Nielegalna strategia powstrzymywania napływu uchodźców

Pozew złożony przeciwko państwu greckiemu oskarża Ateny o szokujący poziom przemocy w operacjach kilku rządowych agencji, które stanowią część nielegalnej strategii powstrzymywania napływu uchodźców i migrantów - pisze brytyjski dziennik.

Pozew, złożony przez organizację pozarządową Centrum Prawne Lesbos, dotyczy incydentu z października ub.r., kiedy to łódź rybacka wyruszyła z Marmaris w Turcji do Włoch, przewożąc ok. 200 osób, w tym 40 dzieci i kobietę w ciąży. Łódź napotkała trudności podczas sztormu u południowych wybrzeży Krety, co skłoniło kapitana jednostki do wezwania pomocy.

W skardze stwierdzono, że w ramach operacji o bezprecedensowej skali zamiast udzielić pomocy uwięzionym na pokładzie osobom, grecki statek poszukiwawczo-ratowniczy i dwie małe łodzie patrolowe unieruchomiły łódź przemycająca migrantów na pięć godzin, dopóki nie przybyły motorówki z zamaskowanymi komandosami. Kilku migrantów twierdzi, że zostali pobici podczas tego incydentu.

Reklama

Osoby znajdujące się na pokładzie zostały podzielone na dwie grupy i zabrane do dwóch dużych łodzi straży przybrzeżnej, gdzie uzbrojone załogi składające się z 10-15 mężczyzn, z których większość miała na głowie kominiarki, przeszukały ich i skonfiskowały rzeczy, w tym telefony, paszporty i pieniądze.

Pasażerowie zostali następnie podobno wepchnięci na kilka małych tratw ratunkowych, odholowani z powrotem na wody tureckie i porzuceni na morzu bez jedzenia, wody, kamizelek ratunkowych czy jakichkolwiek środków umożliwiających wezwanie pomocy. Turecka straż przybrzeżna podjęła ich po ponad 24 godzinach.

"Wszyscy myśleliśmy, że umrzemy"

"To było jak oglądanie filmu. Mężczyźni z motorówek wskoczyli na pokład, krzycząc i wrzeszcząc, wszyscy mieli pistolety i noże, byli ubrani na czarno i w maskach" - powiedział Mahmud, świadek z Syrii, którego imię zostało zmienione. "Zaczęli bić ludzi pałkami, szukali kapitana. Uderzyli mnie w twarz i połamali mi okulary (...) Rozumiem, że nas nie chcą, ale moglibyście odesłać nas do Turcji bez potrzeby stosowania przemocy. Kiedy uwolnili nas na tratwach, wszyscy myśleliśmy, że umrzemy" - dodał.

W pozwie napisano, że praktyka "wypychania" stała się standardem dla greckiej straży przybrzeżnej od marca 2020 roku, kiedy to Turcja, w celu wywarcia presji na UE, zwróciła się do znajdujących się w tym kraju 4 milionów zarejestrowanych uchodźców, że nie będzie ich dłużej powstrzymywać przed próbami dotarcia do Europy zgodnie z porozumieniem z 2016 r. między Ankarą a Brukselą.

W reakcji na to władze Grecji tymczasowo wstrzymały wszystkie nowe wnioski o azyl i rzekomo stosowały coraz bardziej brutalną taktykę, aby odwieść migrantów w Turcji od dalszej podróży na kontynent europejski.

Setki incydentów "wypychania" migrantów

Dokładne liczby są trudne do zweryfikowania, ale organizacje praw człowieka i dziennikarze odnotowali w ciągu ostatnich 12 miesięcy setki rzekomych incydentów "wypychania" migrantów. W większości przypadków uciekinierzy próbujący przepłynąć Morze Egejskie są przechwytywani i odholowywani z powrotem na tureckie wody. Następnie są oni puszczani wolno w łodziach, którymi płynęli, po wcześniejszym wyłączeniu przez grecką straż przybrzeżną ich silników, albo na przepełnionych tratwach ratunkowych - podaje "Guardian".

I wskazuje, że w co najmniej jednym przypadku Europejska Agencja Straży Granicznej i Przybrzeżnej (Frontex) została oskarżona o zatajenie dowodów greckiej operacji "odepchnięcia" migrantów.

Te zbiorowe wydalenia są nielegalne w świetle prawa międzynarodowego, ale nie są nielegalne w świetle prawa obowiązującego w Grecji - zwraca uwagę "Guardian". Ateny zaprzeczały w przeszłości nielegalności swoich działań.

Brytyjski dziennik podkreśla, że incydent z października ub.r. wyróżnia się ze względu na zgłoszony poziom przemocy oraz rozmiar i zakres operacji, w której uczestniczyło osiem greckich statków i ponad 20 osób z różnych agencji.

"+Odepchnięcie+ nie jest nawet właściwym określeniem. To decyzja władz, by celowo porzucić ludzi na morzu, narażając ich życie, bez możliwości wezwania pomocy i bez szans na ubieganie się o azyl" - oceniła Natasha Ntailiani, prawniczka z Centrum Prawnego Lesbos, reprezentująca część ocalałych przed ETPCz. - To nowy i niepokojący trend charakteryzujący się zaplanowaną i systematyczną przemocą, która nasiliła się w ciągu ostatniego roku w regionie Morza Egejskiego (...)".