Wstępne dane Otodom za październik potwierdzają utrzymanie wysokiej sprzedaży mieszkań na siedmiu największych rynkach w Polsce, która nadal wynosi 4 tys. lokali w skali miesiąca. Zdaniem Katarzyny Kuniewicz, dyrektorki badań rynku Otodom, dwa ostatnie miesiące nie tylko są najlepsze pod względami sprzedaży w tym roku, lecz także wypadają korzystnie w porównaniu z początkiem 2024 r., kiedy popyt był jeszcze stymulowany przez program Bezpieczny kredyt 2 proc.
Eksperci nie mają wątpliwości, że głównym motorem napędowym tej sytuacji są sukcesywne obniżki stóp procentowych trwające od maja tego roku. Skalę ożywienia ilustrują dane Biura Informacji Kredytowej (BIK). Tylko w październiku o kredyt mieszkaniowy zawnioskowało prawie 43 tys. osób.
Jak zauważa Bartosz Turek, analityk rynku nieruchomości, w efekcie indeks popytu na kredyty jest już nawet wyższy niż u szczytu popularności programu Bezpieczny kredyt 2 proc. Turek przywołuje dane BIK, według których na finiszu Bezpiecznego kredytu 2 proc., czyli w grudniu 2023 r., o hipoteki zawnioskowało co prawda więcej, bo ponad 46 tys. osób. Jednak wtedy przeciętny wniosek opiewał na 435 tys. zł, o ponad 8 proc. mniej niż obecnie. Dziś jest to 475 tys. zł.
Kupujący przestali czekać
Poprawa zdolności kredytowej to jednak nie wszystko. Na powrót kupujących wpłynęły też inne czynniki. Agnieszka Mikulska, ekspertka rynku mieszkaniowego w CBRE, zwraca uwagę na dwa istotne wydarzenia. Pierwszym była czerwcowa zapowiedź rządu o wyłączeniu dopłat do kredytów hipotecznych oraz innych form wspierania nabywców z nowego programu wsparcia mieszkalnictwa.
– Ci, którzy mogą sobie pozwolić na zakup bez wsparcia, ale odkładali go w czasie, licząc na pozyskanie dopłat, wrócili na rynek – wskazuje ekspertka.
Drugim elementem była ustawa o jawności cen mieszkań, która weszła w życie 11 lipca. Część nabywców wstrzymywała się z decyzjami o zakupie, czekając na bardziej transparentny rynek.
Nie bez znaczenia jest także stabilizacja cen.
– Popyt wraca, ponieważ Polacy przestali oczekiwać już ich spadków. Szczególnie że październik przyniósł lekkie korekty średnich cen mieszkań względem września, które nie przekraczały 2 proc. – mówi Katarzyny Kuniewicz z Otodom.
Jednocześnie sondaż portalu ogłoszeniowego Dompress.pl wskazuje, że deweloperzy nie planują obniżek. Tomasz Kaleta, dyrektor zarządzający ds. sprzedaży i marketingu w Develii, ocenia, że z uwagi na wysokie koszty budowy, deficyt gruntów oraz długie procedury administracyjne nie należy się tego spodziewać. Bardziej prawdopodobny scenariusz jego zdaniem to stabilizacja z tendencją do stopniowego wzrostu, zwłaszcza w dużych miastach i atrakcyjnych lokalizacjach.
– Na ten moment prognozujemy umiarkowane wzrosty, średnio o 1–2 proc. powyżej inflacji – powiedział Tomasz Kaleta.
Jego zdaniem szybsze tempo wzrostu może się pojawić, gdy relacja popytu i podaży się wyrówna.
Mapa cenowa Polski
Analiza cen pokazuje, że Polska jest obecnie bardzo zróżnicowana. Najdroższym miastem nadal pozostaje Warszawa. Jednak dane wskazują na wzrost cen w Trójmieście. Fenomen Trójmiasta (a dokładnie Gdańska) ma zdaniem Katarzyny Kuniewicz proste wytłumaczenie. W ostatnich miesiącach dobrze sprzedawały się tam mieszkania tańsze. Jednocześnie na rynek napływały projekty, w których cena za 1 mkw. przekraczała średnią, sięgając co najmniej 20 tys. zł.
– Jednocześnie na większości rynków w Polsce oferta po tym, jak spadła w związku z wejściem Bezpiecznego kredytu 2 proc., zaczęła się odbudowywać w 2024 r., co trwa do dziś. Takie zjawisko nie dotyczyło jednak Trójmiasta, przez co nie ma w tym mieście presji na cenę – tłumaczy Katarzyna Kuniewicz.
Ekspertka Otodom podkreśla, że mamy do czynienia w Polsce z rynkami dwóch prędkości. Regiony takie jak Trójmiasto czy Warszawa to rynki deweloperów. Czas potrzebny na wyprzedaż oferty wynosi tam prawie cztery kwartały.
Potwierdzają to dane CBRE i Tabelaofert.pl dla stolicy, z których wynika, że w III kw. tego roku deweloperzy sprzedali w stolicy więcej lokali (4150, wzrost o 43,3 proc. k/k), niż wprowadzili na rynek (3738, spadek o 3 proc. k/k). W rezultacie klienci mają do wyboru 16 442 nowych mieszkań, a więc o 3,3 proc. mniej niż w czerwcu tego roku.
Po drugiej stronie są rynki, takie jak: Kraków, Poznań czy Łódź, gdzie przewagę w negocjacjach mają kupujący. Tam oferta rotuje znacznie wolniej, bo aż osiem kwartałów. Oznacza to, że liczba oferowanych mieszkań przekracza roczną sprzedaż, co teoretycznie stwarza pole do obniżek cen. W praktyce jednak blokują je wysokie koszty inwestycji, które uniemożliwiają deweloperom realizację marży przy niższych cenach.
Zasadniczo liczba dostępnych mieszkań na siedmiu największych rynkach, jak wynika z danych Otodom, pozostaje na bardzo wysokim poziomie i wynosi 62,1 tys. lokali. Jeśli doliczyć mieszkania zarezerwowane, które nie są ani sprzedane, ani dostępne w ofercie, to potencjalny nabywca ma do wyboru ponad 68,5 tys. lokali.
Katarzyna Kuniewicz zwraca uwagę na jeszcze jedno zjawisko. Większa skłonność do kupowania mieszkań, wynikająca z tego, że klienci nie odchodzą z banków z kwitkiem, sprawia, że deweloperzy nie obawiają się droższych projektów. Według niej to będzie powód, dla którego średnia cena dostępnych lokali będzie rosnąć.
Dużo na rynku, mniej w planach
Co nas czeka w końcówce roku? Zdaniem ekspertów rynek będzie się dalej rozpędzać. Co ciekawe, nie tylko z powodu obniżonych stóp, lecz także dlatego, że deweloperzy mogą być bardziej chętni do promocji i upustów, aby zrealizować plany sprzedaży.
Sprzyja temu wysoka i wciąż rosnąca oferta lokali. We wrześniu deweloperzy rozpoczęli budowę 11 598 mieszkań, o 39,2 proc. więcej niż w sierpniu. Jak zauważa Polski Związek Firm Deweloperskich (PZFD), w całym III kw. zachowano podobną dynamikę wprowadzeń (31,7 tys.) jak w II kw. Zdaniem Patryka Kozierkiewicza, radcy prawnego w PZFD, to zadowalający wynik, szczególnie że oferta dostępnych mieszkań pozostaje na najwyższych poziomach w historii, co skłania do bardziej rozważnego inicjowania nowych inwestycji.
Pojawił się jednak sygnał ostrzegawczy. Od stycznia do września inwestorzy otrzymali aż o 22,6 proc. mniej pozwoleń na budowę, łącznie na 15 436 mieszkań. Jak mówi Joanna Chojecka, dyrektor ds. sprzedaży i marketingu w Grupie Robyg, choć podaż wciąż pozostaje względnie wysoka, to tempo przyrostu nowych inwestycji wyraźnie maleje. Wynika to m.in. ze wzrostu kosztów realizacji, z ograniczonej dostępności gruntów, niepewności regulacyjnej i większej ostrożności inwestorów.
Anita Makowska, starszy analityk biznesu w Archicom, podsumowuje, że rynek wchodzi w fazę samoregulacji. Hamowanie jest na tyle skuteczne, iż potencjalna luka podażowa może się pojawić już w okolicach 2027 r. Jej zdaniem, choć należy się spodziewać wzrostu akcji kredytowej, głównym impulsem dla rynku będzie nie tylko finansowanie, lecz także przekonanie nabywców, że ceny osiągnęły równowagę i że zakup mieszkania w obecnych warunkach jest dobrą decyzją.
Czytaj więcej w dodatku DGP | Nieruchomości