"Chcemy, aby każdy, kto przyjeżdża do Norwegii, mógł zostać przebadany, i dlatego pracujemy nad zwiększeniem możliwości testowania na przejściach granicznych" - oświadczyła norweska minister sprawiedliwości Monica Maeland.

Od 2 stycznia przyjeżdżający do Norwegii mogą wybierać: test na granicy albo w miejscu zamieszkania do 24 godzin po przybyciu. Według mediów system ten łatwo obejść.

Gazeta "VG" napisała, że w dniach 2-7 stycznia na lotnisku Gardermoen w Oslo co najmniej 6,2 tys. osób (42 proc.), w tym z kilku samolotów z Polski oraz Litwy, nie poddało się testom na lotnisku. Jak napisano, cały system opiera się na zaufaniu, gdyż gminy, do których udają się podróżni, nie mają możliwości sprawdzenia, czy w ciągu 24 godzin osoby te poddały się testom.

Według norweskiego prawa za zaniedbanie tego obowiązku grozi kara 20 tys. koron (1940 euro).

Reklama

Jak zapowiedziała Maeland, do czasu zwiększenia wydajności testowych na granicach i zniesienia możliwości poddania się testowi do 24 godzin rząd uruchomi krajowe centrum telefoniczne, w którym operatorzy w kilku językach będą pomagać gminom w śledzeniu podróżnych.

Norweska telewizja NRK donosiła wcześniej, że na lotnisku Gardermoen panuje chaos, a ludzie muszą czekać na badania w długich kolejkach.

W pierwszym tygodniu stycznia odnotowano w Norwegii 4758 przypadków koronawirusa, najwięcej od początku tygodnia. W Bergen w ostatnim tygodniu 36 proc. nowych przypadków wykryto u osób przyjeżdżających z zagranicy. W Oslo wskaźnik ten wyniósł 13 proc.

W weekend rząd Norwegii ma zdecydować, czy przedłużone zostaną obowiązujące do 19 stycznia surowe restrykcje.

Dotychczas w Norwegii zaszczepiono przeciw Covid-19 25 tys. osób (0,5 proc. populacji). W środę szczepionkę przyjęła będąca w grupie ryzyka rodzina królewska: 83-letni król Harald V oraz będąca w tym samym wieku królowa Sonja, a także 88-letnia księżniczka Astrid. (PAP)

zys/ akl/