"Mój ośrodek dla młodzieży w trudnej sytuacji życiowej Rosjanie nazwali +bazą nazistów+, dlatego musieliśmy przeprowadzać ewakuację, gdy pod nogami wybuchały nam pociski. (...) To, co stało się z moim rodzinnym miastem, to ludobójstwo i nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Najeźdźcy przekształcili Mariupol w cmentarz" - podkreślił Mochnenko.Pastor znajduje się obecnie we Lwowie, skąd wybiera się w dwutygodniową podróż do USA i krajów Europy. Duchowny deklaruje, że zamierza opowiedzieć światowej opinii publicznej o rosyjskich zbrodniach popełnionych w Mariupolu.

W jego ośrodku pomocy społecznej znalazły schronienie osoby niepełnoletnie, które straciły rodziców, a także m.in. kobiety w trudnej sytuacji życiowej. Poza tym pastor miał 35 przybranych dzieci. "Swoich wychowanków i dzieci Mochnenko zaczął wywozić już w pierwszym dniu wojny (24 lutego - PAP), a potem ratował innych mieszkańców miasta. W ciągu kilku miesięcy ewakuowano ponad 1200 cywilów" - czytamy w reportażu tsn.ua.

"Szczególnie trudno było wywozić rodziny żołnierzy. Znajdowaliśmy jednak sposoby, by obejść rosyjską filtrację (szczegółowe kontrole pod kątem ewentualnych związków z ukraińską armią i strukturami siłowymi - PAP). Wielu spośród uratowanych nie miałoby żadnych szans, gdyby musieli przejść przez tzw. obozy filtracyjne" - ocenił Mochnenko.

Jak przyznał duchowny, w jego rodzinnym domu znajduje się obecnie siedziba rosyjskiego dowództwa. "Oni śpią w łóżkach moich dzieci. (...) Mariupol to miasto tysiąca Bucz (w Buczy pod Kijowem wojska agresora zamordowały ponad 400 cywilów - PAP). Dwa dni temu w ruinach jednego z budynków mieszkalnych znaleziono ponad 200 ciał, a to tylko jeden z tysięcy takich domów. Rosjanie palą ciała zamordowanych osób w krematoriach, to jakaś innowacyjna metoda ludobójstwa" - powiedział pastor. Mochnenko zadeklarował, że po wizycie w USA i krajach Europy zamierza powrócić na wschód Ukrainy i "ratować tam każdą osobę, której można pomóc".

Reklama

W piątek mer Mariupola Wadym Bojczenko ocenił, że szacowana dotychczas na około 22 tys. liczba mieszkańców miasta zamordowanych przez rosyjskie wojska może być znacznie zaniżona.

"Wróg zniszczył tam niemal 1300 wielopiętrowych budynków mieszkalnych, dlatego przypuszczenia dotyczące 22 tys. zabitych w mieście zapewne nie odpowiadają rzeczywistości. (...) Ponadto 47 tys. mariupolan przymusowo wywieziono do Rosji i na okupowane terytoria Donbasu" - poinformował szef miejskich władz.

Doradca mera Mariupola: można mówić o początku epidemii w mieście

Doradca mera Mariupola Petro Andriuszczenko powiedział w niedzielę, że można mówić o początku epidemii w tym okupowanym przez Rosjan mieście nad Morzem Azowskim. Dodał, że na ulicach gniją odpadki, a skażenie mogą wywołać prowizoryczne groby.

Doradca mera powiedział, powołując się na własne źródła w Mariupolu, że miasto "faktycznie jest zamykane na kwarantannę". "Teraz jest to łagodniejsza wersja kwarantanny, bardziej biurokratyczna, ale myślę, że oni rozumieją, że zaczęła się epidemia" - dodał. Andriuszczenko, którego wypowiedź przekazał portal Suspilne uważa, że może chodzić o cholerę lub dyzenterię (czerwonkę bakteryjną).

Opisując sytuację sanitarną, Andriuszczenko mówił o zanieczyszczeniu morza i źródeł wody. "Zdajemy sobie sprawę, że płytkie mogiły mają pewien wpływ, gnicie odpadków na ulicach - to wszystko trafia do wody, morza, źródeł wody pitnej. Ryzyko epidemii już jest nie tylko groźbą, jest już na takim poziomie, że w zasadzie odnotowujemy pojedyncze przypadki - na tyle, na ile możemy je rejestrować" - mówił. Ocenił, że "pozwala to mówić, że w zasadzie rozpoczęła się epidemia". Według doradcy mera w Mariupolu rośnie umieralność.

Andriuszczenko ostrzegł, że w obecnych warunkach, gdy w Mariupolu nie działa system opieki medycznej ani laboratoria, nie ma szczepionek ani leków, nawet dyzenteria może spowodować wiele ofiar śmiertelnych.

O zagrożeniu epidemią w Mariupolu Andriuszczenko mówił też pod koniec kwietnia, wskazując na brak dostępu do kanalizacji, wody pitnej i pożywienia. Wojska rosyjskie blokowały miasto od 1 marca.

W Mariupolu masowo chowano zabitych. Wody i żywności nadal brakuje. Rosjanie częściowo uruchomili wodociągi. Jednak w połowie maja szefowa WHO na Ukrainie Dorit Nitzan ostrzegała, że wiele rur jest uszkodzonych, przez co mieszają się ścieki i woda pitna.