w populacji, zagrażając grupie ryzyka – ludziom starszym i chorym. Ci sami ludzie są również zagrożeni grypą, ale grypa nie ma do nich takiego dostępu dzięki szczepieniom i istniejącej już odporności stada, którą wyrobiliśmy sobie przez lata współistnienia z tym patogenem.

>>> Czytaj też: "NYT": 30 proc. zakażonych koronawirusem skarży się na utratę węchu lub smaku

Czy na podstawie dostępnej wiedzy można przewidzieć, jakie skutki długofalowe może mieć dla człowieka zakażenie SARS-CoV2? Wirus atakuje nie tylko płuca, ale też i wątrobę. Wątroba może się zregenerować, ale co z płucami?

Płuca też się regenerują, może nie tak wydajnie jak wątroba, ale jednak. Podczas zapalenia płuc (nie tylko przy SARS-CoV2) czasem może dojść do zmian w płucach, ale zwykle znikają one po jakimś czasie. Jeśli tak się nie stanie, to istnieją programy fizjoterapeutyczne dla pacjentów, które pomagają im odzyskać sprawność. Ale nie każde przejście COVID-19 wywołuje ciężkie zapalenie płuc i nie każde z tych zachorowań zostawia widoczne zmiany.

Czy można w laboratorium, tak „wirtualnie” zbadać, na jakie leki SARS-CoV2 będzie wrażliwy? Czy trzeba testować różne kombinacje leków bezpośrednio na ludziach?

Można. I w tej chwili często tak właśnie się robi wstępne analizy. Ale zanim leki zostaną wprowadzone na rynek, muszą jednak zostać najpierw przetestowane na ludzkiej populacji. Komputer może nam powiedzieć, że lek może być skuteczny przeciwko wirusowi, ale nawet najlepszy komputer nie powie nam, jak zareaguje ludzki organizm na podanie takiego leku. Jesteśmy o wiele bardziej złożeni od wirusów.

Ile czasu potrzeba na wynalezienie szczepionki?

Przed wprowadzeniem szczepionki na rynek muszą zostać przeprowadzone testy kliniczne. Takie testy mogą trwać nawet kilkadziesiąt lat. Szczepionka na wirusa Ebola była stworzona i w fazie testów od 2003, a licencje w USA dostała dopiero w 2019, co i tak było procesem wyjątkowo szybkim. Ale w przypadku epidemii wirusa Zika, przygotowanie szczepionki do testów zajęło tylko 6 miesięcy. W tej chwili wiele laboratoriów pracuje nad potencjalną szczepionką i wiem o przynajmniej dwóch, które wprowadziły ją do fazy testów, co jest tempem rekordowym.

Jednak teraz musimy czekać na wyniki tych testów, a tego nie da się aż tak przyspieszyć. Tu musimy obserwować reakcje organizmu człowieka w przedłużonym okresie czasu. Zakładałabym, że szczepionka może być już dostępna w przyszłym roku. To nadal rekordowy czas, ale mamy też bardzo wyjątkową i bezprecedensową sytuację.

Jaki jest główny powód klęski Włoch? Niesubordynacja zakażonych pozostających w kwarantannie? Zlekceważenie pacjenta „0”? Czego na przyszłość może nas nauczyć włoska epidemia?

Niestety, było to głównie niestosowanie się do zasad kwarantanny i nietrzymanie dystansu przez mieszkańców. Spotykanie się w dużych grupach, podróżowanie i udawanie przez mieszkańców Włoch, że problemu nie ma. To sprawiło, że epidemia rozrosła się w bardzo szybkim tempie i załamała system opieki zdrowotnej. Musimy też pamiętać, że Włochy to drugie na świecie państwo z najwyższym odsetkiem ludzi starszych w Europie. 23 proc. populacji Włoch to ludzie po 65. roku życia. To właśnie te osoby są najbardziej zagrożone powikłaniami COVID-19 i ciężkim przebiegiem choroby. To przeciążyło tamtejsze szpitale.

Co z odpornością populacyjną, jaką jeszcze do niedawna Brytyjczycy chcieli wytworzyć na Wyspach? Czy w ogóle coś takiego jest możliwe?

Nie wiemy, czy to jest możliwe, bo nie wiemy do końca, czy zarażenie wirusem SARS-CoV2 daje nam odporność na następne zarażenie tym samy wirusem, a jeśli daje - to na jak długo. Wstępne badania pokazują, że ta odporność się pojawia, ale pytanie, na jak długo pozostaje.

W przypadku epidemii SARS-CoV1, kuzyna obecnego nowego koronawirusa, wiemy, że odporność była wykształcana na kilka lat, co jest obiecujące. Wiemy też, że odpowiedź immunologiczna organizmu przy zakażeniu SARS-CoV2 jest taka sama, jak w przypadku zakażenia grypą, a na grypę też wykształcamy odporność na lata.

I to właśnie było założeniem Wielkiej Brytanii – aby wytworzyć odporność populacji, chociaż na czas potrzebny do stworzenia szczepionki i zaszczepienia ludzi z grup ryzyka i pozostałych. Niestety, najnowsze modele epidemiologiczne pokazują, że w wyniku takiej strategii i niewprowadzenia żadnych innych obostrzeń, nacisk na służbę zdrowia nadal byłby zbyt dużym obciążeniem, co doprowadziłoby do jej załamania. W wyniku czego duża liczba ludzi by zmarła.

Czy to dobry pomysł, aby ściągać Polaków z zagranicy i umieszczać ich w 14-dniowej kwarantannie? Może łatwiej byłoby opanować pandemię, gdyby wszyscy pozostali w miejscach, w których zastała ich pandemia?

To nie jest dobry pomysł. Nie wszyscy będą mieli możliwość skorzystania z opieki zdrowotnej w obcym kraju. Nie wszyscy mają też fundusze, żeby za granicą pozostać. Pandemia nie wybucha wszędzie jednocześnie, kiedy w Polsce będzie już po jej szczycie, w kraju, gdzie obecnie znajdują się polscy obywatele, może dopiero się zaczynać, to oznaczałoby dodatkowe tygodnie poza domem. 14 dni to jednak o wiele lepsze wyjście niż potencjalne miesiące w kwarantannie, bo tak naprawdę nie możemy do końca przewidzieć ile to potrwa. Ta sytuacja cały czas się rozwija. Nie twierdzę, że pandemia koniecznie będzie trwać miesiące, ale w tej kwestii należy działać szybko.

Co Pani zdaniem, jako specjalistki, może pomóc w zwalczaniu obecnej pandemii, a co jest nieskuteczne? Czy w Polsce władze nie podeszły do sprawy zbyt radykalnie?

Najważniejsze, i w tej chwili wszyscy się z tym zgadzają, jest unikanie kontaktów społecznych, zamknięcie miejsc publicznych i rygorystyczne testowanie potencjalnych przypadków. SARS-CoV2 nie jest wirusem o bardzo wysokiej śmiertelności i większość osób powinna przejść go łagodnie. Te wszystkie restrykcje jednak istnieją po to, żeby chronić grupy ryzyka, jak ludzi starszych, i nie obciążyć służby zdrowia. Bo jeśli służba zdrowia nie będzie w stanie nadążyć i upadnie, to ludzie zaczną umierać nie tylko z powodu ciężkiego przebiegu COVID-19, ale też bo po prostu nie będzie lekarza, który mógłby ich uratować przy ataku serca, czy operować przy zapaleniu wyrostka. To też w tej chwili obserwujemy na przykładzie Włoch.

Ale nie można też wprowadzić restrykcji zbyt wcześnie, a to wynika już niestety tylko i wyłącznie z ludzkiej natury. Ludzie mogą być przestraszeni na początku, ale po jakimś czasie, jeśli uważają że sytuacja ich nie dotyczy – nudzą się. I przestają traktować sprawę poważnie.

Czy grozi nam kolejna fala zachorowań w Chinach? Czy raczej nabrali już odporności jako społeczeństwo, więc ewentualna powtórka nam nie grozi?

Niektóre modele mówią, że istnieje możliwość kolejnej fali zachorowań po tym, jak Chiny wrócą do 100 proc. produkcji i w pełni otworzą granice. Miałoby to być spowodowane tym, że Chiny tylko zatrzymały wirusa u siebie w populacji, nie pozbywając się go do końca. Nie zapominajmy, że Chiny to wielkie państwo i nie wszystkie jego części dotknęła pandemia.

Jednak to, że grozi nam kolejna fala zachorowań z tamtego kierunku w tej chwili jest bardzo mało prawdopodobne, choć nie niemożliwe. Od paru dni nie zaobserwowano żadnego nowego przypadku zachorowań na COVID-19 w Chinach. A Chiny też o wiele bardziej uważają, gdyż ostatnie miesiące były dla nich naprawdę poważnym uderzeniem i wątpię, żeby chcieli to powtórzyć.

Czy grożą nam kolejne pandemie? Gdzie należy wypatrywać potencjalnie groźnych drobnoustrojów?

Tak. Naukowcy przewidywali od lat, że coś takiego jak teraz może nastąpić. Samo miejsce i czas wystąpienia epidemii czy pandemii jest niemożliwe do przewidzenia. To jest wiele nakładających się na siebie czynników i wydarzeń, które muszą wystąpić w określonym momencie. Ale szanse na pojawienie się epidemii rosną z każdym rokiem. Najbardziej epidemiami są zagrożone kraje rozwijające się, bo nie mają możliwości i pieniędzy, by szybko wykrywać i neutralizować potencjalne zagrożenia. Przez to też, że w wielu takich państwach wycinamy lasy i niszczymy środowisko naturalne, jesteśmy wystawieni na kontakt z nowymi, nieznanymi nam wcześniej patogenami.

>>> Czytaj również: Onco Arendi: Opracowywany lek może zwalczyć śmiertelne powikłania koronawirusa