Wypowiadający się dla prasy urzędnik poinformował, że amerykańska administracja na razie nie jest pewna, czy wybuch w mieście Sarow w obwodzie archangielskim był eksplozją nuklearną, jest jednak przekonana, że zawierała ona komponent radioaktywny.

Incydent ten teoretycznie może stanowić dużą przeszkodę w rosyjskim programie hipersonicznych pocisków manewrujących, choć nadal nie jest jasne, czy do eksplozji doszło na skutek awarii podczas startu testowanej rakiety - dodał przedstawiciel władz USA.

Według niego podejmowane przez Rosję próby stworzenia hiperdźwiękowych pocisków manewrujących pod znakiem zapytania stawiają kwestię przedłużenia na kolejne pięć lat traktatu New START o dalszej redukcji i ograniczeniu ofensywnych zbrojeń strategicznych. Układ ten wygasa w 2021 roku.

Do wybuchu doszło 8 sierpnia na poligonie marynarki wojennej Rosji nad Morzem Białym. Krótko po eksplozji władze odległego o ok. 40 km miasta Siewierodwińsk poinformowały o "krótkotrwałym" wzroście promieniowania. Resort obrony Rosji zapewnił, że poziom promieniowania był w normie.

Reklama

Rosyjski Federalny Ośrodek Nuklearny w Sarowie poinformował, że eksplodował mały reaktor jądrowy, stanowiący część silnika rakietowego na paliwo ciekłe; zginęło pięciu pracowników tej instytucji. Szef Rosyjskiej Państwowej Korporacji Energii Jądrowej (Rosatom) Aleksiej Lichaczow poinformował, że do incydentu doszło podczas testów nowego "wyrobu specjalnego"; nie wyjaśnił, o jaką broń chodzi, ale zapewnił, że prace nad nią będą kontynuowane.

Powszechnie uważa się, że na poligonie wybuchł korzystający z nuklearnego źródła energii silnik pocisku manewrującego o prędkości hiperdźwiękowej Buriewiestnik. Rosyjski resort obrony do tej pory tego nie potwierdził.

Sarow jest miastem zamkniętym i ważnym ośrodkiem nuklearnym w obwodzie niżnienowogrodzkim.

>>> Czytaj też: Wojska chińskie w Hongkongu? Trump apeluje o spokój. Amerykańskie agencje prasowe również