Główny analityk HRE Investments Bartosz Turek wyliczył, że tego rodzaju najem krótkoterminowy, prowadzony jest w jednym na 375 mieszkań w Polsce. Mimo, iż jest to nie wiele - to jak podkreślił - na pięć największych rynków (Warszawa, Wrocław, Kraków, Poznań i Trójmiasto) przypada połowa takich mieszkań na wszystkie lokalne wynajmowane w Polsce na krótki termin.

Według wyliczeń HRE Investments najwięcej mieszkań wynajmowanych na krótki termin było w Krakowie - jedno na 50 mieszkań. W Poznaniu i Warszawie takie mieszkania stanowiły 0,6-0,8 proc. wszystkich nieruchomości, a we Wrocławiu 0,8 proc. W Trójmieście z kolei udział mieszkań wynajmowanych na krótkie termin wynosił 1,5 proc. - dodano.

Turek zwrócił uwagę, że rynek najmu krótkoterminowego chwilowo załamał się po wprowadzeniu przez rząd ograniczeń związanych z tzw. pierwszą falą koronawirusa. Teraz jednak szybko się odbudowuje.

"Jak bowiem wynika z danych portalu Airdna na pięciu największych rynkach przychód generowany przez przeciętny pokój wrócił obecnie do poziomu około 70 proc. wyniku sprzed roku. W dużej mierze miejsca zajmowane przez turystów zagranicznych zajęli rodzimi klienci. I choć obłożenie i stawki za wynajem są niższe niż przed epidemią, to wynajem krótkoterminowy, po krótkiej przerwie, znowu zaczął generować przychody" - podkreślił Turek.

Reklama

HRE Investments dodało, że dane Airdna sugerują ponadto, że od początku pandemii z rynku wynajmu krótkoterminowego zniknęło ok. 10 proc. lokali z badanych miast. "W liczbach bezwzględnych są to około 2 tysiące mieszkań, a więc relatywnie niewiele. Nie można przy tym zapomnieć, że spadek podaży takich lokali to nie tylko zasługa wirusa. Co najmniej na rok przed epidemią mieliśmy bowiem problem ostrej konkurencji na tym rynku i już od jakiegoś czasu spadała liczba wynajmowanych mieszkań na krótki termin" - dodał analityk.

HRE Investments zwróciło ponadto uwagę na zależność wynajmu krótkoterminowego np. przez portale jak Airbnb na wzrost ceny mieszkań.

Przywołano tutaj m.in. szacunki Vincenta van der Bijla z Uniwersytetu w Amsterdamie z 2016 r. z których wynikało, że dochodzi do wzrostu cen mieszkań o ok. 0,42 proc. na każde 15 tys. transakcji wynajmu zawartych dzięki Airbnb w ciągu roku, choć muszą być one w promieniu kilometra od badanej nieruchomości. Dodatkowo badania z USA w 2018 r. pokazały, że przyrost ofert najmu krótkoterminowego o 1 proc. powoduje, że stawki za wynajem rosną o 0,018 proc., a ceny mieszkań o 0,026 proc. "Przekładając to na bardziej ludzki język Amerykanie udowodnili, że jeśli podwaja się liczba ofert mieszkań poznaczonych na krótkoterminowy wynajem, to najem tradycyjny drożeje przeciętnie o 1,8 proc., a zakup mieszkań staje się o 2,6 proc. droższy" - wyjaśnił Turek.

HRE Investments przywołało także przykład Barcelony, gdzie naukowcy z lokalnego uniwersytetu zasugerowali, że Airbnb doprowadził w stolicy Katalonii do wzrostu czynszów w tradycyjnym najmie o 2 proc., a cen mieszkań o 5 proc. W przypadku najpopularniejszych turystycznie lokalizacji ten wzrost był wyższy odpowiednio o 7 i 19 proc.

Jak to z kolei wygląda w Polsce? HRE Investments przywołuje dane NBP, według których przez 5 lat krakowskie nieruchomości zdrożały o 41 proc., w Trójmieście o ponad 50 proc., w Poznaniu i Warszawie o 32-35 proc. a we Wrocławiu o 41 proc.

"Oczywiście nie znaczy to, że cały wzrost cen z ostatnich lat wynika z rozwoju rynku wynajmu krótkoterminowego. Dostępne dane sugerują jedynie, że wzrost popularności takiej formy noclegów miał swój wkład w to, jak zmieniały się ceny mieszkań w największych miastach" - ocenił Bartosz Turek.

We wrześniu br. TSUE orzekł, że państwa członkowskie UE mogą wprowadzić ograniczenia w świadczeniu usług najmu krótkoterminowego.