Choć unijni ministrowie energii zrobili niewielki krok do przodu w sprawie nakładania limitów na ceny gazu w Europie, to na decyzje poczekamy.

Ustanowienie nowego horyzontu czasowego dla prac nad interwencją na europejskim rynku gazu – to główny efekt wtorkowego spotkania ministrów energii. Prezydencja czeska chce, aby ciągnące się drugi miesiąc dyskusje nad pakietem legislacyjnym, stanowiącym odpowiedź UE na kryzys energetyczny, zakończyły się na kolejnej nadzwyczajnej Radzie ds. Energii, wyznaczonej na 24 listopada. Reprezentujący rząd w Pradze minister przemysłu Jozef Sikela przyznał, że jest rozczarowany tempem prac nad pakietem i nie wykluczył, że jeśli do czasu kolejnego spotkania ministrów nie uda się osiągnąć konsensusu w ramach UE-27, w grę może wejść głosowanie i decyzja kwalifikowaną większością. - Ale oczywiście musimy szukać rozwiązań, które – jeśli tylko będzie to możliwe – zadowolą wszystkie państwa członkowskie – zastrzegł. Alternatywą wobec decyzji w listopadzie – jak dodał Sikela – będzie „zepsucie ministrom świąt Bożego Narodzenia”, czyli zwołanie kolejnej nadzwyczajnej sesji Rady w grudniu.
Także w polskim rządzie jest rozczarowanie kolejnym odsunięciem w czasie przyjęcia pakietu – jak słyszymy, pierwsze pomysły dotyczące okiełznania cen gazu były na stole już we wrześniu – ale jednocześnie uznaje się dzisiejsze rozmowy za krok w dobrym dla nas kierunku. Anna Moskwa wskazała, że po raz pierwszy pojawił się konkretny projekt unijnego rozporządzenia, który – jej zdaniem - spełnia oczekiwania formułowane m.in. przez Warszawę, aby limit dotyczył wszystkich transakcji gazowych. Nasi rozmówcy wyrażają zadowolenie z tego, że wyznaczona została konkretna perspektywa czasowa na ostateczne zatwierdzenie pakietu. Zaś unijna komisarz ds. energii Kadri Simson zapowiedziała, że w najbliższych tygodniach kontynuowane będą prace nad szczegółami propozycji, które mają uspokoić obawy niektórych stolic dotyczących bezpieczeństwa dostaw gazu i wypełnienia celów w zakresie jego oszczędzania.
Przeciwne limitom cenowym były dotąd Niemcy oraz Węgry. Wicekanclerz Robert Habeck zasygnalizował dziś co prawda, że z punktu widzenia Berlina zamiast obowiązującego stale dynamicznego limitu akceptowalne byłoby narzędzie, które aktywowałoby się tylko w momencie nagłych skoków cenowych. Inni ministrowie wskazują jednak za wiążące w zakresie kierunku prac legislacyjnych uznają wytyczne Rady Europejskiej, mówiące jednoznacznie o „dynamicznym korytarzu cenowym”. Kolejnym wyzwaniem będzie uzgodnienie mechanizmu interwencji oraz ustalania poziomu limitu. KE chciałaby dostać mandat do proponowania ile wynosiłby limit – przy czym co do zasady miałyby one być wyższe od notowań paliwa na rynkach azjatyckich i amerykańskich. „27” chciałaby większej kontroli nad całym procesem.
Reklama
Zgoda panuje w sprawie wspólnych zakupów gazu. Wiążący cel – na poziomie 15 proc. unijnego zapotrzebowania, czyli około 13,5 mld metrów sześciennych gazu, co odpowiada rocznemu zużyciu łącznie: Grecji, Chorwacji, Bułgarii i Słowenii – dotyczyłby agregowania popytu przez europejskie firmy. Pozostałe wspólne zakupy miałyby być dobrowolne – o taki zapis zabiegała m.in. Polska. – Było silne poparcie dla tego pomysłów wśród ministrów i żywe zainteresowanie szczegółami – stwierdziła komisarz ds. energii Kadri Simson i zapewniła, że Komisja będzie wciąż prowadzić negocjacje z partnerami międzynarodowymi, żeby zabezpieczyć dostawy gazu zarówno na zimę, jak i wiosnę. Minister Moskwa podkreślała, że mechanizm może liczyć na poparcie Polski ze względu na zrozumienie dla sytuacji „mniejszych państw, które nie mają dostępu do morza”, jednak z zastrzeżeniem jego dobrowolności.
Spore ożywienie wywołała także propozycja, którą w nieformalnym trybie zgłosiła tuż przed spotkaniem ministrów KE, żeby ustanowić system długoterminowych kontraktów różnicowych z producentami energii odnawialnej lub jądrowej, żeby utrzymać niskie ceny dla konsumentów w długim okresie. Kontrakty byłyby przyznawane producentom w trybie przetargu, a wygrywałaby najtańsza oferta. Bruksela krytycznie natomiast w swoich nieformalnych propozycjach odniosła się do iberyjskiego modelu ograniczania cen, opartego na dopłatach do zakupów gazu. Zdaniem KE model ten przyniósłby łącznie jedynie 13 mld euro oszczędności i spowodował duże dysproporcje wśród państw członkowskich. Komisja wskazuje również, że takie rozwiązanie wymagałoby też porozumienia z Brytyjczykami i Szwajcarami, którzy dużymi importerami energii z UE. Sikela po wtorkowych rozmowach stwierdził, że to jedynie wkład w dyskusję, a nie formalny wniosek ze strony Komisji.
Przedmiotem kontrowersji są też proponowane przez Brukselę mechanizmy solidarnościowe, które pozwalałby krajom odnotowującym duże braki lub będące w kryzysowej sytuacji pozyskać surowiec od swoich sąsiadów. Początkowo Komisja zakładała, że szczegółowe zasady udzielania wsparcia, którego obowiązek wynika m.in. z przepisów o bezpieczeństwie dostaw (tzw. dyrektywy SoS), i jego rozliczania określą w umowach dwustronnych poszczególne państwa. W obliczu nadchodzącej zimy i nikłych postępów w wypracowywaniu takich porozumień – zawarto ich w Unii zaledwie kilka – KE chciałaby stworzyć uniwersalne zasady, które obowiązywałyby automatycznie. W polskim rządzie plany te spotykają się jednak z rezerwą. - Nie kwestia dzielenia się gazem i mechanizmów solidarnościowych jest dziś największym wyzwaniem, ale cena tego surowca, która odbija się na gospodarstwach domowych czy na przedsiębiorcach – słyszymy.

W tym tygodniu, po raz pierwszy od czerwca ceny gazu na holenderskiej giełdzie spadły poniżej pułapu 100 euro za megawatogodzinę, co zdaniem ministra Sikeli stanowi sygnał, że – przy łagodnej pogodzie – broń energetyczna Kremla przestaje działać, a nawet może się obrócić przeciwko Władimirowi Putinowi. Zaznaczał jednocześnie, że gra o ceny gazu wciąż się się nie skończyła. - Zima jest nadal przed nami. Dopiero zobaczymy, jak zachowa się rynek i co wydarzy się w przyszłym roku – mówił polityk.